Prof. Tomasz Dzieciątkowski: Sprzeczne z nauką opinie są absolutnie szkodliwe

Wypowiedzi pani kurator podważają osiągnięcia naukowe i niestety, mogą się przełożyć na poziom wyszczepialności w Polsce, nie tylko wśród dzieci, ale także dorosłych. Rodzice części uczniów mogą się już nie zdecydować na szczepienia, nawet jeśli autorka tych słów zacznie się kajać. Jej opinia poszła w świat.

Z prof. Tomaszem Dzieciątkowskim, wirusologiem z Katedry i Zakładu Mikrobiologii Lekarskiej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

„Wpadka”, „takie osoby nie powinny ponosić odpowiedzialności za edukację” – to były najdelikatniejsze ze stwierdzeń ministra zdrowia po słowach małopolskiej kurator oświaty, która sugerowała, że szczepienia są eksperymentem medycznym. Co nam pokazuje ta sprawa?

Dobrze byłoby, żeby małopolska kurator oświaty zajęła się wygłaszaniem opinii na tematy, które zna, a nie kwestią oceny badań klinicznych, czyli tego, z czym zawodowo nie ma nic wspólnego. Jeżeli szczepionka została dopuszczona do obrotu, ma zgodę Europejskiej Agencji Leków EMA, to już nie jest eksperyment medyczny, nawet gdyby to dopuszczenie było warunkowe.

Zdecydowana większość nauczycieli jest od dawna zaszczepiona. Jak słowa kurator oświaty mogą wpłynąć na poziom szczepień wśród uczniów?

Wypowiedzi pani kurator podważają osiągnięcia naukowe i niestety, mogą się przełożyć na poziom wyszczepialności w Polsce, nie tylko wśród dzieci, ale także dorosłych. Rodzice części uczniów mogą się już nie zdecydować na szczepienia, nawet jeśli autorka tych słów zacznie się kajać. Jej opinia poszła w świat. Dlatego przede wszystkim minister edukacji jest tutaj władny, by podjąć odpowiednią decyzję. Powinien wziąć pod uwagę fakt, że tego typu opinia jest sprzeczna z danymi naukowymi i absolutnie szkodliwa z punktu widzenia zdrowia publicznego.

Omikron tuż za rogiem, niemała grupa społeczeństwa nie zamierza przyjąć żadnej dawki szczepionki, szpitale są przepełnione, liczba zgonów poraża. Uczniowie po przerwie wracają do szkół. Czego można się spodziewać?

Jak przy każdym powrocie dzieci do szkół w trakcie pandemii jestem rozdarty między stanowiskiem wirusologa a rodzica i nauczyciela akademickiego. Jako rodzic i nauczyciel jestem zdecydowanie za nauką stacjonarną, bo wszyscy znamy wady nauki zdalnej, wiemy, że nie jest efektywna. Obawiam się, że skutki długotrwałej nauki zdalnej mogą być katastrofalne zarówno dla poziomu edukacji, jak i zdrowia psychicznego najmłodszych.

W związku z tym, jeśli są takie możliwości, należy utrzymać stacjonarne nauczanie jak najdłużej. Niestety, nie może się to odbywać na hurra… A tak bardzo często się tak dzieje.

Może tę kwestię należy rozpatrywać nie w kontekście bieżących danych dotyczących zakażeń, lecz statystyk wynikających z liczby dzieci, które przyjęły szczepionkę. Tej przerwy nie wykorzystano do promocji szczepień.

Obecnie dysponujemy szczepionką dla pełnego spektrum wiekowego uczniów i należy robić wszystko, aby jak największej liczbie dzieci ją podano. Nie ma co kalkulować, czy to coś da, czy nie w trakcie tej fali pandemii. Nawet jeśli dopiero teraz dziecko przyjmie szczepionkę, to ona może nie będzie go chronić od razu, tylko po upływie kilku tygodni, ale lepsze to niż nic i zaniechanie szczepień jako takich w ogóle.

W Europie jesteśmy pod koniec stawki, jeśli chodzi o szczepienie dzieci w wieku 5-11 lat – ponad 210 tys. z około 2,6 mln. W grupie starszej 15-17 lat ten wskaźnik wynosi ok. 49 proc. Nie jest źle, ale gorzej np. w porównaniu z Islandią (ok. 90 proc.), Danią (ok. 86 proc.), Portugalią (ok. 83 proc.).

Niestety, w Polsce ruch kontestujący konieczność szczepień profilaktycznych cały czas rośnie w siłę. Niechęć do ochrony własnych dzieci przeciwko koronawirusowi i potencjalnym konsekwencjom zakażenia COVID-19 dziwi mnie nie tylko jako rodzica. Mój 14-letni syn w zeszłym roku popędził sam dobrowolnie na szczepienia i w tej chwili raczej jest zły, że regulacje ministerialne nic nie mówią na temat dawki przypominającej dla tej grupy wiekowej. W innych krajach sytuacja wygląda inaczej. Amerykańska Agencja Żywności i Leków FDA zaleca trzecią dawkę w grupie wiekowej 12-18 lat.

Niestety, polityka informacyjna rządu dotycząca pandemii i szczepień profilaktycznych jest w Polsce bardzo niespójna. Myślę, że po tym, co wszyscy obserwujemy na co dzień, nie trzeba nic więcej dodawać.

Retoryka praktycznie się nie zmieniła, problem jest taki, że komunikaty są niejednoznaczne, rząd wielokrotnie zmieniał zdanie. Jeden minister mówi jedno, a drugi co innego. Trudno się dziwić, że społeczeństwo jest skonfundowane, że nie wie, w co wierzyć. Dobra informacja jest taka, że ta pandemia kiedyś się skończy. Każda kiedyś się kończy.

W minionym roku słyszałam opinie, że skończy się w 2022 r., ale obecnie chyba już nikt w to nie wierzy.

To, jak ta pandemia będzie się dalej rozwijać, zależy przecież od nas samych. Wszystkim nam powinno zależeć, aby skończyła się nie tylko jak najszybciej, ale też z jak najmniejszą liczbą ofiar. A niestety, brak logiki w społeczeństwie oraz niekonsekwencje w postępowaniu rządu powodują, że ofiar może być zdecydowanie więcej, a pandemia będzie się przedłużać.

Porozmawiajmy o Omikronie. Rzeczywiście jest słabszy od Delty?

To nie jest do końca prawda, że jest słabszy. Pamiętajmy, że wszystkie informacje o tym, jakoby Omikron dawał łagodniejszy przebieg COVID-19, to są wyłącznie doniesienia, których nie potwierdziły żadne twarde dane naukowe. Wynika to z tego, że ktoś z jakiegoś szpitala powiedział, że zaobserwował „coś” słabszego u swoich pacjentów i tak się rozniosło. A ja powiem tak: coś mogło mu się wydawać, bo zaczynają się pojawiać komunikaty, że Omikron wcale nie jest wiele łagodniejszy od Delty, która obecnie zbiera żniwo w Polsce. Z punktu widzenia objawów oraz postępowania terapeutycznego nie ma specjalnie znaczenia, czy mamy akurat do czynienia z Alfą, Deltą, Omikronem czy najprawdopodobniej Sigmą lub Omegą w przyszłości.

Jak długo statystyki zgonów będą liczone w setkach?

Może być jeszcze gorzej, z jednego bardzo prostego powodu: Omikron ma większą zaraźliwość. To już jest sprawdzona informacja. Problem polega na tym, że nawet jeśli będzie dawał odrobinę łagodniejsze objawy, a pacjentów zakażonych będzie więcej, to łagodność objawów będzie kompensowana zwiększeniem liczby chorych.

W pewnym momencie nasz balansujący na granicy upadku system opieki medycznej stanie się niewydolny.

(…)

To, że niczego nie jesteśmy już w stanie przewidzieć, brzmi porażająco.

Bez wątpienia. Coś tak niewidzialnego i prostego w budowie jak ten wirus totalnie zmieniło nam życie. Przed pandemią żyliśmy w poczuciu, że tak wiele w XXI w. już osiągnęliśmy, aż tu nagle pojawia się coś, co zaburza nasz rozwój, nasze istnienie. Stosunkowo łatwo być Kasandrą w tym kraju, ale należy powiedzieć wyraźnie: politycy powinni słuchać ekspertów.

Od dawna wiadomo, że w postępowaniu względem pandemii sprawdza się tzw. strategia sera szwajcarskiego, czyli pojedyncze nakładające się na siebie plasterki, którymi są: szczepienia, dystans społeczny, noszenie maseczek, częste mycie rąk itd.

Kiedy je już nałożymy na siebie, wówczas to sito, przez które może się przedostać wirus, będzie daleko mniejsze. Pamiętajmy o tym, kiedy wraz z naszymi dziećmi będziemy odwiedzali dziadków w Dzień Babci i Dzień Dziadka.

Dziękuję za rozmowę.

***

To tylko fragment rozmowy. Cały wywiad – w Głosie Nauczycielskim nr 1-2 z 5-12 stycznia 2022 r. 

Fot. Archiwum prywatne

Wydanie elektroniczne:

Nr 1-2/5-12 stycznia 2022