Anna Dziewanowska, prawnuczka Henryka Sienkiewicza: Oblęgorek to moje miejsce na ziemi

Mam nadzieję, że zaciekawienie moją osobą przekłada się na zainteresowanie dziełami Henryka Sienkiewicza. Jeżdżąc po szkołach, powtarzam sobie, że jeżeli chociaż jedno dziecko po spotkaniu ze mną sięgnie po książkę Sienkiewicza, to sukces, warto odwiedzać szkoły.

Z Anną Dziewanowską, prawnuczką pisarza i noblisty Henryka Sienkiewicza, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Co prawnuczkę Henryka Sienkiewicza trzyma w Oblęgorku? Tylko sentymenty czy coś więcej?

– Wszystko. Nawet kiedy przez lata biegałam rekreacyjnie po Dubaju, wyobrażałam sobie, że jestem w lesie w Oblęgorku. Jestem absolutnie zakręcona na tym miejscu, bardzo mocno z nim związana. Tu rośnie modrzew „Król Lasu”, nazwany tak przez mojego dziadka.

Często przechadzam się „Wiśniową Drogą”. Mieszkałam w wielu różnych krajach, ale… tak, to jest moje miejsce na ziemi.

Widziała Pani trochę świata i wróciła do Oblęgorka. Co jest tym magnesem?

– Tutaj czuję się najlepiej. Wspomnienia z dzieciństwa są takim magnesem, opowieści rodzinne o partyzantach, o zabawach mamy i jej rodzeństwa w lesie. Sam Henryk Sienkiewicz pisał: „Oblęgorek oczarował mnie zupełnie, mało jest w Królestwie wiosek tak pięknie położonych”. Podpisuję się obiema rękami pod tym cytatem.

Oblęgorek był przed pandemią miejscem obleganym przez młodzież szkolną. Pewnie wkrótce na nowo pojawią się tu uczniowie.

– Pandemia zatrzymała ich odwiedziny na długie miesiące, ale czekamy. Po Wawelu, Zamku Królewskim czy Zamościu, Muzeum Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku (oddział Muzeum Narodowego w Kielcach – red.) jest jednym z najliczniej odwiedzanych muzeów w kraju. Rocznie przyjeżdża ok. 50 tys. ludzi. Co nie znaczy, że wszystko wiedzą o Henryku Sienkiewiczu. To już inne dzieci niż dawniej, może częściej czytają bryki, nie same lektury, ale nadal są ciekawe tego miejsca.

Często mnie pytają: „Czy pani pamięta swojego pradziadka?”.  Tak się składa, że mój dziadek ożenił się już po śmierci swojego ojca, a więc wnuki, w tym moja mama i jej rodzeństwo, nie znały swojego dziadka Henryka Sienkiewicza. Pytają też: „Jak to jest być potomkiem Henryka Sienkiewicza?”.

I co Pani wtedy odpowiada?

– Mówię, że to jest miłe i sympatyczne uczucie, które czasami otwiera jakieś drzwi, ale jest w tym też rodzaj zobowiązania, bo jestem nie tylko reprezentantem rodziny, ale też regionu i kraju. W czasie pandemii wyjazdy do szkół zostały zawieszone, ale wcześniej sporo z nich odwiedziłam. Sama rodzina szkół noszących imię Henryka Sienkiewicza liczy ponad 200 placówek. Mam nadzieję, że zaciekawienie moją osobą przekłada się na zainteresowanie dziełami Henryka Sienkiewicza. Jeżdżąc po szkołach, powtarzam sobie, że jeżeli chociaż jedno dziecko po spotkaniu ze mną sięgnie po książkę Sienkiewicza, to sukces, warto odwiedzać szkoły.

Czyli w pewnym sensie kontynuuje Pani rodzinną misję?

– Tak. Chwilami czuję się, jakbym występowała w roli eksponatu (śmiech). Jestem najstarsza z następnego – trzeciego po pisarzu – pokolenia i przejęłam pałeczkę. Dlatego zawsze staram się wszystkim mówić, że bycie potomkiem osoby tak sławnej jest bardzo miłe, ale też bardzo zobowiązujące. Również dlatego, że Henryk Sienkiewicz jest bardzo często stawiany jak przykład superpatrioty, człowieka, któremu leżały na sercu polskie sprawy. Miał prawicowe poglądy, skłaniał się ku Dmowskiemu i endecji.

Obecnie jest na sztandarach ruchów prawicowych. Jak Pani odbiera to „polityczne” zainteresowanie Pani pradziadkiem?

– Wiem, że tak się dzieje, że widnieje na tych sztandarach, i nie bardzo mi to odpowiada. Moja mama też to krytycznie oceniała. Czasem zastanawiam się, jakie byłyby dzisiaj jego poglądy. On był niewątpliwie Europejczykiem. Dużo podróżował, spotykał się z ludźmi z różnych krajów i różnych kultur, mówił w kilku językach, bywał w wielu krajach – lubił Włochy, Francję, jeździł „do wód” do Austrii. Był dużo bardziej europejski niż obecnie niektórzy przedstawiciele prawicy. Jestem pewna, że popierałby członkostwo Polski w UE.

Był też rozsądnym człowiekiem, miał Polskę i los Polski bardzo na sercu. Mówię o tym, bo poglądy prawicowe wówczas i teraz – to dwie różne bajki. Nie można ich mierzyć tą samą miarą.

(…)

Na Trylogii i innych utworach Sienkiewicza wychowały się pokolenia. Czy dziś ma Pani kontakt z młodymi pasjonatami tych dzieł?

– Zdarzają się tacy. Ale pamiętam takich miłośników z minionych lat. Np. pisarka Barbara Wachowicz wymyśliła wywiad Henryka Sienkiewicza z dziennikarzem, to był bardzo ciekawy pomysł. Ludwik Stomma znał Trylogię na wyrywki, jak mówiliśmy, od przodu, z tyłu, z góry i z dołu. Brakuje mi Antoniego Cybulskiego z Woli Okrzejskiej, pomysłodawcy i organizatora zlotów szkół sienkiewiczowskich. Niestety, wydaje mi się, że znajomość dzieł Sienkiewicza i pamięć o nim będą słabnąć. Przypuszczam, że w którymś momencie język i styl noblisty, zwłaszcza w Trylogii, okaże się za trudny do czytania i zrozumienia.

Pani stara się jednak o to, by pamięć o pradziadku przetrwała…

– Z moim bratankiem prowadzimy wspólnie „Sienkiewiczówkę” w Oblęgorku. To pozostałość z majątku mojego pradziadka – daru narodowego, blisko 30 ha ziemi. Mamy stajnię, realizujemy też dużą inwestycję dofinansowaną ze środków Unii Europejskiej. Powstają miejsca, gdzie będzie można organizować wydarzenia, mamy plany uruchomienia ścieżek i wiosek tematycznych. Jedna już powstała przed pandemią. Zaczęliśmy od „Krainy w Pustyni i w Puszczy”. Jest w niej nawet krokodyl – sztuczny (śmiech). Prowadzimy na tym terenie gry terenowe poświęcone wiedzy o książce oraz Afryce. Postawiliśmy totemy, animatorzy noszą hełmy tropikalne mające przypominać XIX-wiecznych podróżników. Cała zabawa polega na tym, by najpierw odnaleźć pytania, a potem na nie odpowiedzieć. To gra na czas. W dalszej kolejności będziemy otwierać wioskę „Kraina Trylogii” i „Świat Sienkiewicza”.

Chcemy uatrakcyjnić Oblęgorek, powiązać go z klimatem książek. Chodzi o to, by prócz eksponatów muzealnych, których nie można ruszać, było też coś więcej.

Zaproponować jakąś formę popularyzacji dzieł. To nasza misja. Może dzięki temu pamięć o Henryku Sienkiewiczu przetrwa kolejne 50 czy 100 lat.

Tak na koniec pytanie: jak dobrze Pani zna Trylogię?

– Całkiem nieźle, ale ostatnio postanowiłam przeczytać ją na nowo. Z czasem umykają różne rzeczy, a Sienkiewicz pisze pięknym językiem i im człowiek jest starszy, tym bardziej to docenia. Ale proszę zauważyć, że książki, które osadził we współczesnych mu realiach, wcale nie mają takiego powodzenia. Znamy Trylogię, „Quo vadis”, „Krzyżaków”, trochę nowel amerykańskich, ale już nie „Bez dogmatu”. A „Rodzina Połanieckich”? Współczesne mu dzieła odeszły w niepamięć. Mnie najbardziej ujmuje „Sachem”. To smutna, mocna i bardzo poruszająca nowela. W pigułce pokazuje los tubylców, amerykańskich Indian, po zetknięciu się z kolonizatorami – Europejczykami.

Dziękuję za rozmowę.

***

Fot. Archiwum prywatne

Przedstawiamy fragment wywiadu opublikowanego w GN nr 23 z 9 czerwca br. Całość – w wydaniu papierowym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)