Uważam, że my, nauczyciele, zostaliśmy pozbawieni możliwości rzetelnego rozwijania się w nauczaniu i podążaniu za uczniami, korzystaniu z wiedzy związanej z psychologią rozwojową, neurodydaktyką, rozwojem metod nauczania. Jesteśmy za to wtłoczeni w narastającą kontrolę i sztywne ramy podstawy programowej. To się coraz bardziej zaciska. Nie widzę jakiejś wielkiej szansy na zmianę w dającej się przewidzieć przyszłości.
Z Leszkiem Olpińskim, nauczycielem fizyki, informatyki oraz etyki z Poznania, jednym z liderów inicjatywy Protest z Wykrzyknikiem, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Dlaczego nauczyciel i aktywista, który wiele lat poświęcił walce o godność nauczycieli i wolną szkołę, odchodzi z pracy, porzuca to wszystko?
– Nie wszystko. Zdecydowanie nie można w ten sposób na to patrzeć. To nie koniec. Po pierwsze, moja decyzja jest elementem dalszej walki na rzecz zmiany w szkołach. Jest to jedyna forma protestu, która według mnie ma dziś szansę powodzenia. Patrząc na to, co się stało ze strajkiem w 2019 r. i po nim, uważam, że tylko odchodzenie nauczycieli z zawodu może cokolwiek jeszcze zmienić.
Chyba nie było łatwo podjąć taką decyzję?
– Na pewno nie. Za mną jest jednak 21 lat pracy. Wypowiedzenie złożyłem w listopadzie, odchodzę z końcem sierpnia 2022 r. Uważam, że w takiej sytuacji należy rozwiązywać umowę o pracę z odpowiednim wyprzedzeniem.
Nie chciałem odchodzić od razu. Gdybym tak zrobił, to uczniowie nie mieliby nauczyciela fizyki, informatyki i etyki. Dając znać wcześniej szkole, daję szansę na znalezienia zastępstwa za mnie.
Może ktoś z grona pedagogicznego będzie chciał się dodatkowo doszkolić i podjąć się nauczania, chociaż nauczyciele coraz mniej chętnie podejmują się nowych rzeczy. W każdym razie dyrektor ma jeszcze czas, żeby poszukać kogoś innego. Oczywiście, jestem związany z moją szkołą emocjonalnie. Szkoła, w której pracuję, jest dobrą szkołą, dbającą o rozwój nauczycieli, ale nawet najlepsza szkoła staje się w chwili obecnej coraz gorszym miejscem do pracy.
Ankieta Głosu. Zapraszamy do głosowania:
Co przeważyło? W którym momencie Pan zdecydował, że odchodzi?
– Kiedy straciłem nadzieję, że uda się jeszcze porozumieć z ministerstwem. Próbowaliśmy na różne sposoby, ale niewiele się dało. Do rządu nie dotarliśmy ani razu. Mówię o inicjatywie Protest z Wykrzyknikiem, ale też o ruchu społecznym Obywatele dla Edukacji, kiedy składaliśmy prośbę o redukcję podstaw programowych. Mówię też o Radzie Konsultacyjnej przy Ogólnopolskim Strajku Kobiet. Nasze wszystkie działania spotkały się z lekceważeniem ze strony rządu. I nie widzę szansy, żeby to się w jakikolwiek sposób zmieniło. Momentem przełomowym było oczywiście ogłoszenie projektu MEiN w sprawie wzmocnienia nadzoru nad szkołami, czyli lex Czarnek, który właśnie jest forsowany w Sejmie. Do tego jeszcze propozycja dodatkowych godzin pracy, czyli podwyższenia pensum.
Zapowiedź zwiększenia nadzoru uderza szczególnie w dyrektorów szkół. Pytanie, czy równie mocno wpłynie na pracę nauczycieli.
– Oczywiście, że tak. Zwiększenie nadzoru kuratoryjnego wpływa na pracę nauczycieli. Sam się już o tym przekonałem, kiedy we wrześniu próbowałem podjąć współpracę z Centrum Edukacji Obywatelskiej dotyczącą tematu migracji. Okazało się, że to, co było normalne jeszcze rok temu – i to mimo pandemicznych obostrzeń –w tym roku szkolnym jest problematyczne. I nawet nie chodziło o to, że temat związany jest z tym, co się dzieje na granicy polsko-białoruskiej, tylko o to, że jest to temat na czasie również w naszej szkole. Mamy w niej liczną grupę uczniów z doświadczeniem migracji. Ostatecznie podjąłem współpracę z CEO i uczestniczę w programie Edukacja Globalna. Będę prowadził projekt z uczniami w przyszłym semestrze.
Sama organizacja pozarządowa jednak nie wejdzie do szkoły, a już sam fakt, że trzeba było tyle się nad tym zastanawiać, m.in. jak zareaguje np. kuratorium oświaty, jest kolejnym sygnałem, który pokazuje, że dzieje się bardzo źle. To był taki drugi moment, który wpłynął na moją decyzję.
Trzeci dotyczy uczniów. Deforma Zalewskiej się domknęła. W klasach VIII są już uczniowie, którzy szli nowym cyklem nauczania. Są absolutnie przemęczeni, nie radzą sobie. I nie dość, że są doświadczeni pandemią, to jeszcze bardzo się boją egzaminu i tego, co przed nimi. Nauczycielowi trudno jest na to patrzeć. To też mnie pchnęło do podjęcia decyzji o odejściu.
(…)
Dyrektor szkoły nie zmartwiła się Pana decyzją? Co się stanie z fizyką, kiedy Pana zabraknie od przyszłego roku szkolnego?
– Spotkałem się raczej ze zrozumieniem dla moich spraw. Oczywiście pani dyrektor zastanawia się nad tym, co będzie dalej. Sytuacja jest taka, że „wchodzi” klasa IV, która jest tzw. rocznikiem pustym, czyli efektem wycofania reformy obniżenia wieku szkolnego i przejściowo zmniejszy się w przyszłym roku szkolnym liczba godzin fizyki. Co nie znaczy, że nie uzbierałbym 22 godzin po podwyższeniu pensum, gdybym został. Uzbierałbym nawet i więcej.
To może zmieni Pan zdanie pod koniec roku szkolnego?
– Bardzo dobrze czuję się z moją decyzją. Chcę poprawy sytuacji w edukacji, chcę sprawić, żeby szkoła się zmieniła. Moje podejście być może wynika z tego, że pracuję w systemie oceniania kształtującego i w dużej części metodami projektu. Informatyka to przede wszystkim praktyka. Etyka to dialog, a nie wykład.
Jako nauczyciel fizyki zawsze staram się, aby na lekcjach były doświadczenia naukowe. Oddaję uczniom głos, prosząc na początku lekcji, żeby stawiali pytania, które potem traktujemy jako cele naszej lekcji.
Zawsze jestem otwarty, nie krytykuję za to, że czegoś nie wiedzą, nie wymagam od nich obowiązkowych prac domowych. Mają się nauczyć na lekcji. Daję uczniom przestrzeń. Współtworzymy lekcję. I zdaję sobie sprawę, że pracując z uczniami w ten sposób, nie spełniam do końca tych sztywnych kryteriów sformułowanych przez nadzór… Dlatego duszę się w tym systemie.
Powiedział Pan, że będzie dalej walczył o lepszą edukację. W jaki sposób?
– Jako aktywista będę się starał kontynuować te aktywności, w których uczestniczyłem. Będę informował nauczycieli o bieżącej sytuacji, o tym, co robimy w ramach Protestu z Wykrzyknikiem. To nie będzie tak, że odchodząc ze szkoły, przestanę się interesować edukacją.
Podobno nigdy nie przestaje się być nauczycielem…
– Nie jestem w stanie do końca przewidzieć, czy moje podejście się zmieni. Ale tak, przypuszczam, że to zawsze we mnie zostanie. Być może podejmę się pracy w pozasystemowej edukacji indywidualnej i grupowej. Nadal będę się realizował jako nauczyciel, ale inaczej. To jedna z alternatyw, którą cały czas rozważam. Może jeszcze będę chciał się tym zajmować. Tylko nie w systemie podlegającym ministerstwu. Zdecydowanie poza nim. Mam ponadto doświadczenie w innych branżach. Zanim rozpocząłem pracę w szkole, przez jakiś czas pracowałem jako handlowiec oraz informatyk w przedsiębiorstwie. Do szkoły przyszedłem po wielu innych doświadczeniach zawodowych.
Wierzy Pan, że w szkole jeszcze może być lepiej?
– Uważam, że my, nauczyciele, zostaliśmy pozbawieni możliwości rzetelnego rozwijania się w nauczaniu i podążaniu za uczniami, korzystaniu z wiedzy związanej z psychologią rozwojową, neurodydaktyką, rozwojem metod nauczania. Jesteśmy za to wtłoczeni w narastającą kontrolę i sztywne ramy podstawy programowej. To się coraz bardziej zaciska. Nie widzę jakiejś wielkiej szansy na zmianę w dającej się przewidzieć przyszłości.
Podjął Pan decyzję i czuje Pan ulgę?
– Tak, bo w tym momencie mogę podejmować działania, nie czuję żadnego lęku, nie boję się, że zostanę ukarany za to, że nie realizuję podstawy programowej tak, jak to sobie wyobrażają decydenci. Nadzór stał się bardziej opresyjny, a ja chcę uczyć dobrze, ale tak, żeby to było dobre dla uczniów. Odejdę z przekonaniem, że wytrzymałem tyle, ile mogłem wytrzymać.
Chce Pan powiedzieć, że nie ma już w szkole miejsca na indywidualizm?
– Pojawia się oczekiwanie, że nauczyciel nie będzie indywidualistą. Nadal może, ale trzeba do tego dużo samozaparcia. To jest ta klamra, która domyka całkowicie sytuację nauczycieli w obecnym systemie.
Dziękuję za rozmowę.
***
Przedstawiamy fragment wywiadu opublikowanego w GN nr 49-50 z 8-15 grudnia br.
Fot. Archiwum prywatne