Nie ma możliwości zdobyć większych wynagrodzeń – to oświadczenie padło nie z ust przedstawiciela rządu, ale szefa oświatowej „Solidarności” Ryszarda Proksy
Po wczorajszej, wieczornej turze rozmów między stroną rządową a związkową w Centrum Partnerstwa Społecznego „Dialog” Ryszard Proksa spotkał się z dziennikarzami. I wygłosił zaskakujące oświadczenie.
– Z moich obserwacji wynika, że w tym roku nie mamy większych możliwości zdobyć większych wynagrodzeń, oprócz tego, co rząd zadeklarował – ogłosił Proksa. – Przypominam, że rozłożyliśmy nasze postulaty na dwa budżety. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że po uchwaleniu budżetu nie jesteśmy w stanie już z tego, co się udało dzisiaj, ten 1 mld 300 mln… To są wszystko pieniądze, skrócenie stażu itd. – ciągnął szef oświatowej „Solidarności”.
„Skandaliczna wypowiedź szefa oświatowej Solidarności!” – tak ZNP ocenił słowa Proksy. „Cały dzień negocjujemy (po południu Solidarność już się nie odzywa), a wieczorem Ryszard Proksa z >>S<< mówi na konferencji – prawie w imieniu rządu, że nie ma możliwości podniesienia wynagrodzeń! A jutro wracamy do rozmów! Co to ma być!!!” – czytamy w komentarzu ZNP.
Z relacji przedstawicieli ZNP uczestniczących we wczorajszych negocjacjach wynika, że wieczorem „S” jedynie przysłuchiwała się rozmowom „ostentacyjnie wyczekując już tylko na podpisanie porozumienia z rządem na warunkach, jakie ostatecznie – dwukrotnie ograniczając żądania – postawiła”.
We wtorek „Solidarność” ogłosiła, że rząd praktycznie spełnił wszystkie jej oczekiwania i postulaty. Wcześniej znacząco te postulaty redukując. “Nasze oczekiwania dotyczą wzrostu płac wszystkich pracowników pedagogicznych objętych przepisami ustawy Karta Nauczyciela w wysokości 15 proc. od 1 stycznia br. Dlatego domagamy się podniesienia kwoty bazowej dla nauczycieli określonej w ustawie budżetowej państwa w 2019 r. o wskaźnik 15 proc. w stosunku do kwoty bazowej określonej w ustawie budżetowej państwa obowiązującej na dzień 31 grudnia 2018 r.” – czytamy w jednym z ostatnich komunikatów oświatowej “S”.
Po tym, jak nauczyciele otrzymali w styczniu br. podwyżkę 5 proc. postulat “S” oznacza, że rząd miałby podnieść wynagrodzenie nauczycieli jeszcze o zaledwie 10 proc. (czyli ok. 200-300 zł).
W ciągu dwóch miesięcy “S” znacząco zredukowała swoje oczekiwania płacowe wobec rządu PiS. 21 stycznia br. sztab protestacyjny Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania “S” domagał się bowiem podniesienia płac w oświacie o minimum 650 zł od stycznia 2019 r. i kolejne 15 proc. od stycznia 2020 r. do wynagrodzenia zasadniczego.
Dziś o godz. 13.00 rozpocznie się kolejna tura rozmów z rządem. Wczoraj ZNP i FZZ przygotowały alternatywną wobec rządowej propozycję – podwyżkę dla wszystkich nauczycieli o 30 proc. To oznacza dla nauczyciela stażysty 725 zł, kontraktowego – 746 zł, mianowanego – 847 zł, a dyplomowanego – 995 zł. – To propozycja przedstawiona przez związki zawodowe w ramach szukania sposobu wyjścia z dramatycznego impasu – wyjaśnił prezes ZNP Sławomir Broniarz. Zaprzeczył rozpowszechnianym przez stronę rządową tezom, jakoby “stanowisko związków się usztywniło”. Jego zdaniem, komuś zależy na zaognianiu sporu. ZNP i FZZ domagają się też uwolnienia dodatku za wysługę lat ponad 20 proc. zapisane w Karcie Nauczyciela (zgodnie z art. 33 ust. 1 KN „nauczycielom przysługuje dodatek za wysługę lat, w wysokości 1 proc. wynagrodzenia zasadniczego za każdy rok pracy, wypłacany w okresach miesięcznych poczynając od czwartego roku pracy, z tym że dodatek ten nie może przekroczyć 20 proc. wynagrodzenia zasadniczego”).
(PS, GN)