Można było na przykład rozłożyć rozszerzenie 500+ na kilka lat. W ten sposób byłoby więcej środków na finansowanie usług publicznych, takich jak m.in. ochrona zdrowia i edukacja. Inna sprawa, czy to by wystarczyło na znaczące poprawienie wyników zdrowotnych i edukacyjnych polskiego społeczeństwa?
Z dr. hab. Ryszardem Szarfenbergiem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, kierownikiem Pracowni Pomocy i Integracji Społecznej Instytutu Polityki Społecznej UW, rozmawia Jarosław Karpiński
Od 1 lipca można składać, na początek online, wnioski o nowe 500+ na każde dziecko bez kryterium dochodowego. Rodzice dzieci wieku szkolnym mogą też ubiegać się o świadczenie 300 zł na ucznia w ramach przedłużonego na kolejny rok programu „Dobry start”. W jakim stopniu te świadczenia sprawdziły się dotychczas? Na ile były skuteczne?
– W kontekście 500+ dyskusja koncentrowała się głównie wokół tego, jak ten program wpływa na dzietność i na ubóstwo rodzin. Co do dzietności to z danych wynika, że ona wzrosła w 2017 r., następnie w 2018 r. trochę spadła, ale nadal była wyższa niż w 2015 r. Jest to jednak mało efektywne w porównaniu do skali środków finansowych przeznaczanych na ten program. Mówimy bowiem o kilkudziesięciu tysiącach dodatkowych urodzeń z czego z pewnością nie wszystkie można przypisać wpływowi 500+. Jak wiemy, decyzje o posiadaniu dzieci są determinowane przez bardzo wiele czynników, wśród których programy rządowe nie mają decydującego znaczenia.
Mówimy o kilkudziesięciu tysiącach dodatkowych urodzeń z czego z pewnością nie wszystkie można przypisać wpływowi 500+. Jak wiemy, decyzje o posiadaniu dzieci są determinowane przez bardzo wiele czynników, wśród których programy rządowe nie mają decydującego znaczenia.
Czyli główny efekt programu jest inny i jest nim niwelowanie biedy?
– Tutaj jego działanie jest dość oczywiste, chociaż w 2018 r. ubóstwo nieco wzrosło. Należy pamiętać, że świadczenie nie było waloryzowane od trzech lat. Obecnie 500 zł jest warte realnie mniej o kilkadziesiąt złotych ze względu na inflację. Gdybyśmy jednak poprzez to świadczenie chcieli wyłącznie redukować ubóstwo, to wtedy nie ma bezpośredniego uzasadnienia dla przyznawania go rodzinom, które osiągają wysokie i średnie dochody. Celem świadczeń rodzinnych było jednak również zmniejszanie kosztów wychowywania dzieci. Na rynku pracy nie płaci się więcej za to, że ktoś ma dzieci na utrzymaniu, tylko płaci się za pracę i wydajność. W tym sensie odbiorcami programu powinni być wszyscy pracujący, a nie tylko ubodzy. Dla każdej rodziny może poza najbogatszymi wychowywanie dzieci to duży koszt. W takim ujęciu rozszerzone 500+ spełnia tym bardziej swoje cele. Można jednak zastanawiać się nad tym, czy ten cel ma taką samą wagę w społeczeństwie, gdzie w większości rodzin oboje rodziców pracuje.
W 2018 r. ubóstwo nieco wzrosło. Należy pamiętać, że świadczenie nie było waloryzowane od trzech lat. Obecnie 500 zł jest warte realnie mniej o kilkadziesiąt złotych ze względu na inflację.
Jak polskie świadczenia wyglądają na tle innych krajów?
– Myślenie o 500+ jako o powszechnym programie, który zmniejsza koszty wychowania dzieci ze względów sprawiedliwościowych i społecznych to pokłosie podobnych programów, które były wprowadzone w wielu krajach zachodnich po II wojnie światowej. Przyjmowano wtedy powszechne świadczenia rodzinne dla wszystkich rodzin. I nadal jest to praktykowane. W tym sensie możemy traktować 500+ jako jeden z kroków Polski na drodze do powszechnego państwa opiekuńczego w obszarze rodzinnym.
500+ to pokłosie podobnych programów, które były wprowadzone w wielu krajach zachodnich. W tym sensie możemy traktować 500+ jako jeden z kroków Polski na drodze do powszechnego państwa opiekuńczego w obszarze rodzinnym.
Niektórzy uważają, że odbywa się to kosztem coraz bardziej kulejących usług publicznych.
– To jest częsty argument. Moglibyśmy wspierać tylko ubogich, a resztę środków przeznaczyć na usługi publiczne, które warto upowszechniać i z których także ubodzy mogliby bardziej skorzystać. Pytanie, czy da się znaleźć dodatkowe środki poza tym co poszło na rozszerzenie 500+? W opiece zdrowotnej rząd obiecał, że będzie zwiększał systematycznie wydatki w perspektywie kilku lat dochodząc do 6 proc. PKB. W Przypadku edukacji obiecano niewielkie podwyżki płac, ale samorządy narzekają, że muszą same ponosić dodatkowe koszty wynikające z ostatniej reformy. Wygląda więc na to, że brakuje już środków w budżecie na znaczące zwiększanie finansowania głównych usług publicznych. Jeżeli taka jest sytuacja, to ten argument jest słuszny. Można było na przykład rozłożyć rozszerzenie 500+ na kilka lat. W ten sposób byłoby więcej środków na finansowanie usług. Inna sprawa, czy to by wystarczyło na znaczące poprawienie wyników zdrowotnych i edukacyjnych polskiego społeczeństwa. Poza tym wpływ usług na ubóstwo finansowe nie jest taki oczywisty, jak w przypadku świadczeń pieniężnych skierowanych do rodzin.
Wygląda więc na to, że brakuje już środków w budżecie na znaczące zwiększanie finansowania głównych usług publicznych. Jeżeli taka jest sytuacja, to ten argument jest słuszny. Można było na przykład rozłożyć rozszerzenie 500+ na kilka lat.
Nie mówi Pan w ogóle o programie „Dobry Start”, czyli o 300 zł na wyprawkę dla ucznia. To nie jest dobry pomysł na dodatkowe wsparcie rodziców?
– Już 500+ spełnia taką funkcję, bo rodzice dostają pieniądze z taką intencją, że powinni wydawać je również na edukacyjne potrzeby dzieci. Można rozważyć, czy nie należałoby zapewnić dzieciom wyprawki w sensie materialnym: podręczniki, książki, zeszyty, pomoce naukowe, zamiast dawać rodzicom pieniądze do ręki. Natomiast pomaganie rodzicom wtedy, kiedy mają zwiększone wydatki na potrzeby edukacyjne dzieci uważam oczywiście za dobre, choć można się zastanawiać, czy nie robić tego w jakiś inny sposób. Tu znowu pojawia się argument, że może były bardziej pilne potrzeby w usługach publicznych.
Jak te świadczenia wyglądają z punktu widzenia badaczy polityki społecznej? Czy mieszczą się w wizji konserwatywnej polityki społecznej, skoro miały nieść za sobą efekt demograficzny?
– Przedstawianie tych programów w duchu dzietności i rodziny było oczywiście konserwatywne. Ale z drugiej strony jeśli myślimy w kategoriach zmniejszania ubóstwa dzieci, to już nie jest program konserwatywny tylko lewicowy. Kiedy mówimy o ubóstwie dzieci, to nie chodzi o to, że ważna jest rodzina tylko, że ważne są dzieci. Jeżeli ubóstwo dzieci zostało istotnie zmniejszone dzięki 500+, to później te dzieci będą się lepiej uczyły, będą zdrowsze, będą wydajniejszymi pracownikami i lepszymi obywatelami. A to jest już myślenie lewicowe. A więc można ten sam program widzieć w ujęciu konserwatywnym jak przedstawia go PiS, jak i w ujęciu lewicowym, które jest mi bliższe. Ja odbieram 500+ jako typowy socjaldemokratyczny program, szczególnie po rozszerzeniu na wszystkie dzieci. Dlatego, że cechuje go powszechność, często uznawana za cechę lewicowej polityki społecznej. Nie wyklucza żadnych dzieci, co sprzyja też poparciu dla tego programu nie tylko wśród ubogich. Wolałbym oczywiście żeby socjaldemokratyczne rozwiązania realizował socjaldemokratyczny rząd. Można dodać, że 500+ jest też rozumiany jako program liberalny. Po pierwsze są to świadczenia pieniężne dające wolność wydatkowania, a nie na przykład bony na podręczniki. Po drugie klasie średniej i wyższej zmniejsza podatki w tym sensie, że jeżeli wpłacają do budżetu więcej niż otrzymują, to bilans ten jest mniej dla nich niekorzystny.
Odbieram 500+ jako typowy socjaldemokratyczny program, szczególnie po rozszerzeniu na wszystkie dzieci. Wolałbym oczywiście żeby socjaldemokratyczne rozwiązania realizował socjaldemokratyczny rząd.
Dziękuję za rozmowę.
***
Dr. hab. Ryszard Szarfenberg, profesor UW,
kieruje Pracownią Pomocy i Integracji Społecznej.
W latach 2002-2004 ekspert zespołu przygotowującego
Narodową Strategię Integracji Społecznej,
od 2010 r. przewodniczący Rady Wykonawczej
Polskiego Komitetu European Anti-Poverty Network.