Roman Szełemej, prezydent Wałbrzycha: Z ministerstwa mamy tylko komunikat: „Radźcie sobie sami”

My, samorządowcy czy lekarze, nie mamy pełnego przekonania, dlaczego na szczeblu centralnym te czy inne decyzje o uruchomieniu jednych sfer życia zostały podjęte, a innych nie. Nie wiemy, dlaczego zdecydowano tak, a nie inaczej. Nikt tego nie wyjaśnił. Nie widać tu żadnego masterplanu.

Z Romanem Szełemejem, prezydentem Wałbrzycha, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Badania pracowników oświaty wymusili na Panu rodzice, nauczyciele, a może to był Pana pomysł?

– Wszystko po trochu. Jestem także internistą i kardiologiem oraz kierownikiem SOR w szpitalu wojewódzkim, a więc patrzę na sytuację także z perspektywy medycznej. Środowisko medyczne na całym świecie, epidemiolodzy, zakaźnicy, osoby zajmujące się służbą zdrowia, my wszyscy trochę się tego wirusa uczymy. Nie wiemy, jak będzie się rozprzestrzeniał, ale widzimy, że są różnice między krajami. Uczymy się podejmować działania o charakterze prewencyjnym. Decyzja o badaniach wynikała właśnie z takich analiz. Na wykonanie tych testów przesiewowych przeznaczyliśmy ok. 50 tys. zł z budżetu miasta. One nie mają może 100 proc. czułości ani specyficzności, mogą jednak służyć do przesiewania populacji przed uruchomieniem placówek oświatowych.

Czy wykonanie takich badań wystarczy, by uniknąć chaosu związanego z odmrażaniem? Ja mam wątpliwości.

– Cały ten proces uruchamiania życia i gospodarki jest obarczony chaosem. My, samorządowcy czy lekarze, nie mamy przecież pełnego przekonania, dlaczego na szczeblu centralnym te czy inne decyzje o uruchomieniu jednych sfer życia zostały podjęte, a innych nie. Nie wiemy, dlaczego zdecydowano tak, a nie inaczej. Nikt tego nie wyjaśnił. Nie widać tu żadnego masterplanu.

Otworzyliście klasy I-III w szkołach podstawowych?

– Tak, ale decyzję o otwarciu poprzedziłem testami wśród pracowników oświaty. Można powiedzieć, że to była taka próba zmniejszenia ryzyka.

Co chce Pan przez to powiedzieć?

– Te badania są moim zdaniem konieczne. Jeśli wykonaliśmy prawie 1,4 tys. badań i wyszło, że ok. 60 osób wymaga ponownego zweryfikowania za pomocą badań molekularnych, a pozostali nie mają wirusa, to można powiedzieć, że wykonaliśmy pracę, dzięki której w godzinie zero do szkół przyszli nauczyciele i personel niezakażony. Co oczywiście nie znaczy, że za tydzień albo za 10 czy 20 dni nie będzie takiej sytuacji. Ale my…

(…)

Potrafi Pan sobie wyobrazić tysiąc uczniów w jednym budynku od września?

– Nie bardzo sobie wyobrażam. Hipotetycznie załóżmy, że we wrześniu zgłoszą się do przedszkoli i szkół wszyscy uczniowie, czyli będzie 100-procentowa obsada. Jak i gdzie ich rozmieścić w reżimie sanitarnym? Co ja zrobię z tymi dziećmi? Zapytałem o to ministra edukacji.

I jaką odpowiedź Pan uzyskał?

– Żadną. Jak zwykle z tego ministerstwa mamy tylko komunikat: „Radźcie sobie sami”. Rodzice to wyczuli i przewrotnie z lekką skrywaną ironią nie podeszli poważnie do uruchamiania placówek oświatowych. Nic dziwnego. To ministerstwo nie daje żadnych propozycji i wskazówek, tylko hasła.

Mówimy o MZ czy MEN?

– O MEN przede wszystkim. Te rozporządzenia są mniej więcej takie: róbcie tak, żeby było dobrze i bezpiecznie, cokolwiek to znaczy. Moim zdaniem jesteśmy w fazie rozwoju epidemii w Polsce. Kłopot polega na tym, a się o tym nie mówi, że jeżeli będziemy chcieli utrzymać zalecenie GIS od września, to zabraknie nam budynków szkolnych i przedszkolnych, żeby pomieścić dzieci w pomniejszonych grupach. Już nie mówiąc o tym, że na nadmiar kadry pedagogicznej nie narzekamy. Służba zdrowia też już jest niewydolna. Przychodnie pozamykane, podstawowa opieka zdrowotna nie działa. Udawanie, że teleporada ma to załatwić, jest bałamutne. Wielu ciężko chorych ludzi woli zaczekać. Pracuję w szpitalu. Ludzie boją się zgłaszać i umierają w cichości albo doprowadzają się do takiego stanu, że nie można już im pomóc. Ordynatorem kardiologii jestem od 20 lat, mam dyżury 12-godzinne. Obecnie mamy znów tłum ludzi na SOR, bo przejęliśmy całą funkcję służby zdrowia. To trudne i wyczerpujące miejsce, a ja mam już 60 lat i jestem kierownikiem SOR, bo nikt nie chciał. To misja wyczerpująca.

Jak Pan to godzi: prezydent miasta, kierownik SOR, ordynator, lekarz?

– Jakoś próbuję żyć.

Dziękuję za rozmowę.

***

To jest fragment rozmowy opublikowanej w Głosie Nauczycielskim nr 25-26 z 17-24 czerwca br. Całość w wydaniu drukowanym GN i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)

Fot. Arkadiusz Grudzień