Serwis istnieje od trzech lat, ale wcześniej podejmowałem tematy związane z prawem oświatowym oraz nowymi inicjatywami i pomysłami, jakie można zrealizować w szkołach. Rynek pracy zawsze śledziłem, bo to jest coś, co leży w kręgu moich zainteresowań, więc jak zaczęło robić się głośno o tym, jak wielu nauczycieli brakuje, a liczby podawane przez MEiN wydawały się absurdalnie zaniżone, zacząłem sprawdzać, co dzieje się na stronach kuratoriów.
Z Robertem Górniakiem, założycielem serwisu Dealerzy Wiedzy, nauczycielem oraz wicedyrektorem w Zespole Szkół Prywatnych „Twoja Przyszłość” w Sosnowcu, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
W jaki sposób monitoruje Pan liczbę wakatów w szkołach?
– Napisałem specjalny program do zliczania ogłoszeń zamieszczonych w kuratoryjnych bankach pracy. Program zlicza też liczbę godzin do obsadzenia, żebyśmy mieli pojęcie o tym, z jak dużym kryzysem mamy do czynienia.
Ile godzin obecnie nie jest obsadzonych?
– Według stanu na 17 marca br. szkoły i przedszkola publiczne mają problem z obsadzeniem ok. 100 tys. godzin tygodniowo. To naprawdę spora liczba.
Jak często Pan monitoruje kuratoryjne banki pracy?
– Program odpalam, kiedy chcę i kiedy mam czas albo kiedy trzeba zestawić rzeczywiste dane z tym, co przekazuje MEiN lub decydenci polityczni, którym na rękę jest dezinformacja.
Wtedy liczę i pokazuję ewentualne różnice w danych. Czasem to robię raz w tygodniu, czasem raz na dwa tygodnie. W gorących okresach odświeżałem te statystki niemal codziennie.
Tak było na przełomie sierpnia i września ub.r., po słowach ministra edukacji Przemysława Czarnka, że wakaty w szkołach to mit?
– To był ten moment, kiedy uznałem, że trzeba to zrobić dla dobra sprawy.
Dzięki danym, które Pan wówczas zebrał, serwis Dealerzy Wiedzy zaistniał w przestrzeni medialnej. Obecnie grupa liczy 15 tys. członków, obserwujących jest ponad 8,7 tys.
– Zgadza się. Serwis istnieje od trzech lat, ale wcześniej podejmowałem tematy związane z prawem oświatowym oraz nowymi inicjatywami i pomysłami, jakie można zrealizować w szkołach. Rynek pracy zawsze śledziłem, bo to jest coś, co leży w kręgu moich zainteresowań, więc jak zaczęło robić się głośno o tym, jak wielu nauczycieli brakuje, a liczby podawane przez MEiN wydawały się absurdalnie zaniżone, zacząłem sprawdzać, co dzieje się na stronach kuratoriów.
Jak już wspomniałem, napisałem sobie specjalny program, który pobiera te dane ze stron wszystkich 16 kuratoriów oświaty, abym mógł je w miarę szybko zbierać i analizować. I wtedy okazało się, że te dane wyglądają zupełnie inaczej, niż minister sugerował. Pamiętam, jak w połowie sierpnia ub.r. liczba ogłoszeń o wakatach doszła do 21 tys.
Jak wygląda sytuacja w drugim semestrze tego roku szkolnego?
– Dane z 13 marca wskazywały na 6,6 tys. wakatów, a 17 marca było ich już 7,5 tys. Zanim minister powie, że to raptem kilka procent całej kadry, to przypomnę, że każdy wakat przekłada się na liczbę godzin, które nie odbywają się każdego tygodnia. To nie jest wróżenie z fusów. Po prostu trzeba poznać system i nawyki dyrektorów szkół, żeby zrozumieć, jak ogłoszenia są dodawane oraz kiedy znikają ze stron.
Wyjaśnijmy, jak to działa.
– Zamieszczane przez dyrektorów szkół ogłoszenia najczęściej wygasają albo pod koniec każdego tygodnia, albo pod koniec miesiąca. W środy i piątki statystyki się zmieniają. Najczęściej znika kilkaset ofert, co nie znaczy, że szkoły znalazły kogoś na wolne miejsce, bo część ogłoszeń wraca w kolejnym tygodniu. Wszystko zależy od tego, jak długo dane ogłoszenie ma „wisieć”. Tylko nieliczne są umieszczane np. na pół roku.
Program napisał Pan sam, serwis również prowadzi Pan jednoosobowo. Można więc zakładać, że policzenie wakatów, godzin i poszukiwanych nauczycieli w skali kraju nie jest takim trudnym zadaniem?
– Jak najbardziej. Po drodze można jednak natrafić na pewne trudności, bo np. nie wszystkie kuratoria oświaty działają na takim samym szablonie strony. Z większości stron te dane jednak łatwo się ściąga, natomiast w przypadku trzech banków pracy trzeba nieco inaczej do tego podejść. Ale też się da. Na pewno MEiN mogłoby z powodzeniem coś takiego robić na bieżąco, co tydzień lub kilka razy w tygodniu. Wystarczyłoby poprosić każde kuratorium o ujednolicenie stron i przekazywanie danych oraz ich udostępnianie.
Można byłoby szybciej, łatwiej i rzetelniej przedstawiać sytuację w oświacie. Przy takich możliwościach, jakie ma ministerstwo, można to zrobić jeszcze bardziej szczegółowo i jeszcze lepiej niż ja.
Natomiast Pan bada nie tylko wakaty. Co jeszcze?
– Kolejnymi danymi, które warto analizować, są zarobki nauczycieli. Znamy minimalne stawki wynagrodzenia z tabel dołączonych do rozporządzenia płacowego – 3690 zł, 3890 zł i 4550 zł, znamy wysokość średniego wynagrodzenia w gospodarce za IV kwartał – 6965,94 zł i wiemy, jaka jest obecnie kwota minimalnego wynagrodzenia w kraju – 3490 zł. Można więc wyliczyć relację minimalnego wynagrodzenia nauczycieli do średniego wynagrodzenia w gospodarce, które w przypadku nauczyciela początkującego stanowi 52,98 proc. przeciętnej, a w przypadku dyplomowanego 65,33 proc. Zestawianie tych danych z rozmaitymi przelicznikami i średnimi pokazywanymi przez ministerstwo stało się już pewnym trendem, bo tu niewiele się zgadza.
Z tego, co zauważyłem to, co pokazuje MEiN, ma raczej potwierdzać to, co politycy chcą przekazać społeczeństwu. Środowisko nauczycielskie to prostuje, ale MEiN ma niebywałą umiejętność pokazywania tych danych tak, aby…
…pokazać, że tzw. podwyżki i subwencja oświatowa są wręcz „rekordowe”?
– Tak. Ministerialne komunikaty wskazywały wręcz na niesamowity wzrost płac, które na tle sytuacji reszty Polaków miały pokazać, że nauczyciele są w porównaniu z nimi znacznie lepiej uposażeni. Tylko że jak przykłada się rzeczywiste zestawienia płacowe polskich nauczycieli do wskaźników europejskich, to robi się dramat. Nie raz i nie dwa na wiele różnych sposobów próbowałem przeanalizować i zestawiać dane przedstawiane przez MEiN z pensjami, od jakich zaczynają nauczyciele w innych krajach Europy.
Porównania z płacą minimalną w poszczególnych krajach wypadły bardzo niekorzystnie dla naszego środowiska nauczycielskiego. Wynagrodzenie zasadnicze naszych nauczycieli to jest raptem 106 proc. pensji minimalnej w kraju, podczas gdy w niektórych krajach może wynieść nawet powyżej 200 proc.
Gdzie jest równie źle?
– Na Węgrzech i w Czarnogórze. Jeśli weźmiemy pod uwagę ostatni wzrost wynagrodzeń w Polsce, to od razu można zauważyć, że wcale nie jest za dobrze. W ciągu 10 lat wysokość pensji nauczyciela dyplomowanego spadła o 10-15 pkt proc. w porównaniu z przeciętną płacą w gospodarce.
Jak często dementuje Pan różne dane i komunikaty MEiN?
– Nigdy nie byłem na to nastawiony. Nie miałem zamiaru niczego komentować. W pierwszym zamyśle chodziło o to, żeby znaleźć gdzieś w sieci swoje miejsce na przemyślenia albo podzielenie się z innymi swoimi pomysłami, znaleźć miejsce na pokazanie dobrych praktyk. Jednak po jakimś czasie pewne rzeczy zaczęły mnie mocno razić. Zżymałem się, kiedy patrzyłem na niektóre tabelki. Poczułem, że muszę się wypowiedzieć. I tak przez ostatnie półtora roku ciągle coś analizuję. Czuję, że muszę, bo to wcale tak dobrze nie wygląda.
(…)
Dziękuję za rozmowę.
Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 12 z 22 marca br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl
Fot. Archiwum prywatne