Wiceprezydent Rzeszowa: Sektor lotniczy odbiera nam nauczycieli

Nauczyciel stażysta otrzymuje na rękę niecałe 2 tys. zł, a w branży lotniczej dostanie kilka razy tyle. Jeżeli któryś z nich ma propozycję z sektora lotniczego, to trudno go zatrzymać za te pieniądze, które oferuje oświata. Sytuacja naprawdę jest trudna…

 

Z Stanisławem Sienko, wiceprezydentem Rzeszowa, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

W ostatnich miesiącach wielu nauczycieli odeszło ze szkół. Czy w Rzeszowie są problemy z kadrą nauczycielską?

– W naszych szkołach jest 3,5 tys. nauczycieli i zasadniczo nie mamy problemów z kadrą do przedmiotów ogólnokształcących. Kłopoty są natomiast z nauczycielami zawodu, jak to mówimy – zawodowcami.

Jak duży to problem?

– Jeżeli nauczyciel zawodu odchodzi na emeryturę, to trudno znaleźć nowego.

Temat nie jest nowy. Może potrzebne są nowe regulacje, jakieś zachęty?

– Konieczne są konkretne podwyżki, inaczej nauczyciele będą odchodzić z zawodu. Nauczyciel musi mieć pasję, ale żeby chciał pracować w szkole, musi być godnie wynagradzany. Nikt za darmo pracować nie będzie. Samą pasją też żyć się nie da – ani nakarmić rodziny. Najbardziej obawiam się o matematyków i informatyków. W naszym regionie nauczyciele o tych dwóch specjalnościach mają ogromne możliwości znalezienia dobrze płatnej pracy poza szkołą.

Kiedy zaczęła kurczyć się kadra zawodowców?

– Obserwujemy to od kilku lat. W naszym regionie bezrobocie jest niskie, ponieważ mamy sporo firm rekrutujących do pracy w strefie ekonomicznej. Rzeszów jest stolicą doliny lotniczej, stawiamy na precyzyjny innowacyjny przemysł lotniczy. Wysoko stoi też branża IT. Zwykle więc osoby, które kończą matematykę oraz informatykę, a mają do tego jeszcze umiejętności i doświadczenie w kształceniu uczniów, przechodzą do obu tych sektorów po jakimś czasie i tak znikają ze szkół. Nikogo to nie dziwi.

Ponieważ?

– Nauczyciel stażysta otrzymuje na rękę niecałe 2 tys. zł, a w branży lotniczej dostanie kilka razy tyle. Bardzo nam zależy na jakości kształcenia, dlatego robimy, co możemy, żeby ich zatrzymać. Dodatek motywacyjny, który nauczycielom przedmiotów ogólnokształcących wypłacamy w wysokości 8 proc., nauczycielom zawodowcom podwyższyliśmy do 9 proc. Chcemy ich zatrzymać. W końcu w Centrum Kształcenia Praktycznego nasi nauczyciele przygotowują przyszłych pracowników doliny lotniczej. Poziom kształcenia w CKP jest bardzo wysoki, nasi uczniowie zdobywają wiedzę i umiejętności na tych samych obrabiarkach sterowanych numerycznie jak te, którymi dysponują firmy działające w tym sektorze. Uczeń, który przejdzie naukę zawodu pod okiem naszej kadry zawodowej…

…zarobi kilka razy więcej niż nauczyciel, który go uczył.

– Taka jest prawda.

Nauczyciele z CKP też odchodzą skuszeni wyższymi zarobkami?

– Jeżeli któryś z nich ma propozycję z sektora lotniczego, to trudno go zatrzymać za te pieniądze, które oferuje oświata. Sytuacja naprawdę jest trudna, powinni zarabiać więcej, ale nawet na te wrześniowe podwyżki jest za mało pieniędzy z budżetu państwa. Na ten rok potrzebujemy ok. 10 mln zł, a wyliczyliśmy, że w ramach subwencji dostaniemy tylko 6,3 mln zł. Brakujących środków musimy szukać gdzie indziej, a uważam, że podwyżki dla nauczycieli powinny być w 100 proc. pokrywane przez rząd.

Gdzie znajdziecie brakujące pieniądze?

– Jeżeli nadal podwyżki dla nauczycieli nie będą miały pokrycia finansowego z budżetu państwa, trzeba będzie sięgnąć po środki zarezerwowane na przykład na inne działania związane z oświatą – remonty, stypendia itp. Może się okazać, że stypendia będą niższe.

A może się zdarzyć, że uczniowie ich nie dostaną?

– Różnie może być. Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Koszty oświaty są u nas bardzo wysokie. Budżet edukacji wynosi 520 mln zł, a do subwencji dokładamy 167 mln zł. Jesteśmy jednym z dwóch miast w Polsce, gdzie liczba mieszkańców ciągle wzrasta. My szkół nie likwidujemy, tylko budujemy nowe. W tym roku szkolnym oddaliśmy w Szkole Podstawowej nr 24 nowe skrzydło z drugą salą gimnastyczną i pięcioma salami lekcyjnymi, co wymusiła na nas reforma, tworząc ośmioklasowe podstawówki. Gdybyśmy nie przeprowadzili rozbudowy, dzieci musiałyby się uczyć na dwie zmiany. Takich inwestycji było znacznie więcej. Na jednym z osiedli dwa lata temu wybudowaliśmy szkołę obliczoną na 450 uczniów. Naukę rozpoczęło 250, a po reformie Anny Zalewskiej uczy się w niej 850.

(…)

***

To jest fragment rozmowy z – całość w GN nr 37 z 11 września br.

Fot. Bogdan Szczupaj/Galeria Fotografii Miasta Rzeszowa