Nie mógłbym zrezygnować z kontaktu z uczniami, zwłaszcza że wśród nich nie brakuje osób, które nadal są ciekawe literatury, są pod jej wpływem. Poza tym, już żyję przyszłymi maturami. To będzie chyba już ostatnia reforma matury, którą przeżyję w roli nauczyciela. Sporo tych reform było, wiele się działo. Poloniście też nie jest lekko. Żeby nie pogubić się w obowiązujących zestawach lektur dla poszczególnych roczników, trzeba sobie przygotować specjalne tabele, z podziałem na lektury, które „wchodzą”, lektury, które „wychodzą” i te, które „powracają”. Co jest dla kogo kanonem, to już inna sprawa.
Z Andrzejem Królem, nauczycielem języka polskiego w Uniwersyteckim I Liceum Ogólnokształcącym im. Juliusza Słowackiego w Chorzowie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Od 50 lat jest Pan nauczycielem języka polskiego. O kim lub o czym myśli w tej chwili nauczyciel, który wykształcił i wychował tak wiele pokoleń młodych Polaków?
– Obecnie mam przed oczami uczniów z Ukrainy. Niedawno przyjechał do nas ks. Łukasz, proboszcz parafii w Krzemieńcu w obwodzie wołyńskim. Był już dwa razy. Wypełniliśmy mu samochód darami, takimi naprawdę z serca. Młodzież poprzynosiła, co tylko się dało. Wysłaliśmy też paczkę z książkami, które otrzymaliśmy od zaprzyjaźnionego wydawnictwa.
Te książki zrobiły dzieciom największą frajdę. Jak przekazał mi później ks. Łukasz, dzieci je wręcz rozchwytywały. Następne dary są już przygotowywane.
Żyjemy w czasach serca czy rozumu? Nawiązuję do tegorocznej matury z języka polskiego, w której znalazły się zadania dotyczące m.in. tekstu Krzysztofa A. Wieczorka „Serce czy rozum”.
– Łączymy jedno z drugim i wspaniale reagujemy na potrzeby innych. Staramy się być pomocni, ale też jest w nas więcej zastanowienia. I chociaż jesteśmy bardzo zajęci, to staramy się, poprzez tę pomoc, której udzielamy Ukraińcom, także powracać myślami w miejsca w Ukrainie, z którymi czujemy się związani. Wiem, że ludzie z Ukrainy są świadomi tego, że my, tutaj w Polsce, bardzo przeżywamy tę wojnę i dajemy z siebie bardzo wiele. Dlatego mając na uwadze nasze emocje, przygotowaliśmy w szkole, w ramach naszej kawiarenki literackiej, miejscu spotkań młodzieży, która ceni sobie poezję śpiewaną, przyjęcie z dwoma wielkimi tortami dla naszych nowych uczniów z Ukrainy.
Dotychczas Pana lekcje znane były z rozmów o literaturze przy herbacie podawanej w filiżance. Jak przebiegło to spotkanie?
– Było śpiewanie i recytacja wierszy Tarasa Szewczenki. To było fantastyczne przeżycie, bo za sprawą tych młodych ludzi z Ukrainy nasza kawiarenka stała się miejscem wielokulturowym. Z drugiej strony zrozumieliśmy, że pewne utwory nabierają nowego znaczenia. „Żal, żal, za dziewczyną, za zieloną Ukrainą…” – śpiewaliśmy wspólnie. W ostatnich latach ta pieśń stała się symbolem pojednania obu naszych narodów. Obecnie ta pieśń jeszcze bardziej nas łączy. Nabiera jeszcze większej mocy. Zwłaszcza kiedy widzimy w szkole twarze dzieci z Ukrainy. Czasami smutne, czasami gdzieś uciekające myślami… Nie wszyscy od razu łatwo nawiązują kontakt. Na szczęście mamy asystenta mówiącego językiem ukraińskim, który pomaga nam do nich dotrzeć.
(…)
Do matury z języka polskiego przystąpiło w tym roku około 40 uczniów z Ukrainy. Jakby Pan to skomentował?
– To jest obraz sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Wojna i wynikająca z niej tak ogromna liczba uchodźców jest prawdziwym zaskoczeniem, a jednocześnie jest to sygnał, że pojawia się nowy obszar w polskiej oświacie, który trzeba pilnie i mądrze zagospodarować. Myślę m.in. o kolejnych pokoleniach absolwentów slawistyki, którzy do niedawna zastanawiali się, co będą dalej robić. Teraz okazuje się, że są bardzo potrzebni. Mało tego, powinno być ich nawet więcej niż do tej pory, pod warunkiem że będą przygotowani do pracy w nowej rzeczywistości.
Potrzebni nam będą nowi nauczyciele znający język ukraiński, ale także z kompetencjami w nauczaniu języka polskiego jako obcego.
Pytanie, czy obecna matura jest egzaminem na miarę XXI w.?
– W tym roku na egzaminie z języka polskiego część poświęcona na ocenę umiejętności czytania ze zrozumieniem bazowała na współczesnych tekstach. Natomiast wypracowanie trzeba było już napisać na tematy, które funkcjonują w kręgu tradycji. Proponowane maturzystom tematy jednocześnie ograniczały, ale z drugiej strony były dla nich bezpieczne. Mam tu na myśli zwłaszcza „Pana Tadeusza”, ale także „Noce i dnie”. Obie lektury doczekały się filmowych adaptacji, a poza tym maturzyści pisali wypracowania na podstawie fragmentów książek. Oceniając tegoroczne matury z języka polskiego, można powiedzieć, że tematy były bardzo przyjazne dla ostatnich klas trzyletniego liceum.
(…)
Na który z tematów maturalnego wypracowania zdecydowali się Pana uczniowie w tym roku?
– „Pan Tadeusz” dominował. Był dla nich czytelniejszy i częściej się z nim mierzyli w szkole niż z tekstem Marii Dąbrowskiej. Jeżeli tylko młodzież zrozumiała, że należy połączyć temat z tym, co przeżywali, z tym, co im w duszy gra, to ich szanse wzrastały. „Czym dla człowieka może być tradycja? Rozważ problem i uzasadnij swoje zdanie, odwołując się do fragmentu >>Pana Tadeusza<<, całego utworu Adama Mickiewicza oraz do wybranego tekstu kultury” – to był temat na miarę tego czasu, który przeżywamy.
Gdyby to Pan był maturzystą, który z tematów by Pan wybrał?
– Najpierw przez kwadrans musiałbym posiedzieć, żeby się nad tym zastanowić. Bo cenię i Adama Mickiewicza, i Marię Dąbrowską. Na każdej ulicy, w każdej klasie można znaleźć Bogumiła i Barbarę. W życiu nie tak trudno ich spotkać, więc nie tak trudno o tym pisać. Z kolei „Pan Tadeusz” odzwierciedla mój szacunek do tradycji. Wybrałbym „Pana Tadeusza”. Ten temat obrazuje moich 50 lat w szkole. Symbolizuje pół wieku pracy doświadczonego nauczyciela, życie, książki, twarze uczniów, literackie wędrówki, teatralne przygody, spotkania z mistrzami, gromadzone przez lata polonistyczne bibeloty w mojej pracowni i czas poezji śpiewanej.
Jak mocno odczuwa Pan to, że minęło już pół wieku Pańskiej pracy?
– Aż tak mocno tego nie odczuwam, jest jeszcze tyle rzeczy do zrealizowania. Nie mógłbym zrezygnować z kontaktu z uczniami, zwłaszcza że wśród nich nie brakuje osób, które nadal są ciekawe literatury, są pod jej wpływem. Poza tym, już żyję przyszłymi maturami. To będzie chyba już ostatnia reforma matury, którą przeżyję w roli nauczyciela. Sporo tych reform było, wiele się działo. Poloniście też nie jest lekko. Żeby nie pogubić się w obowiązujących zestawach lektur dla poszczególnych roczników, trzeba sobie przygotować specjalne tabele, z podziałem na lektury, które „wchodzą”, lektury, które „wychodzą” i te, które „powracają”. Co jest dla kogo kanonem, to już inna sprawa.
Po 50 latach pracy w szkole jestem pewien, że najważniejsze to robić to, co się lubi, kocha i ceni. Oczywiście nic by się nie stało, gdybyśmy się doczekali „programowego” spokoju.
Przewidywalnego, bardziej poukładanego, wykorzystującego także współczesne dokonania w kulturze, bo gdzieś nam to czasami umyka. Bo nie wyobrażam sobie, żeby polonista mógł stać z boku w stosunku do tekstów współczesnych kultury, które dokumentują ten czas. Ale także nowych tekstów, które wydaje m.in. Olga Tokarczuk. Na to powinno być miejsce nawet kosztem niezrealizowania jakiegoś tematu z podstawy programowej. Program nauczania musi odzwierciedlać naszą rzeczywistość. Nauczanie i egzaminowanie nie mogą być od tego oderwane. Młodzi też to czują. Wierzę w młodzież, bo młodym nadal nie brakuje fantazji i temperamentu, nadal potrafią się uśmiechać i wzruszać pod wpływem tego, co przeczytali i zobaczyli w instytucjach kultury.
Dziękuję za rozmowę.
***
Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 19 z 11 maja br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl
Fot. Archiwum prywatne