Dominika Naworska: Co rano budzę się ze strachem, czy będę mieć nauczycieli

Przed każdym nowym rokiem szkolnym jest pewien ruch kadrowy. Ja jednak mam perspektywę czteroletnią. Kiedy oddano nam szkołę do użytku, musiałam sama znaleźć nauczycieli do wszystkich przedmiotów. Nie miałam z tym problemów. Najmniejszych. Nawet jak ktoś zrezygnował, zaraz znalazłam nowego nauczyciela na jego miejsce, także fizyka. Było mnóstwo chętnych do pracy. A teraz? Patrzę w przyszłość ze strachem.

Z Dominiką Naworską, dyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 9 w Poznaniu, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Co Pani powie na powitanie nowego roku szkolnego (wywiad ukazał się 31 sierpnia br. – red.) swoim nauczycielom? Będzie radośnie?

1 września zawsze się cieszymy. Każdy rok szkolny staramy się zaczynać z jak najlepszym nastawieniem, pozytywną energią, pozytywnymi nastrojami, ale też wzajemnym szacunkiem. Myślę, że to jest najważniejsze, żebyśmy się wzajemnie szanowali. Kiedy jesteśmy silni sobą, współpraca między nami wydaje się lepsza.

Zmiany w Karcie Nauczyciela, braki kadrowe, pensje nienadążające za inflacją nie stłumią tej pozytywnej energii?

Dbamy o atmosferę w szkole. Co do ogólnej sytuacji, to wokół szkół zawsze wiele się działo. Nikt nie zaprzeczy, że bardzo trudne lata są za nami. My jesteśmy młodym zespołem, nasza placówka powstała w 2018 r. Dotychczas nie mieliśmy jednego roku pracy, który byłby taki całkiem spokojny i normalny. W pierwszym roku szkolnym, w którym otworzyliśmy obiekt, odbył się strajk nauczycielski, jakiego nie znaliśmy. Ten strajk zjednoczył grono nauczycielskie. Nie podzielił. Byliśmy w tym wszyscy razem i bardzo się w tym strajku wspieraliśmy. I co najważniejsze, staraliśmy się go tak zakończyć, żeby nauczyciele nie wyszli z niego z jakimś poczuciem klęski.

Podnosiliśmy się na duchu, bo czuliśmy i nadal to czujemy, że ze względu na zmiany, których w oświacie jest mnóstwo, musimy być w tym razem. Tak jest dużo łatwiej. Nadal wiele przecież zależy tylko od nas.

Co jest dla Pani najważniejsze?

Najważniejsze jest to, żeby nie dzielić, żeby mimo wszystko być razem, potrafić się wspierać.

Biorąc pod uwagę te kilkuletnie doświadczenia, czy z Pani perspektywy nauczyciele potrafią zawalczyć o swoje?

Wola walki w nas jest, ale na przeszkodzie często stoją przekazywane społeczeństwu różnorakie opinie o nauczycielach, informacje o naszych zarobkach itd. Np. omawianie zarobków w oświacie na podstawie tabeli ze stawkami średnich wynagrodzeń. Sama zawsze śmieję się w rozmowie z osobą odpowiedzialną za płace: „Proszę pani, a gdzie są te moje pieniądze?”. Dane, które prezentuje się opinii publicznej, są dalekie od tego, ile faktycznie zarabiamy. A do tej średniej wlicza się wszystko – odprawy, nagrody jubileuszowe, różne dodatki, których wielu nauczycieli nie ma, a czasami widzi je na koncie tylko raz w życiu. Jeżeli ktoś nie doczyta tych zestawień, może mieć poczucie, że te pensje nauczycielskie może wcale nie są takie złe, że nadal są to jeszcze w miarę godziwe pieniądze.

Kolejna sprawa to tydzień pracy. Trudno jest przekonać ludzi, że my i tak pracujemy w 40-godzinnym wymiarze, a może nawet dłużej. Ciężko jest przekonać, że tych 18 godzin to są tzw. godziny przy tablicy.

To jak z tym walczyć?

Do obiegu trafia zbyt wiele niesprawdzonych i ogólnikowych informacji, a większość ludzi nie ma czasu na analizy. Zauważyliśmy to zwłaszcza w ostatnich latach, kiedy musieliśmy z dnia na dzień przejść na pracę zdalną. Ten wysiłek czasowy był ogromny, a jednak w opinii społeczeństwa i tak za mały.

(…)

Obsadziła Pani wszystkie wakaty? Jak wygląda sytuacja kadrowa?

Poszukiwania nauczycieli rozpoczęłam, zanim zaczął się ruch kadrowy. Natomiast znaleźć kogoś to jedno, a zatrudnić – to co innego. To, co dzieje się pod względem kadrowym, niestety, bardzo mocno ogranicza nam możliwość zatrudnienia nauczyciela. Zdarzało się, że kiedy już udało mi się kogoś zainteresować pracą w szkole, po miesiącu był telefon, że jej nie podejmie.

W maju byłam spokojna, że mam komplet nauczycieli do przedszkola, podczas gdy w sierpniu dowiedziałam się, że jednak są dwa wakaty.

Z jakiego powodu rezygnowali?

Jakie są płace w oświacie, każdy wie. Powodem rezygnacji są coraz częściej także inne czynniki, np. oddalenie szkoły od miejsca zamieszkania. Potencjalne nauczycielki rezygnowały z pracy, kiedy orientowały się, że w sąsiedztwie ich domu jest etat do wzięcia. Wielu nauczycieli zmienia też pracę, bo chce zmienić typ placówki, np. z przedszkola na szkołę podstawową, ze szkoły podstawowej na szkołę średnią. Szczęśliwie udało mi się zatrudnić trzech matematyków. Mam też nowego technika, wuefistę i nauczyciela języka polskiego. Na szczęście nie musiałam szukać innych językowców.

Pewnie wyczerpałam już swoją szczęśliwą pulę i nie mam co grać w Lotto (śmiech). Ciągle jednak jeszcze brakuje mi nauczyciela do świetlicy szkolnej i dwóch nauczycieli do przedszkola. Przy 12 etatach w przedszkolu brak dwóch osób to duży problem.

Dyrektorzy „podkupują” sobie nawzajem nauczycieli?

W dużej mierze decydują sami nauczyciele. Każdy dyrektor patrzy jednak na swoje bezpieczeństwo kadrowe. Kto pierwszy, ten lepszy. Ja to rozumiem. Z drugiej strony, jeśli ktoś dostaje ofertę bliższą miejsca zamieszkania, to ja na tym tracę. Ale tak to wygląda.

Czy w tych wielomiesięcznych poszukiwaniach nauczycieli pomogły zmiany w Karcie – usunięcie stopni awansu nauczyciela stażysty i kontraktowego oraz zastąpienie ich statusem nauczyciela początkującego?

Absolutnie nie. To nie ma na nic żadnego wpływu. Młodzi nauczyciele, którzy interesują się pracą w szkole, w ogóle nawet o to nie pytają. A tych, którzy są w trakcie awansu, trzeba uspokajać. Większość jednak już nawet specjalnie nie reaguje na zmiany, może dlatego, że jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Musimy być elastyczni, co innego mamy zrobić.

Tylko spokój Was uratuje?

Na szczęście dla polskiej edukacji, większość nauczycieli traktuje swoją pracę jako pewnego rodzaju misję. Chwała im za to. Tylko że społeczeństwo musi wiedzieć, że nauczyciel misją się nie nakarmi. Nauczyciele też są ludźmi, którzy mają kredyty, mają rodziny i płacą takie same rachunki za gaz, prąd i wodę oraz tyle samo wydają w sklepie spożywczym, co reszta społeczeństwa. W momencie kiedy nauczycieli nie będzie stać na to, żeby zaspokoić swoje podstawowe potrzeby, zaczną myśleć o zmianie pracy. I znajdą ją.

Znam kilka takich osób, które w ogóle odeszły z zawodu. Pracują w m.in. w bankach. Jako grupa zawodowa mamy wiele predyspozycji, potrafimy się dostosować. Boję się, że nauczyciele zaczną się masowo przekwalifikowywać.

MEiN uspokaja, że to normalny ruch kadrowy.

Przed każdym nowym rokiem szkolnym jest pewien ruch kadrowy. Ja jednak mam perspektywę czteroletnią. Kiedy oddano nam szkołę do użytku, musiałam sama znaleźć nauczycieli do wszystkich przedmiotów. Nie miałam z tym problemów. Najmniejszych. Nawet jak ktoś zrezygnował, zaraz znalazłam nowego nauczyciela na jego miejsce, także fizyka. Było mnóstwo chętnych do pracy. A teraz? Patrzę w przyszłość ze strachem.

O co jest ten strach?

To jest strach o to, czy będę w stanie zapewnić dzieciom bezpieczne, higieniczne warunki pracy oraz edukację na takim poziomie, jakiego wszyscy oczekujemy. Ten strach budzi mnie co rano.

Dziękuję za rozmowę.

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 35 z 31 sierpnia br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl 

Fot. Archiwum prywatne

Nr 35/31 sierpnia 2022