Mamy kumulację roczników, więc pracy nam nie zabraknie. Najgorsze jest to, że w takim momencie zapomniano o nauczycielach. Ich sytuacja, pozycja zawodowa to równia pochyła. Zapomniano też, że tym najważniejszym dobrem jest wykształcony człowiek. Nigdy nie było dobrze, poprzednicy też nie byli wirtuozami. W tym wypadku jednak trzeba dokonać systemowej zmiany, najlepiej, jakby to była prawdziwa dobra zmiana…
Z Przemysławem Fabjańskim, dyrektorem Uniwersyteckiego I Liceum Ogólnokształcącego im. Juliusza Słowackiego w Chorzowie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Na kilka dni przed nowym rokiem szkolnym Koło Geografów „Peneplena” powróciło z 19. wyprawy do Azji. Jaki to był powrót po siedmiu tygodniach spędzonych w Indiach?
– Ledwo z młodzieżą wróciliśmy ze szkolnej wyprawy geograficznej Indie 2023, a tu… lex Czarnek 3.0 po raz kolejny przegłosowany w Sejmie. Przyznaję, byłem zaskoczony, bo wydawało się, że dwa weta wystarczą, ale jak widać, minister Czarnek wykazuje się dużą determinacją.
Minister powtarza przy każdej okazji, że to jest projekt obywatelski.
– Ciekaw jestem, czy większość obywateli chce tych zmian.
W trakcie szkolnej wyprawy pokonaliście kilkanaście tysięcy kilometrów w siedem tygodni. Czy wyjazd był tak samo udany jak poprzednie?
– Świetnie było. Licealiści dużo się nauczyli, poznali wielu ludzi, pracowali również jako wolontariusze w ośrodkach sióstr misjonarek miłości w Kalkucie. Przejechaliśmy w Himalajach przez najwyższą dostępną dla ludzi przełęcz na świecie na wys. 5800 m n.p.m.
Każda z wypraw ma swoje cele. „Zapoznanie z kulturą i zróżnicowaniem religijnym”, „rozwijanie poczucia tolerancji”, „kreowanie postaw wolnych od szowinizmu, przesądów narodowych i religijnych uprzedzeń” – to cele tegorocznej wyprawy geograficznej. Zostały zrealizowane?
– My podróżujemy po świecie, żeby zbierać jak najwięcej informacji o różnych kulturach. Interesują nas nie tylko uwarunkowania geograficzne, ale też społeczno-kulturowe państw, które odwiedzamy. Indie są jedną z najbardziej różnorodnych i największych demokracji świata.
Nasze szkolne kółko geograficzne działa od 1977 r., ja je przejąłem w 1989 r. Jesteśmy rozpoznawalni poza szkołą. Zapraszamy do siebie różne organizacje i osoby, ale też jesteśmy zapraszani.
Mam nadzieję, że aż tak daleko te zmiany nie zajdą i że szkoły nie zamkną się na świat. To też jest naszym celem.
Chorzowski „Słowak” znany był z organizowania debat z udziałem osób m.in. ze świata polityki. Nadal to jest możliwe?
– Ze względu na poziom debaty publicznej ostatnio nie zapraszamy polityków. Nie wiemy, na ile można mieć zaufanie do nich i gwarancję, że powstrzymają się od niewłaściwych zachowań. Mówię o politykach z różnych stron. Agitacja polityczna nigdy nie wchodziła w grę, chodziło tylko o przedstawianie opinii oraz pokazanie młodzieży, że warto zadawać pytania. W okresie przedkampanijnym staramy się jednak patrzeć na to z boku. Realizujemy za to różne inne projekty, to znaczy mam nadzieję, że ich nie zaprzestaniemy. Myślę tutaj o wspólnych celach, jakie mamy z uczelniami.
Cele, jakie sobie wyznaczyliście podczas tegorocznego wyjazdu, są zbieżne z celami, jakie wyznaczają sobie nauczyciele w wielu polskich szkołach. Zdecydowała sytuacja w Polsce?
– Także w Indiach, podobnie jak w wielu innych krajach świata, obserwujemy pewne podobieństwa związane z radykalizacją się zachowań. W Indiach rządzi obecnie Bharatiya Janata Party, partia o dosyć mocnych zapędach nacjonalistycznych. Gospodarczo ten kraj rozwija się tak szybko, że postęp widoczny jest gołym okiem, a ludzie głosują na premiera Narendrę Modiego, bo poziom życia bardzo im się podniósł w ostatnich kilku latach. To jest godne pozazdroszczenia. Ale jest też druga strona medalu… Nasza młodzież od razu zauważyła pewnego rodzaju analogię do tego, co dzieje się w Polsce. U nas co prawda nie zastępuje się nazw miast innymi (w przypadku Indii muzułmańskie nazwy miast zastępowane są teraz hinduskimi), ale byliśmy przecież świadkami niejednej awantury politycznej podczas nadawania czy zmiany nazwy jakiejś alei czy ulicy.
Nie była to Wasza pierwsza wizyta w tamtym rejonie świata. Co Pana zaskoczyło najbardziej?
– Zauważyłem, że na popularności tracą nawet postaci historyczne z kręgu Mahatmy Gandhiego, który wyznawał ahinsę, czyli niestosowanie przemocy. Na piedestale są teraz ci, którzy wolą rozwiązania siłowe. Z historii gumkuje się również Wielkich Mogołów, którzy kojarzą nam się w Polsce głównie z Tadż Mahal, ale przecież spuścizna po ich imperium to coś znacznie poważniejszego. Trendy nacjonalistyczne stały się, niestety, dosyć uniwersalne. Widzimy je także w Europie.
Dlaczego organizuje Pan tak trudne wyjazdy, bierze na siebie tak dużą odpowiedzialność za ich powodzenie?
– Dla mnie, nauczyciela geografii, lekcje w terenie są dużo bardziej wartościowe niż lekcje w czterech ścianach. Ta wyprawa to była jedna duża lekcja geografii.
Miałem okazję pokazać uczniom wszystko to, o czym im mówiłem na lekcjach jak np. doliny polodowcowe czy lodowce typu himalajskiego. Na lekcjach trzeba realizować podstawę programową i często nie ma możliwości, aby je wzbogacić jakąś prezentacją, filmem, zdjęciami. Tu byli z tym od świtu do zmroku.
Lekcja geografii, historii, życia i odpowiedzialności. Wszystko razem. Podczas tych wyjazdów uczą się samodzielności, ale przede wszystkim umiejętności obserwowania i wyciągania wniosków. Rozmawiają z ludźmi. Ważne, aby młodzież uczyła się rozmawiać, ale też poznawała różne zwyczaje, bo tylko w ten sposób będzie miała okazję porównywać je z naszymi.
Za sprawą tych wyjazdów młodzi ludzie stają się bardziej świadomymi ludźmi i obywatelami?
– Z pewnością. Sprzyja temu większa wiedza o świecie i o swoim kraju. Fantastycznie się spisali ze swoimi projektami. W każdym tygodniu podróży mieliśmy kilka godzin wykładów i zajęć. To były wakacje, ale realizowaliśmy normalną szkolną naukę. O różnych porach dnia siadaliśmy do rozmów w ciekawszych miejscach historycznie i przyrodniczo.
I nie rozmawialiśmy wyłącznie o Indiach. W ogóle o świecie. To, o czym się dowiedzieliśmy, zestawialiśmy z informacjami z różnych krajów, które poznajemy w ramach naszego kółka geograficznego. Staram się pokazywać, że warto myśleć globalnie.
(…)
Czego należy życzyć polskim nauczycielom w nowym roku szkolnym?
– Do średniego wynagrodzenia w kraju coraz nam dalej, dlatego życzę sobie i nam wszystkim spokoju, może nie świętego, ale stabilizacji. Mamy kumulację roczników, więc pracy nam nie zabraknie. W tym roku przekroczyliśmy w jednym tylko roczniku dwieście osób. To dużo. Najgorsze jest to, że w takim momencie zapomniano o nauczycielach. Ich sytuacja, pozycja zawodowa to równia pochyła.
Zapomniano też, że tym najważniejszym dobrem jest wykształcony człowiek. Nigdy nie było dobrze, poprzednicy też nie byli wirtuozami. W tym wypadku jednak trzeba dokonać systemowej zmiany, najlepiej, jakby to była prawdziwa dobra zmiana…
Bo polska edukacja nie może zostać w miejscu, w którym jest teraz?
– Nie może, zmiany są konieczne. Odchudźmy te podstawy programowe, odchudźmy te podręczniki. Kto to widział, żeby podręcznik do klasy III z historii rozszerzonej miał 700 stron. Te archaiczne metody nauczania, narzucone nam powtórnie, stały się tylko zbędnym balastem. Odrzućmy schematy.
Czyli czeka nas kolejny przełom?
– Oby nie. Obawiam się przełomów. Moim marzeniem jest, żeby edukacja skręciła na właściwy tor. Umożliwiała uczniom wszechstronny rozwój z zachowaniem wolności oraz możliwości artykułowania swoich poglądów.
Dziękuję za rozmowę.
Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 36-37 z 6-13 września br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl
Na zdjęciu: Fot. Archiwum prywatne