Chcę nadać tej wędrówce głęboki sens. Jako ojciec syna z wadą serca – HLHS, chcę wesprzeć 14-letniego Matiego*, podopiecznego Fundacji Serce Dziecka. Nastolatek zmaga się nie tylko z ciężką wadą serca, ale także autyzmem atypowym, padaczką lekooporną i chorobami genetycznymi. To jest Marsz dla Matiego – mówi Głosowi Tomasz Kowalski, wychowawca w Zespole Placówek Resocjalizacyjno-Socjoterapeutycznych w Krakowie, członek Oddziału ZNP Kraków-Śródmieście. Nauczyciel wyruszył właśnie w trasę. O swojej wyprawie opowiada w wywiadzie dla Głosu Nauczycielskiego.
Z Tomaszem Kowalskim, wychowawcą w Zespole Placówek Resocjalizacyjno-Socjoterapeutycznych w Krakowie, członkiem Oddziału ZNP Kraków-Śródmieście, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Ekstremalne wyzwanie…
– To się dopiero okaże…
1 tys. kilometrów Głównym Szlakiem Beskidzkim i Głównym Szlakiem Sudeckim, czyli od granicy z Ukrainą aż po trójstyk granic w Bogatyni – to trasa, którą planuje Pan pokonać w konkretnym celu.
– Chcę nadać tej wędrówce głęboki sens. Jako ojciec syna z wadą serca – HLHS, chcę wesprzeć 14-letniego Matiego*, podopiecznego Fundacji Serce Dziecka. Nastolatek zmaga się nie tylko z ciężką wadą serca, ale także autyzmem atypowym, padaczką lekooporną i chorobami genetycznymi. Chłopiec cierpi również na obustronny niedowład kończyn dolnych, co bardzo utrudnia mu poruszanie. To jest Marsz dla Matiego.
Ile daje Pan sobie czasu na pokonanie tego dystansu?
– Rzucam wszystko na miesiąc
Jak Pan się do tego przygotowywał?
– Jestem aktywny przez cały rok. Kiedy pracuję z młodzieżą w naszym ośrodku, to jeździmy w góry albo trenujemy bieganie. Mamy drużynę biegową, z którą ostatnio zdobyliśmy medale w Łodzi podczas biegu ulicznego na 10 km – medal przekazuję Matiemu. W tym roku oraz dwa lata temu uczestniczyłem w maratonie w Krakowie. Jestem przygotowany na tak potężny wysiłek jak 1 tys. km.
Jestem cały czas w treningu – czy to górskim, czy to biegowym. Przeszedłem już cztery najdłuższe szlaki górskie w Polsce, ale nie za jednym zamachem. Dlatego to wyzwanie różni się od wcześniejszych. Teraz chcę przejść dwa z nich, idąc przez miesiąc.
(…)
To jest Marsz dla Matiego. Czy mieliście okazję się poznać?
– Przed majówką Fundacja Serce Dziecka wskazała mi, które dziecko jest w największej potrzebie, którzy rodzice mają problem ze zgromadzeniem środków na zabieg. Kiedyś byłem w podobnej sytuacji, więc nie wahałem się ani chwili. 17 lat temu walczyliśmy o życie syna. Znam to uczucie, kiedy rodzic zrobiłby wszystko dla swojego dziecka i wszędzie szuka pomocy. Wiem, jak ten system zdrowia działa i że samemu czasami niewiele można zrobić. Ale to nie jest tak, że ja muszę. Ja chcę coś zrobić dla innego dziecka. Matiego poznałem w połowie maja w Krakowie.
Tym marszem chcę pomóc jego rodzicom w zebraniu środków na leczenie. On również ma bardzo złożoną wadę serca. Chcę zwrócić uwagę ludzi na jego trudną sytuację, na walkę jego rodziców o życie ich dziecka. W czasie marszu będę zostawiał ulotki, reszta jest na stronie Fundacji Serce Dziecka.
Największa obawa przy takim dystansie?
– Pogoda. Boje się, żeby po najchłodniejszym maju nie było nagle 30 stopni C. Muszę myśleć, żeby się nie odwodnić. Mam 2,5-litrowy bukłak. Powinien wystarczyć na dzień. Na wszelki wypadek zapakowałem tabletki uzdatniające wodę i preparaty wzmacniające. Zakładam, że będę pokonywał po 30-35 km na dzień. Niedawno w Górach Świętokrzyskich przeszedłem 57 km, to jest mój rekord dzienny. Te dwa szlaki są jednak trudniejsze. Ciągle góra – dół, góra – dół.
Będzie Pan na bieżąco zdawał relację z marszu?
– Postaram się zamieszczać zdjęcia i może krótkie posty na Facebooku i Instagramie.
Chcę pokazać wychowankom, że można realizować ambitne cele, że wszystko jest możliwe, że jak ktoś ma cel w życiu, to ma motywację. W wakacje planuję zdobyć swoje dwa pierwsze pięciotysięczniki.
Wybieram się na górę Ararat w Turcji, a jak już się zaaklimatyzuję do wysokości, to ruszę do Iranu na wulkan Damavand koło Teheranu. Ma 5610 m n.p.m. i jest najwyższym wulkanem na kontynencie azjatyckim. Staram się, żeby mój przykład osobisty wśród młodych zafunkcjonował.
To jest możliwe tylko poprzez wyzwania wymagające ogromnego wysiłku?
– Skądże. Czasami wystarczy pojechać z wychowankami w Pieniny, żeby tylko popatrzeć na wijący się Dunajec, albo przebiec 5 km.
Dziękuję za rozmowę.
>> Zbiórka dla Matiego:
*https://www.sercedziecka.org.pl/mateusz-fraczyk/
To jest fragment obszernego wywiadu udzielonego przez Tomasza Kowalskiego Głosowi Nauczycielskiemu. Cały wywiad ukaże się w Głosie Nauczycielskim nr 23-24 z 4-11 czerwca br.
Zdjęcia z trasy marszu: Tomasz Kowalski (3)