Na razie walczymy o to, żeby przetrwać. To nie jest normalne życie, to nie jest normalna praca, to nie jest normalna szkoła. Tak naprawdę trochę udajemy szkołę po to, żeby – jak już się to skończy – dzieci miały gdzie wrócić, żeby wiedziały, że szkoła istnieje, że nadal są w niej nauczyciele, którzy na nie czekają.
Z Jolantą Gajęcką, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 2 w Krakowie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
W jakim punkcie znalazła się oświata, jak widzi Pani w tym siebie?
– Czuję się mniej więcej tak, jak rodzina, która stoi przy łóżku bliskiego podłączonego do respiratora. Chce, żeby przeżył, i wie, że kiedy to się stanie, potrzeba będzie wiele wysiłku, aby powrócił do sprawności. Dopuszcza również myśl, że nadejdzie koniec. Czuję bezradność.
Edukacja z tego wybrnie? Komunikaty MEiN są optymistyczne…
– Edukacja niemal od roku funkcjonuje tak jak pacjent podłączony do respiratora. Żeby po tym wszystkim wróciła do pełnej sprawności, potrzeba będzie długotrwałej i skomplikowanej rehabilitacji. MEiN tego nie dostrzega. Przeciwnie, mam wrażenie, że przygląda się powolnemu umieraniu. Społecznemu, psychicznemu, emocjonalnemu i merytorycznemu.
Co będzie wymagać pilnej rehabilitacji?
– Na razie walczymy o to, żeby przetrwać. To nie jest normalne życie, to nie jest normalna praca, to nie jest normalna szkoła. Tak naprawdę trochę udajemy szkołę po to, żeby – jak już się to skończy – dzieci miały gdzie wrócić, żeby wiedziały, że szkoła istnieje, że nadal są w niej nauczyciele, którzy na nie czekają. To wszystko jest mocno skomplikowane. Nauczyciele czują zmęczenie, rodzice zniecierpliwienie, a dzieci niepewność. Część uczniów marzy o powrocie do szkoły, ale pojawiły się dzieci, które dobrze się czują w nauczaniu zdalnym i obawiają się powrotu.
Dzieci odzwyczaiły się od szkoły?
– Nie tyle się odzwyczaiły, ile okazało się, że w nauczaniu zdalnym funkcjonują lepiej niż w stacjonarnym. Odnalazły się jakoś w tym wszystkim, mają lepsze wyniki, mogą się skupić, nic ich nie rozprasza. Przy laptopie odnoszą sukces, jakiego nie doświadczały w szkolnej klasie. To najczęściej dzieci, którym z powodu różnorodnych trudności, deficytów trudniej było zaistnieć w grupie. Spodziewamy się wielu problemów. Przywracanie normalności będzie niezwykle skomplikowanym procesem.
Ma Pani plan na tę rehabilitację czy czeka na odgórne wytyczne?
– Problemem jest to, że tu, na dole, nie jesteśmy w stanie niczego zaplanować. Bardzo mocno wiążą nas przepisy prawa i wymagania, które wobec polskiej szkoły stawia minister edukacji. To musi być centralnie przygotowany projekt wieloletniej pracy, stały w kwestiach zasadniczych i dający możliwość przystosowania w kwestiach szczegółowych do lokalnych potrzeb i możliwości. Szkołę trzeba zdefiniować na nowo, by była w stanie odpowiedzieć na potrzeby społeczeństwa czasu po pandemii.
(…)
Dziękuję za rozmowę.
***
Przedstawiamy fragment wywiadu opublikowanego w GN nr 5-6 z 3-10 lutego 2021 r. Całość – w wydaniu papierowym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)
Fot. Archiwum prywatne