Prof. Robert Flisiak: Czułem, że nasz głos był słuchany. Przyjmowali argumenty. Tylko że ich nie realizowali

Dziwić się tylko można, że osoba z takim poziomem kompetencji pozostaje na stanowisku. Tłumaczenie, że jest z wykształcenia historykiem, jest po prostu śmieszne. Ja wprawdzie dawno chodziłem do szkoły, ale pamiętam, że o epidemiach i wirusach dowiedziałem się już w szkole podstawowej. Nie tylko na lekcjach biologii. Także na lekcjach historii mówiło się, jakie spustoszenie siały epidemie w średniowieczu. Jeszcze w latach 50. XX w. zmagaliśmy się z polio. Jeśli historyk tego nie wie, to pytanie, czy ma wiedzę historyczną.

Z prof. Robertem Flisiakiem*, byłym członkiem Rady Medycznej przy premierze, prezesem Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

„Przyjmując powołania do pracy w Radzie Medycznej do spraw COVID-19, wierzyliśmy, że nasza wiedza i doświadczenie mogą być przydatne w walce z pandemią” – to fragment oświadczenia 13 byłych członków Rady Medycznej ds. COVID-19 przy premierze, którzy 14 stycznia br. złożyli rezygnację. Pan profesor był jednym z nich. Dlaczego nie będzie Pan już doradzał premierowi?

Tak jak w oświadczeniu.

Czy jest jeszcze jakakolwiek możliwość przekonania ludzi do szczepień?

Obecnie koncentruję się na przekonywaniu osób, które mają szczepienia podstawowe, do przyjęcia dawki przypominającej. Na tym etapie podejrzewam, że osoby, które nie zaszczepiły się po roku dostępności szczepionki, raczej już tego nie uczynią. Jeśli ktoś jeszcze wybierze się do punktu szczepień, to jedynie niewielki odsetek tych, których dotknie tragedia w rodzinie. Do tego jednak nie jest już potrzebna dalsza tak intensywna aktywność.

Nie wierzy Pan, że można jeszcze coś zmienić?

Co mogę powiedzieć? Może jedynie tyle, że dawka przypominająca będzie nas lepiej chronić przed Omikronem, bo z badań wynika, że w znaczący sposób podnosi poziom odporności. To jest udowodnione.

Nie wszyscy w to wierzą. Małopolska kurator oświaty stwierdziła publicznie, że szczepienia są eksperymentem medycznym. Wśród wielu ekspertów to przelało czarę goryczy.

Dziwić się tylko można, że osoba z takim poziomem kompetencji pozostaje na stanowisku. Tłumaczenie, że jest z wykształcenia historykiem, jest po prostu śmieszne. Ja wprawdzie dawno chodziłem do szkoły, ale pamiętam, że o epidemiach i wirusach dowiedziałem się już w szkole podstawowej. Nie tylko na lekcjach biologii.

Także na lekcjach historii mówiło się, jakie spustoszenie siały epidemie w średniowieczu. Jeszcze w latach 50. XX w. zmagaliśmy się z polio. Jeśli historyk tego nie wie, to pytanie, czy ma wiedzę historyczną.

Pytanie, czy to jest kwestia wiedzy historycznej. Może to „czysta” polityka?

Może należałoby zapoczątkować dyskusję w środowisku nauczycielskim, czy osoba, która ma takie braki w wiedzy podstawowej, jest właściwą osobą na stanowisku kuratora oświaty.

(…)

„Negowanie wartości szczepień przeciw COVID-19 przez osoby pełniące funkcje publiczne jest niedopuszczalne i winno skutkować utratą stanowisk publicznych” – to było jedno z ostatnich stanowisk Rady Medycznej w 17-osobowym składzie. Małopolska kurator zachowała swoje stanowisko…

Ten cytat nie odnosi się do konkretnej osoby. Uważam, że nie należy się przejmować jedną głupią wypowiedzią, na problem trzeba spojrzeć szerzej. Wypowiedzi w podobnym tonie padały również ze strony niektórych ministrów, wiceministrów, o parlamentarzystach nie wspomnę. Tylko że o ile wybór tych osób do parlamentu jest kwestią demokracji, to jednak osoba, która ma reprezentować politykę rządu, musi się podporządkować ogólnym wytycznym. Bo – jak rozumiem – polityka antycovidowa i proszczepienna, nadal obowiązuje? Jeśli ktoś się z tym nie zgadza albo zmienił poglądy, to nie powinien reprezentować rządu. Powinien podać się do dymisji albo zostać pozbawionym stanowiska. Bo to, co robi, jest szkodliwe.

Każdy funkcjonariusz publiczny, którego wypowiedź spowoduje, że choćby jedna osoba się zawaha i nie zaszczepi, a potem z tego powodu dojdzie do tragedii, powinien zostać usunięty ze stanowiska.

Czuł Pan, że nadszedł taki moment, w którym apele ekspertów przestały trafiać na podatny grunt?

Czułem, że nasz głos był słuchany przez ministra zdrowia, premiera. Powiedzmy, że w zasadzie przyjmowali te argumenty i miałem wrażenie, że chcieliby je zrealizować. Tylko że ich nie realizowali. Działała „magia” większości parlamentarnej. Tu potrzebna była decyzja polityczna na najwyższym szczeblu. Ale jak wiele wskazuje, tego typu decyzje są motywowane względami politycznymi, sondażowymi.

Kiedy utknęliśmy w martwym punkcie, jeśli chodzi o profilaktykę antycovidową?

Mniej więcej we wrześniu ub.r. Do tego momentu wiele wskazywało na to, że te postulaty, które realizowaliśmy w ramach Rady Medycznej, a które były realizowane także w innych krajach, zostaną wdrożone i wysłuchane. Okazało się inaczej. Wyrazem bezsilności było opublikowanie – już nie jako głosu Rady Medycznej, lecz Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych – apelu do premiera, prezydenta, ministra zdrowia, marszałków Sejmu i Senatu. Były w nim cztery istotne punkty.

(…)

Dziękuję za rozmowę.

*Prof. Robert Flisiak jest kierownikiem Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku

***

To tylko niewielki fragment rozmowy. Cały wywiad – w Głosie Nauczycielskim nr 3 z 19 stycznia 2022 r. 

Fot. Archiwum prywatne

Nr 3/19 stycznia 2022 – Głos Nauczycielski (glos.pl)