Według Gowina, 8 tys. zł „na rękę” to nie są duże zarobki

8 tys. zł na rękę w takich miastach jak Warszawa, Kraków, Wrocław i Poznań to nie są zarobki wysokie – ocenił wicepremier i minister nauki Jarosław Gowin. To cztery razy więcej niż zarabia nauczyciel-stażysta

Swoimi opiniami na temat zarobków wicepremier Gowin podzielił się dziś na antenie Radia Zet podczas rozmowy na temat zniesienia limitu składek na ZUS. Według Gowina, jest to pomysł kontrowersyjny, który uderzy w osoby lepiej zarabiające. Dziś bowiem od dochodów powyżej 142 950 zł (czyli ok. 8 tys. zł „na rękę”) składek ZUS już się nie odprowadza.

– Trzeba się zastanowić, czy te 140 tysięcy jest odpowiednią kwotą, czy ZUS nie powinien być zniesiony, zlikwidowany od nieco wyższych wynagrodzeń. 8 tysięcy złotych na rękę w takich miastach jak Warszawa, Kraków, Wrocław i Poznań to nie są zarobki wysokie – stwierdził Gowin.

Jeżeli – jak twierdzi wicepremier – za 8 tys. zł „na rękę” trudno się utrzymać, to co ma powiedzieć polski nauczyciel pracujący w szkołach i przedszkolach w dużych miastach? Przypomnijmy, od września br. minimalna stawka dla nauczyciela z tytułem magistra z przygotowaniem pedagogicznym wynosi w przypadku:
* nauczyciela stażysty – 2782 zł brutto, czyli 2004 zł „na rękę”
* nauczyciela kontraktowego – 2862 zł, czyli 2060 zł „na rękę”
* nauczyciela mianowanego – 3250 zł, czyli 2331 zł „na rękę”
* nauczyciela dyplomowanego – 3817 zł, czyli 2726 zł „na rękę”

Wygłaszane przez Jarosława Gowina opinie wywołały poruszenie także wśród młodych pracowników nauki:

A nie zapominajmy o opłacaniu z własnej kieszeni kwerend, książek, opłat konferencyjnych.

Opublikowany przez Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej Wtorek, 10 września 2019

To nie pierwsza kontrowersyjna wypowiedź wicepremiera na temat zarobków. W 2018 r. – też na antenie Radia Zet – stwierdził, że „kiedy byłem jeszcze ministrem sprawiedliwości, miałem wtedy trójkę dzieci na utrzymaniu, studiowały. I słowo honoru – czasami nie starczało do pierwszego”. Dodał, że zamiast skupiać się na sprawach państwa zastanawiał się „jak dożyć to pierwszego”. Okazało się, że w czasie, gdy wicepremier wraz ze swoją rodziną klepał biedę, zarabiał – jak wynikało z jego oświadczenia majątkowego – 174 tys. rocznie tylko z pełnienia funkcji ministra sprawiedliwości (to 14500 zł miesięcznie). Do tego dochodziła dieta w Krajowej Radzie Sądownictwa w wysokości 4 tys. zł, i dieta poselska – prawie 30 tys. zł.

(PS, GN)