Do czego może prowadzić wczesne otwarcie szkół w połączeniu z lekceważeniem obostrzeń sanitarnych świadczy przypadek Moray, miasteczka w północnej Szkocji, które doświadcza właśnie kolejnej, lokalnej fali pandemii koronawirusa
Do tej pory położone na prowincji Moray miało jedne z najniższych w Szkocji wskaźniki zakażeń koronawirusem. Na przełomie kwietnia i maja gmina stała się jednak największym ogniskiem koronawirusa w kraju.
Według National Health Service (NHS), rozsadnikiem wirusa była jedna z miejscowych szkół, w której stwierdzono w ostatnich dniach aż 46 przypadków koronawirusa.
Zdaniem ekspertów, do pierwszych zakażeń doszło prawdopodobnie w szkole, a wirus potem transmitował już poza szkołą. Zarówno władze miasta jak i przedstawiciele Public Health Scotland stwierdzili, że środki ochrony panujące w szkole są solidne i zapobiegają przenoszeniu choroby na terenie placówki. Mimo to, doszło w niej do zakażeń i przeniesienia wirusa na zewnątrz.
W innej ze szkół na terenie gminy, gdzie też potwierdzono przypadek koronawirusa zalecono uczniom jednej z klas samoizolację do czwartku. W tym czasie dzieci uczą się zdalnie.
Według Shony Morrison, przewodniczącej rady gminy, na błyskawiczny rozwój ogniska pandemii w tej miejscowości wpływ miała nie tylko trudna sytuacja w jednej ze szkół, ale także fakt, że duża część mieszkańców lekceważy obostrzenia sanitarne, jak np. obowiązek noszenia maseczek, czy zachowania dystansu.
W szkołach w Moray, podobnie jak w całej Szkocji, prowadzone są regularne testy uczniów i pracowników szkół mające za zadanie wykryć koronawirusa na wczesnym etapie.
Od 17 maja Szkocja zniesie część obostrzeń sanitarnych. Ale nie w Moray, gdzie surowe zasady lockdownu zostaną utrzymane, ponieważ liczba zakażeń w tej gminie trzykrotnie przekracza średnią dla całego kraju.
(PS, GN)