Wojciech Rzehak, Ponury Polonista: Mam w sobie coś z buntownika antysystemowego

Jeżeli zostanie utrzymana linia partii obecnie rządzącej, to czeka nas ostatni akt katastrofy edukacyjnej. Jeśli dojdzie do kontynuacji, ta zapaść jest bezdyskusyjna. Nie mam żadnych wątpliwości, że to runie. Każdy, kto patrzy w miarę obiektywnie na obecną rzeczywistość, widzi, że szkolnictwo się rozsypuje. Nie będzie czego zbierać, jeżeli obecna władza będzie rządzić przez kolejne lata. Odejdzie reszta nauczycieli, którzy jeszcze mogą odejść, i naprawdę nie będzie komu uczyć.

Z Wojciechem Rzehakiem, nauczycielem, youtuberem, znanym w sieci jako Ponury Polonista, scenarzystą, autorem książek, kierownikiem działu edukacji w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Po tych wszystkich bezprecedensowych akcjach, jak m.in. słynna już petycja polonistów, porzucił Pan edukację na rzecz pracy w teatrze?

– Jeszcze nie porzuciłem, ponieważ mam klasę maturalną w jednej ze szkół niepublicznych. W maju pojawiła się oferta, abym przedstawił swoją koncepcję działalności edukacyjnej krakowskiego Teatru im. Juliusza Słowackiego. Pracowałem nad nią przez dwa miesiące, została zaakceptowana i zaproponowano mi stanowisko, a ponieważ jest to Teatr Słowackiego i są to ludzie, z którymi bardzo chcę pracować, propozycję przyjąłem i… czuję ogromną tremę.

Słynne Mickiewiczowskie „Dziady” w reżyserii Mai Kleczewskiej trzeba jeszcze promować w szkołach?

– To już samograj. W tym miejscu nie mogę uciec od analogii z „Klerem”, którego mam zaszczyt być, oczywiście wraz z Wojtkiem Smarzowskim, współscenarzystą. Nagonka na „Kler” była tak wielka, że m.in. dzięki temu obraz obejrzało ponad 5 mln widzów, zatem analogię z „Dziadami” dostrzegam. Fakt, że jest to bardzo ważny i wart obejrzenia spektakl, to jedna sprawa, natomiast nagonka, którą rozpętała pani Nowak, sprawiła, że widzowie – m.in. młodzież licealna – walili drzwiami i oknami.

A więc wystawiany od dwóch lat spektakl wciąż ma się świetnie?

– Obłożenie jest gigantyczne. W zasadzie zaraz po przedstawieniu oferty repertuarowej na kolejny miesiąc i otwarciu możliwości zakupu biletów one momentalnie znikają. Potem trzeba mieć wiele szczęścia, żeby na pojedyncze sztuki się załapać. Podobnie dzieje się z „1989”, obsypywanym nagrodami musicalem bijącym wszelkie rekordy popularności.

Ktoś, obserwując Pana karierę, mógłby dojść do wniosku, że lubi Pan chodzić pod prąd. Do tego imał się Pan różnych zawodów. I scenarzysta, i nauczyciel, i policjant…

– Rzeczywiście, mam w sobie coś z buntownika antysystemowego. Bardzo krótko byłem policjantem, ponieważ tam się nie da iść pod prąd. Miałem takie marzenie, chciałem zostać policyjnym negocjatorem, ale to jest instytucja mundurowa, gdzie trzeba słuchać rozkazów.

Do tego ja nigdy w życiu nie pracowałem w jednym miejscu, nigdy nie dawałem się zamknąć w ramach – czy to nauczyciela, czy to scenarzysty. Muszę mieć na boku „coś więcej”, żeby się rozwijać, łapać inny punkt widzenia.

To ciekawe, bo jednak ciągle jest o Panu głośno, ostatnio głównie dlatego, że jest Pan nauczycielem języka polskiego. Jak Pan ocenia w tej chwili swoją rolę jako pedagoga i polonisty?

– To może zabrzmi nieco wzniośle, choć tego bardzo bym nie chciał, ale dzisiaj na edukację patrzę bardziej ekspercko. Absolutnie nie chcę powiedzieć, że się od czegoś odcinam, bo rzeczywiście, kiedy zabieraliśmy głos w sprawie matur wraz z Pawłem Lęckim, Olą Korczak, Marcinem Dzierżawskim, Darkiem Martynowiczem, byłem bardzo mocno zaangażowany. I spadły na nas gromy.

Pozycja, którą wtedy przyjęliśmy, była taką trochę pozycją Rejtanów, starających się nie dopuścić do katastrofy egzaminu maturalnego. Katastrofy, która niestety, nastąpiła, bo w naszym najgłębszym przekonaniu ten egzamin okazał się w różnych wymiarach totalną klęską.

Począwszy od poziomu podstawowego, gdzie wyniki zostały stworzone pod polityczne zamówienie. Uważam też, że wyniki z polskiego rozszerzonego są w całym kraju całkowicie nieporównywalne. Absolutnie nie ma się czym chwalić. Efekt jest taki, że znaleźliśmy się w sytuacji, w której mamy bardzo źle skonstruowany egzamin, mamy nieporównywalność wyników i tysiące młodych osób skrzywdzonych poprzez ocenianie, będące pochodną fatalnych kryteriów.

Zbliżają się wybory, jakie ma Pan oczekiwania jako nauczyciel?

– Zastanawiałem się nad tym i, mówiąc szczerze, jestem daleki od euforii, nawet gdyby władzę zdobyła obecna opozycja. Jeżeli jednak zostanie utrzymana linia partii obecnie rządzącej, to czeka nas ostatni akt katastrofy edukacyjnej. Jeśli dojdzie do kontynuacji, ta zapaść jest bezdyskusyjna. Nie mam żadnych wątpliwości, że to runie. Każdy, kto patrzy w miarę obiektywnie na obecną rzeczywistość, widzi, że szkolnictwo się rozsypuje. Nie będzie czego zbierać, jeżeli obecna władza będzie rządzić przez kolejne lata. Odejdzie reszta nauczycieli, którzy jeszcze mogą odejść, i naprawdę nie będzie komu uczyć.

Czy Ponury Polonista zakłada jakiś wariant optymistyczny?

– Mam taką teorię, która – jak to teoria – jest nieweryfikowalna, ale myślę, że w wariancie optymistycznym potrzebowalibyśmy 15 lat, może trochę więcej, a może trochę mniej, żeby stworzyć szkołę naszych marzeń.

Nie widzi Pan sposobu na przeformatowanie obecnego systemu?

– W ostatnich latach zaszło zbyt wiele negatywnych zmian. Była szansa, kiedy istniały gimnazja, wtedy wielu nauczycieli zaczęło pracować projektowo, zdobywać różne kompetencje i umiejętności. I choć gimnazja miały bardzo trudny początek, później ten nauczycielski wysiłek zaowocował. Realizowano projekty międzyszkolne, międzynarodowe. Nauczyciele gimnazjalni nawiązali wiele kontaktów zagranicznych, pojawiła się możliwość wyjazdu z uczniami za granicę. Nie dano temu żadnej szansy. I, muszę podkreślić, zmarnowaliśmy to przy ogromnej bierności społecznej.

Nie ma już nigdzie miejsca na stworzenie takiej swobody pedagogicznej, o jakiej Pan mówi?

– Obszar autonomii się kurczy, dlatego powiedziałem, że kolejne cztery lata pod obecnymi rządami będą wbiciem ostatniego gwoździa do trumny. Istnieją jeszcze takie miejsca jak Teatr im. Słowackiego, gdzie w jakiś sposób staramy się wyjść naprzeciw temu, co nazywamy potrzebami edukacyjnymi, rozumianymi trochę szerzej niż szkoła. Bo czymś innym jest oświata jako system szkolny, a czym innym edukacja rozumiana jako realizowanie istotnych potrzeb rozwojowych człowieka, możliwość stawania się kimś lepszym poprzez podnoszenie kompetencji społecznych, intelektualnych, kulturowych. Takie miejsca to nie tylko teatry, chociaż wielu dyrektorów boi się posyłać uczniów na spektakle.

W tej sytuacji roli teatru oraz innych instytucji, które wypełniają luki stworzone przez system edukacji, nie da się przecenić?

– Teatr staje się przestrzenią, gdzie można realizować pewne pomysły i projekty, na które być może nie ma miejsca w niektórych szkołach. Nie mówię, że teatr może zastąpić szkołę, bo teatr jej nie zastąpi, nie ma takiej możliwości, natomiast może się stać miejscem spotkań ludzi, wymiany myśli, doświadczeń, a dzięki temu może przyczynić się do lepszej edukacji kolejnego pokolenia.

Teatr kształci, buduje i wciela w życie idee piękna, czego przykładem jest choćby działalność Klubu Wyspiańskiego, będącego jednym ze stałych punktów oferty edukacyjnej, gdzie nasi aktorzy przygotowują wraz młodzieżą krótkie formy teatralne.

W tym sezonie prowadzę warsztaty edukacyjne towarzyszące spektaklom, będzie też kilka projektów maturalnych, realizowanych z Darkiem Martynowiczem, Nauczycielem Roku 2021, np. „Język polski na dwa głosy”, gdzie pomożemy uczniom przygotować się do egzaminu maturalnego w 2024 r., równie nieprzewidywalnego, co poprzedni. Wspólnie poprowadzimy też na Dużej Scenie wielogodzinną powtórkę „Matura ze Słowackim”.

(…)

Skąd się wziął Ponury Polonista?

– To pejzaż mojej duszy. Kiedy zostałem pozbawiony funkcji wicedyrektora szkoły, pomyślałem autoterapeutycznie, że zrobię coś od siebie dla młodych, że pomogę im się odnaleźć w szkolnej rzeczywistości.

Wyszło z tego już ponad 100 filmów i okazało się, że to zostało dostrzeżone, że to ma sens. Na zewnątrz może jestem często uśmiechnięty, ale w głębi duszy pozostaję człowiekiem ponurym.

Ale praca w teatrze dodaje Panu skrzydeł?

– W tej chwili przeżywam tzw. miesiąc miodowy. Teatr im. Słowackiego jest fantastyczną, niezwykłą przestrzenią wolności artystycznej, intelektualnej, duchowej. Bez kadzenia to mówię. I to mi dodaje skrzydeł.

Dziękuję za rozmowę.

Przedstawiamy fragment wywiadu opublikowanego w GN nr 38-39  z 20-27 września br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl 

Fot. Bartek Barczyk dla Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie

Nr 38-39/20-27 września 2023