Tomasz Kosmalski: Nie mogę zostać, choć chciałbym tu znowu być we wrześniu. Ale nie zapomnę o szkole

Praca nauczyciela w szkole specjalnej jest trudna, ale ja to kocham. I tak już zostanie. Przeważyła kwestia finansowa. Nie mam innego wyjścia. Mój kredyt hipoteczny na mieszkanie wzrósł w przeciągu roku o 3 tys. zł a pensja w tym samym czasie wzrosła o 300 zł. Nie sposób się utrzymać bez dorabiania, bez szukania wsparcia finansowego.

Z Tomaszem Kosmalskim, nauczycielem z Warszawy, aktywistą, autorem wielu inicjatyw społecznych i edukacyjnych, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Rząd chce dać jednorazowo każdemu nauczycielowi 1125 zł brutto. Jakby Pan skomentował ten ruch?

– Z refundacji rządowej na sprzęt do nauki zdalnej kupiłem sobie w czasie pandemii słuchawki bezprzewodowe. Te 500 zł na nic innego nie wystarczyło. Czy za te 900 zł netto mógłbym kupić laptop do pracy? Niech każdy sam sobie odpowie. Ta propozycja to kiełbasa wyborcza, do tego nie pierwszej świeżości. To żenująca propozycja.

Czyli nie zatrzymałoby to Pana w szkole?

– Nie sądzę by kogokolwiek, kto już powziął decyzję o odejściu, zmienił zdanie pod wpływem tej politycznej deklaracji.

Nauczyciel z zacięciem obywatelskim, mocno zaangażowany w sprawy edukacji, odchodzi ze szkoły. To oczywiście o Panu. Jak do tego doszło?

– Znalazłem się w sytuacji podbramkowej. O rezygnacji z pracy w szkole zacząłem myśleć dwa lata temu kiedy pojawił się na świecie mój syn. Wtedy zrozumiałem, że zarabiam stanowczo za mało, a za dużo pracuję. Praca w dwóch szkołach, a w każdej z nich etat, stała się z biegiem czasu zajęciem ponad moje siły.

Zrozumiałem, że nie ważne, ile będę pracował w szkole to i tak nie utrzymam z tego swojej rodziny. Nie dam po prostu rady.

Rezygnuje Pan z powodu przemęczenia pracą na dwa etaty?

– Od początku pracowałem w dwóch miejscach w różnych wymiarach czasu pracy, od trzech lat byłem jednak mocno zaangażowany w pracę dwóch szkół. Dodajmy, że są to szkoły specjalne, jedna to szkoła podstawowa, druga jest szkołą przysposabiającą do pracy dla podopiecznych od 18 do ok. 24 r.ż. Praca nauczyciela w szkole specjalnej jest trudna, ale ja to kocham. I tak już zostanie.

Przeważyła kwestia finansowa. Nie mam innego wyjścia. Mój kredyt hipoteczny na mieszkanie wzrósł w przeciągu roku o 3 tys. zł a pensja w tym samym czasie wzrosła o 300 zł.

Nie sposób się utrzymać bez dorabiania, bez szukania wsparcia finansowego. Gdyby nie pomoc rodziców musiałbym sprzedać mieszkanie. Po opłaceniu raty kredytu zostawały grosze na koncie. Skąd miałem wziąć fundusze na potrzebne rzeczy dla mojego syna?

Od lat walczy Pan o poprawę sytuacji nauczycieli, także manifestując przed siedzibą MEiN z transparentem w ręku. Przy każdej okazji podkreślał Pan jakie to jest ważne, żeby to wynagrodzenie nauczycieli było godne.

– Tak od 2019r. byłem nieustannie zaangażowany w walkę o poprawę sytuacji osób uczących a decyzja o odejściu ze szkoły niczego nie zmienia w moim podejściu. Będę nadal walczył o godność nauczycielską.

Jak Pan ocenia te minione lata z perspektywy tej ostatniej decyzji?

– Myślę, że opinia publiczna ma o nas złe zdanie, głównie z tego powodu, że telewizja publiczna i obecna władza dają negatywny przekaz o naszej pracy. Przyjęło się, że pracujemy mało, tj. 18 godzin, że mamy bardzo długie okresy urlopowe, dlatego nie mamy prawa narzekać.

Najbardziej mnie wkurza to, że ciągle się podkreśla, że jedną godzinę pracy mamy wynagradzaną powyżej średniej krajowej. Dzieli się po prostu pensję przez 18 godzin.

To nie jest prawda, ale naszych wyjaśnień nikt nie słucha. Chyba nie jest tak kolorowo, jak mówi minister Czarnek, jeśli potrzebowałem dwóch etatów w szkołach, żeby zapewnić rodzinie byt.

Wierzy Pan jeszcze w poprawę sytuacji nauczycieli?

– Myślę, że nie poprawi się, jeśli obecna ekipa rządząca utrzyma władzę po wyborach. Jeśli jednak dojdzie do jej zmiany to nauczycielki i nauczyciele dostaną 20-procentową podwyżkę. Taką deklarację słyszymy od partii opozycyjnych. Będzie to ważny sygnał, krok do naprawienia relacji pomiędzy środowiskiem nauczycielskim a rządem. Ale jest jeszcze wiele innych spraw, które trzeba w polskiej szkole pilnie poprawić.

Pana zdaniem, które z nich są najważniejsze?

– Na pewno trzeba podjąć dyskusję na temat ewidencji wypracowanych godzin. Chodzi o to, żeby doprecyzować co należy wliczać do czasu pracy. A pracy jest naprawdę dużo. Osoba ucząca pracuje w szkole i w domu. Pracuje popołudniami, wieczorami i w weekendy. Niech ktoś to w końcu dobrze policzy, ile pracujemy z dziećmi przy tablicy, ile czasu spędzamy przygotowując zajęcia, ile przeznaczamy na spotkania z rodzicami, a ile na szkolenia i rady pedagogiczne. Chciałbym, żeby każda godzina nauczycieli i nauczycielek była zewidencjonowana.

To oznacza, że nie porzuca Pan dotychczasowych działań?

– Działałem i zamierzam dalej działać z Protestem z Wykrzyknikiem, Wolną Szkołą i Związkiem Nauczycielstwa Polskiego. Będę działał jako przyjaciel szkoły, członek organizacji pozarządowej, będę wspierał walkę o nauczycielskie postulaty, w tym płacowe, i na pewno będę miał na uwadze postulaty uczniowskie. Mam tu na myśli konieczne zmiany w podstawach programowych. Ich odchudzenie to jest tylko wierzchołek.

Będę się angażować na rzecz zmiany systemu oceniania i odejścia od klasycznych ocen, będę postulował o świecką szkołę, ale też zwiększenie roli zajęć z etyki i filozofii. Nie zapomnę o szkole, jest częścią mnie.

Słychać w Pana głosie, że to naprawdę ciężki koniec roku szkolnego.

– Przykro jest rezygnować po prawie 10 latach, z drugiej strony czuję, że wypalenie zawodowe daje o sobie znać. Nie zarabiałem wystarczająco a przez brak czasu nie wypełniałem swoich obowiązków tak jak bym sam tego od siebie oczekiwał.

Nie było na to szans. Tak wygląda ten system. Dlatego nie mogę zostać, choć chciałbym tu znowu być we wrześniu.

Dyrektorzy szkół mówią, że odchodzących nauczycieli nie ma kim zastąpić.

– W ostatnim czasie, wiele osób z miłością do szkoły i młodzieży, ludzi z powołaniem zrezygnowało z pracy w szkole. Oczywiście istnieje takie ryzyko, że w szkołach będą pracowały osoby, które nie czują bluesa.

Czy istnieje szansa, że szkoły kiedyś odzyskają tych nauczycieli?

– Raczej nie. Odpowiadam przez pryzmat własnej sytuacji, bo jestem już w fazie przekwalifikowywania się, za jakiś czas będę specjalistą w kilku innych dziedzinach. Jeden kierunek to praca w organizacjach pozarządowych, drugi, to marketing. Pomyślałem sobie, że skoro przez ostatnie 10 lat realizowałem się dla dobra naszego polskiego społeczeństwa w szkole, to tę moją wewnętrzną potrzebę by działać w kierunku pomocy społecznej przekieruję na działania pozarządowe.

Otwieram fundację a źródła utrzymania będę szukał w marketingu i social mediach. Ścieżkę rozwoju mam już jasno określoną.

(…)

Coraz częściej podkreśla się, że wprowadzone w ostatnich latach zmiany to cicha lub ukryta prywatyzacja szkolnictwa.

– Myślę, że polską szkołę publiczną czeka bardzo nieciekawa przyszłość. Dlatego coraz więcej osób przekwalifikowuje się lub przenosi się np. do pracy w chmurze. Tak, polska edukacja zmierza w kierunku prywaty tak jak niewydolna służba zdrowia. Być może wtedy nasza praca będzie lepiej wynagradzana.

Wśród nauczycieli duże kontrowersje budzi w ostatnim czasie zniesienie przez MEiN limitu godzin ponadwymiarowych. Co się za tym może kryć?

– Powód jest prosty, MEiN w końcu musiało przyjąć do wiadomości, że nie ma komu uczyć w polskich szkołach. Oczywiście ministerstwo tego nie przyzna wprost, ale ratuje się przed brakami kadrowymi właśnie takim ruchem. Jestem przekonany, że minister Czarnek doskonale wie, że młode osoby nie chcą podejmować pracy w zawodzie nauczycielskim, że wiele osób odchodzi ze szkoły. Ja jestem tego przykładem.

Dziękuję za rozmowę.

***

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 25-26 z 21-28 czerwca br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl 

Fot. Archiwum prywatne

Zapraszamy do głosowania w naszej ankiecie:

Nauczycielu, jak spędzasz w tym roku wakacyjny urlop?

Zobacz wyniki

Loading ... Loading ...

Nr 25-26/21-28 czerwca 2023