Początkowe doświadczenia mieliśmy traumatyczne, wielu rzeczy musieliśmy się szybko dowiedzieć i je wdrożyć. Dlatego w pewnym sensie cieszyłam się, że MEN dało dyrektorom szkoły wolną rękę, choć z drugiej bardzo mnie martwiło, że sama za wszystko ponoszę odpowiedzialność. Dano nam dużą władzę, ale nie powiedziano „jak”. Ciągle napotykaliśmy problemy – mówi Głosowi dyrektorka Szkoły Podstawowej w Zbąszyniu.
Uczniowie wstydzili się kamer
Anita Rucioch-Gołek, dyrektor Szkoły Podstawowej w Zbąszyniu:
– Nikt nas nie uczył, jak zdalnie kształcić dzieci, a tu nagle rzucono nas na głęboką wodę. Nasza szkoła znajduje się niewielkiej miejscowości, ale mamy aż 791 uczniów. To było nie lada przedsięwzięcie. Szczęśliwie w tym wszystkim trafiłam na świetnych rodziców, jeden z nich zaproponował, że pomoże nam wdrożyć Office 365, bo nie mieliśmy żadnych narzędzi. Z jego pomocą skonfigurowaliśmy konta uczniów i nauczycieli, przygotowaliśmy adresy mailowe. Potem pan Tomek zrobił nam szkolenie.
Początkowe doświadczenia mieliśmy traumatyczne, wielu rzeczy musieliśmy się szybko dowiedzieć i je wdrożyć. Dlatego w pewnym sensie cieszyłam się, że MEN dało dyrektorom szkoły wolną rękę, choć z drugiej bardzo mnie martwiło, że sama za wszystko ponoszę odpowiedzialność. Dano nam dużą władzę, ale nie powiedziano „jak”. Ciągle napotykaliśmy problemy.
Jeden z nich miał związek z kwestiami wizerunkowymi. Uczniowie, zwłaszcza ci ze starszych klas, nie chcieli włączać kamer, mieli kompleksy. Najczęściej wstydzili się, że mogą źle wypaść. Kiedy pytaliśmy, co się dzieje, mówili, że ktoś może w trakcie zajęć zrobić im niekorzystnego print screena i wykorzystać go w sposób jakiego by nie chcieli. Nie zapomnę jednak, kiedy w trakcie szkolenia pan Tomek powiedział nam, nauczycielom: „To już nie jest ta sama szkoła, zapomnijcie o niej”. Przestawienie się na inne tory jednym z nas przyszło łatwiej, innym trudniej, ale wiedzieliśmy, że musimy się odzwyczaić od prowadzenia lekcji ex cathedra.
Po tym wszystkim pozostała nam taka refleksja, że w takim czasie uczymy dla życia, nie dla szkoły. Robimy to wszystko dla uczniów, że niestety, nie jesteśmy już strażnikami klas, szkoły, że czasy całkowicie się zmieniły. Dlatego tak walczyłam, żeby to nie była nauka przez dziennik elektroniczny, tylko online. Rzecz jasna, może oceny będą lepsze, bo nie staliśmy nad uczniami w czasie sprawdzianów, ale muszę powiedzieć, że nie można też powiedzieć, że będą na wyrost czy naciągane. Jednak oceny ze zdalnych testów były różne. Nie wszyscy dostawali piątki.
Sprzętowo też jakoś daliśmy radę. Z programu Ministerstwa Cyfryzacji dostaliśmy 20 laptopów, ale potrzeby nadal mamy duże. Tylko w czterech przypadkach na prawie 800 uczniów mieliśmy kłopoty z kontaktem. Nie obyło się bez interwencji OPS, sprawa oparła się nawet o sąd rodzinny. Jedno jest jednak pewne. Przed nami długofalowe zmiany. Systemowe. Na tym na pewno się nie skończy. Nie może.
Notowała Katarzyna Piotrowiak
***
Wypowiedź pochodzi z sondy opublikowanej w Głosie Nauczycielskim nr 25-26 z 17-24 czerwca br. Całość w wydaniu drukowanym GN i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)
Fot. Archiwum prywatne