W oświacie idzie ku lepszemu! Głos pisał 100 lat temu: Uratowana dusza szkoły, czarne zmory przegnane

Idzie ku lepszemu – obwieścił Głos Nauczycielski w noworocznym numerze 100 lat temu. A szło ku lepszemu, bo Związkowi udało się powstrzymać zapędy władz, które uderzały zarówno w szkolnictwo powszechne, jak i w samych nauczycieli!

„Jaką szlachetną dumą napełnia się serce, jak mocno bije, jak głośno woła: Tak, to my, nauczycielstwo polskie – my, którzy powołani jesteśmy do budowania życia od podstaw – to my idziemy naprzód świecąc przykładem” – pisał w Głosie Tadeusz Malicki, dyrektor Domu Zdrowia ZNP w Zakopanem (poźniej Sanatorium ZNP). Na zdjęciu: Jubileusz 10-lecia pracy zawodowej Tadeusza Malickiego (siedzi na krześle, ósmy z prawej). Na fotografii widoczni m.in. pisarz Juliusz Kaden-Bandrowski (szósty z prawej), wiceprezes ZNP Julian Smulikowski (dziewiąty z prawej), lekarz naczelny Sanatorium ZNP Zygmunt Dadler (18 sierpnia 1932 r.). Zbiory NAC

„Nowy Rok zaświtał nadzieją na lepszą przyszłość” – przyznała redakcja i przypomniała, że w 1923 r. „dwie czarne zmory dławiły wszelkie myśli jaśniejsze i wszelkie horoskopy różowsze o szkolnictwie w ogóle, a zwłaszcza o szkolnictwie powszechnym” (GN nr 1-2 z 31 stycznia 1924 r.). Były to projekt podporządkowania władz szkolnych i nauczycielstwa władzom administracyjno-politycznym i projekt przerzucenia części ciężarów związanych z utrzymaniem szkół z państwa na gminy.

To prawdziwy fenomen, że już 100 lat temu rozumiano, czym grozi podporządkowanie oświaty partiom politycznym. Redakcja naszego pisma stwierdzała, że „pierwszy projekt zabijał duszę szkoły powszechnej, zamieniając nauczycieli i inspektorów w biurokratyczne i bezmyślne narzędzia policyjnego systemu wychowania nowych pokoleń dla ciasno pojętych celów polityki stronnictw w danym momencie rządzących”.

Natomiast projekt drugi „rujnował materialne podstawy istnienia i rozwoju szkolnictwa”. Dlaczego? Bo przerzucał 1/3 kosztów utrzymania oświaty na gminy i sejmiki powiatowe. W ówczesnych realiach ekonomicznych samorządu nie było stać na dofinansowywanie oświaty w tak dużej skali. Pojawiła się więc groźba zamykania szkół powszechnych i masowych zwolnień nauczycieli.

Posłowie – zainspirowani wystąpieniem Zygmunta Nowickiego, również posła, ale jednocześnie wiceprezesa Związku Polskiego Nauczycielstwa szkół Powszechnych (od 1930 r. – Związku Nauczycielstwa Polskiego) – przegłosowali poprawkę w ustawie o naprawie skarbu państwa, stwierdzając jednoznacznie, że władze państwowe mogą przekazywać samorządom niektóre zadania do wykonania, ale „z wyjątkiem spraw szkolnych i oświatowych”.

Natomiast środki na dofinansowanie oświaty zobowiązał się znaleźć Władysław Grabski, ówczesny minister skarbu, ustanawiając specjalny podatek szkolny bądź przerzucając na oświatę środki z wpływów ogólnych.

Głos Nauczycielski mógł więc zakończyć artykuł nutką optymizmu: „Z otuchą patrzymy w przyszłość, bo wiemy, że zmory czyhające na byt szkolnictwa powszechnego zostały na razie odepchnięte”.

Potrzeby bardzo pilne

Należy podkreślić, że Związek podchodził z pełnym zrozumieniem do kłopotów finansowych państwa polskiego i sam starał się zdobywać środki, bo potrzeby były bardzo pilne. Gdy w grudniu 1922 r. udało się Zarządowi Głównemu uruchomić w Zakopanem związkowy Dom Zdrowia – skromny, bo tylko dla 35 osób – to niemal natychmiast został on zasypany setkami podań od chorych na gruźlicę nauczycieli. Jasne więc było, że trzeba się zabrać – i to jak najszybciej – do budowy nowego, dużego sanatorium. Mając to na uwadze, Zarząd Główny jeszcze przed Zjazdem Delegatów w 1923 r. kupił dwumorgową działkę na południowych stokach Gubałówki w Zakopanem.

Delegaci zaakceptowali tę transakcję. Zaakceptowali także wniosek Zarządu Głównego o przekazywaniu 1 proc. poborów przez jeden rok na budowę nowego, dużego sanatorium w Zakopanem. W ten sposób uruchomiono akcję – jak ją określono – samopomocy leczniczej.

„Akcja nasza poparta została przez karne szeregi związkowców prawie bez szmeru mimo ciężkich warunków życia” – informował Głos w numerze noworocznym. I dalej: „Jeżeli znalazły się gdziekolwiek jednostki uchylające się, to kierowało nimi chyba obałamucenie. Dwa Ogniska, które uchwaliły niewykonywanie tej uchwały Zjazdu Delegatów, dziś odosobnione i zawstydzone, odwołują swoje uchwały”.

Nabyliśmy trzy wagony wapna

Jak poinformował Tadeusz Malicki, dyrektor Domu Zdrowia w Zakopanem, napływające fundusze przeznaczano natychmiast na zakup materiałów budowlanych, na przekop wodociągowy. Zaangażowano też architektów, którzy przygotowywali plany budowy sanatorium. Jak dodała redakcja, 1-procentowa składka na rzecz samopomocy leczniczej do 24 stycznia 1924 r. przyniosła 31 mld polskich marek, a do 21 lutego już 98 mld, a do 20 marca 198 mld.

Tadeusz Malicki w GN nr 3-4 z 21 lutego 1924 r. informował: „Komunikuję kolegom i koleżankom, że prace wstępne na parceli mimo ciężkich zimowych warunków zostały już ukończone. Mamy więc już pierwszy duży barak, doły wapienne, przewód wodociągowy. W międzyczasie nabyliśmy jeszcze trzy wagony wapna i większą partię cegieł. Obecnie kończymy umowę o kamień cokołowy”.

Najszczytniejszy akt samopomocy

Prace mogły się posuwać, chociaż nie zawsze tak szybko, jak oczekiwano, o czym informował Tadeusz Malicki w Głosie Nauczycielskim nr 5-6 z 31 marca 1924 r.: „Zima u nas rozpanoszyła się na dobre. Śniegi ogromne zasypały cały świat – zda się, że życie zamarło. A jednak stromą drogą pod Gubałówkę pnie się fura za furą, wioząc cegły pod nasze Sanatorium. (…) Zwały cegły widne z daleka intrygują ciekawych, pytają, kto tam buduje? Na odpowiedź, iż to my, Związek Polskiego Nauczycielstwa Szkół Powszechnych, pytają gorączkowo: jak to? Jakimi środkami? Czy i ile daje Rząd? I znów na odpowiedź, iż to z dobrowolnej daniny 1 proc. ze swej szczupłej pensji zorganizowana rzesza nauczycielska stawia Sanatorium dla wszystkich – dzieło pojęte jako najszczytniejszy akt samopomocy, słyszę nieraz odpowiedź: Jacyż jesteście szczęśliwi mogąc działać wspólnie. (…) Jaką szlachetną dumą napełnia się serce, jak mocno bije, jak głośno woła: Tak, to my, nauczycielstwo polskie – my, którzy powołani jesteśmy do budowania życia od podstaw – to my idziemy naprzód świecąc przykładem”.

Troską jest sprawa budżetu szkolnego

Związek był już wtedy liczącym się partnerem w relacjach z władzami oświatowymi, czego wyrazem było zaproszenie do siedziby ministerstwa przedstawicieli Prezydium Zarządu Głównego. Związkowców zaprosił Bolesław Miklaszewski, minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego. Związek reprezentowali prezes Stanisław Nowak, wiceprezesi Julian Smulikowski i Zygmunt Nowicki oraz sekretarz generalny Roman Tomczak.

Spotkanie odbyło się 17 stycznia 1924 r. i trwało trzy godziny. Dyskutowano m.in. o uposażeniach, nieregularności wypłat pensji, o przynależności do partii politycznych, szkolnictwie powszechnym, budżecie szkolnym, o oświacie pozaszkolnej itp.

Co minister miał do powiedzenia na temat przynależności do partii politycznych? Głos relacjonował: „W kwestii partyjnictwa zastrzegł się pan minister, że do żadnego stronnictwa politycznego nie należy i nie ma najmniejszych zobowiązań partyjnych ani klubowych. Będzie wobec tego stał na stanowisku zupełnego obiektywizmu w szkolnictwie i o ile godzi się na udział nauczycielstwa w życiu obywatelskim, o tyle przeciwstawi się zawsze, gdy nauczyciel zajmie w swej pracy wychowawczej takie czy inne stanowisko polityczne”.

Jasno wypowiedział się minister Miklaszewski również w innej sprawie: „Moją główną i najpierwszą troską jest sprawa budżetu szkolnego. Oszczędności skarbowe dotkną i mój resort również, ale nie może z tego powodu obniżyć się poziom szkolnictwa. Szkoła państwowa to nauczyciel i budynek. Nauczyciel musi być wykształcony i uposażony, budynek ogrzany i zaopatrzony w pomoce naukowe”.

Witold Salański

Artykuł ukazał się w Głosie Nauczycielskim nr 12-13 z 20-27 marca br.

>> Więcej publikacji poświęconych historii polskiej szkoły i Związku można znaleźć w naszym serwisie historycznym

Nr 12-13/20-27 marca 2024