To prawda, że maturzyści mieli więcej tematów do wyboru, bo minister edukacji „dorzucił” im jeszcze jeden temat z języka polskiego. Szkopuł w tym, że te pierwsze dwa tematy dotyczące „Lalki” i „Ziemi obiecanej” były w tym roku podobne. Oba miały humanistyczny sznyt związany z kwestiami, które są dyskutowane w szkole i które koncentrują się na osądzie lektury, czy jej bohatera. Niestety ten rocznik nie mógł się uczyć w szkole tradycyjnego interpretowania lektur. Dlatego wielka szkoda, że drugi temat nie był bardziej konkretny, a mniej humanistyczny.
Komentuje Dariusz Chętkowski, nauczyciel języka polskiego w XXI Liceum Ogólnokształcącym im. Bolesława Prusa w Łodzi, stały felietonista Głosu Nauczycielskiego:
– W tym roku do matury przystępuje szczególny rocznik, ze względu na to, że obecni maturzyści połowę swojej edukacji spędzili przed komputerami zamiast w szkołach. Chciałbym zwrócić uwagę na zupełnie inny sposób oceniania i pisania wypracowań, które się przesyła zdalnie. Nauczyciel nie widzi reakcji ucznia na swoje uwagi. A generalnie jest tak, że wszyscy mamy skłonność do popełniania tych samych błędów.
To pokolenie zostało pozbawione bezpośredniego kontaktu z nauczycielami, a nie czarujmy się, najważniejsza w kontekście egzaminu maturalnego jest druga połowa drugiej klasy średniej, gdy zaczyna się omawiać pozytywizm, potem Młodą Polskę i ewentualnie romantyzm. Warto dodać, że wielu polonistów miało opóźnienie w realizacji materiału.
Najważniejsza wiedza była więc przekazywana zdalnie, choć na początku – po zamknięciu szkół – nie wiedzieliśmy, ile ta pandemia potrwa, więc głównie się uczniom zadawało. Mamy więc pierwszy rocznik, który zdaje prawdziwy egzamin dojrzałości, do którego de facto uczniowie musieli się przygotowywać sami, tylko z pewną pomocą nauczycieli, przyjaciół, korepetytorów.
To prawda, że maturzyści mieli więcej tematów do wyboru, bo minister edukacji „dorzucił” im jeszcze jeden temat z języka polskiego. Szkopuł w tym, że te pierwsze dwa tematy dotyczące „Lalki” i „Ziemi obiecanej” były w tym roku podobne. Oba miały humanistyczny sznyt związany z kwestiami, które są dyskutowane w szkole i które koncentrują się na osądzie lektury, czy jej bohatera. Niestety ten rocznik nie mógł się uczyć w szkole tradycyjnego interpretowania lektur. Dlatego wielka szkoda, że drugi temat nie był bardziej konkretny, a mniej humanistyczny.
W ogóle wydaje mi się, że przydałoby się przy okazji opracowywania matur włączać zespoły interdyscyplinarne, bo egzamin z języka polskiego nie jest przecież zdawany tylko przez humanistów. A więc dobrze, że wprowadzono dodatkowy temat maturalny z języka polskiego, ale źle, że był on w podobnym stylu i zasadzał się na opiniowaniu i moralizowaniu.
Trzeci temat, tradycyjnie już, dotyczył interpretacji wiersza. Autorzy arkusza w tym roku wybrali wiersz „Strych” Beaty Obertyńskiej. Moim zdaniem matura powinna doceniać tych, którzy czytają kanon lektur szkolnych. W kanonie jest sporo poezji. Omawia się Różewicza, Miłosza, Szymborską, Herberta, Baczyńskiego. I z tego zbioru autorów powinny być czerpane utwory po to, żeby uczeń czuł, że wiersze, które były omawiane na lekcjach, mu się przydały. Bo szkoła powinna się przydawać. Jak zdajemy egzamin na prawo jazdy, to uczymy się kierować samochodem osobowym, a nie od razu vanem czy autobusem. Podobnie powinno być z doborem wierszy, choć oczywiście to nie może być jakikolwiek wiersz i ani jakikolwiek poeta.
Reasumując, trzymam kciuki za swoich maturzystów, ale obawiam się o wyniki tegorocznej matury z języka polskiego. Gdyby okazało się, że w tym roku maturzyści wypadną lepiej niż poprzednie roczniki, to trzeba będzie się pokłonić im w pas, to to będzie w dużej mierze ich zasługa.
(Not. JK)
Fot. Rajmund Nafalski