Wtorek nie przyniósł rozstrzygnięcia w negocjacjach między rządem a nauczycielskimi związkami zawodowymi. Rozmowy zostały przerwane i będą wznowione jutro o godz. 13.00
– Strona związkowa przedstawiła swoją propozycję, która jest wyjściem naprzeciw propozycjom strony rządowej. Zdajemy sobie sprawę z odpowiedzialności, jaką wzięliśmy na siebie w kontekście tej decyzji, ale jesteśmy przekonani, że propozycja 30-procentowego wzrostu wynagrodzenia obudowana o umożliwienie wzrostu dodatku stażowego będzie z satysfakcją przyjęta przez nauczycieli – podsumował ten dzień negocjacji prezes ZNP Sławomir Broniarz. Zniesienie barier w wysokości dodatku za wysługę lat – czyli kolejny postulat ZNP i FZZ – mogłoby natomiast jeszcze bardziej wpłynąć na podniesienie pensji w oświacie. I to nie tylko nauczycieli, ale też pracowników administracji i obsługi. Koszt takiego rozwiązania oszacowano na 1 mld 417 mln zł rocznie.
ZNP i FZZ nie zgodziły się na propozycję wicepremier Beaty Szydło, by zawiesić strajk w zamian za obietnicę prowadzenia dalszych rozmów. – Z naszej strony to byłoby zbyt daleko idące zaufanie do rządu – ocenił prezes ZNP. – Nie mamy żadnego powodu, żebyśmy mając na stole 1,3 mld zł, a negocjując wielokrotność tej kwoty, podjęli taką decyzję. Szczególnie wobec ogromnego poruszenia środowiska nauczycielskiego, co widać choćby w mediach społecznościowych – dodał.
– Rozmowy są spóźnione o kilka miesięcy. O spotkanie ze stroną rządową występowaliśmy od połowy ubiegłego roku. Odbijaliśmy się od ściany, razem z ZNP nie otrzymywaliśmy nawet odpowiedzi na wysyłane zaproszenia – przypomniał Sławomir Wittkowicz, jeden z liderów Forum Związków Zawodowych. – Gdyby rozmawiali z nami w grudniu ub.r., to nie musieliby negocjować pod groźbą strajku za pięć dni – dodał.
FZZ i ZNP zapewniły, że postulaty dotyczące wzrostu wynagrodzeń pracowników niepedagogicznych szkół też są elementem negocjacji.
– Z tego nic konkretnego nie wynika, to bardzo skomplikowana procedura, to długotrwały proces legislacyjny. A jak podkreślają samorządy, odbędzie się to ich kosztem – tak Sławomir Broniarz odniósł się do propozycji prezydenta Andrzeja Dudy, by umożliwić nauczycielom skorzystanie z 50 proc. odpisu kosztów uzyskania przychodu – na podobnych zasadach, jakie obowiązują np. nauczycieli akademickich. – Każde pieniądze w systemie edukacji oczywiście zostaną przez nas przyjęte z zadowoleniem, ale nie można tych pieniędzy szukać w kieszeniach gmin – podkreślił. Według wstępnych obliczeń nauczyciel dyplomowany mógłby na tym pomyśle zyskać ok. 250-300 zł. Rozwiązanie można będzie wprowadzić dopiero w roku 2020.
– Położyliśmy na stole dwie propozycje i wymagają one przeprowadzenia pewnych obliczeń – stwierdził prezes ZNP odnosząc się do pytania o powód przełożenia negocjacji na środę na godz. 13.00. W rozporządzeniu płacowym wymienia się 12 stanowisk nauczycielskich i dla każdego z nich trzeba policzyć skutki podniesienia wynagrodzeń o 30 proc. – Jest radykalna różnica między tym, co proponowaliśmy wcześniej i co teraz położyliśmy na stole. Oczekujemy reakcji rządu. I nie chodzi tu o apel: „Wycofajcie się ze strajku w czasie egzaminów, a my będziemy z wami rozmawiać” – podkreślił. Podwyżka w wysokości 30 proc. kosztowałaby budżet ok. 12 mld zł. Pierwotny postulat podniesienia wynagrodzenia zasadniczego o 1000 zł brutto zaś 17 mld. Według ZNP i FZZ to najlepiej pokazuje, że strona związkowa gotowa jest na kompromis.
(PS, GN)