Anna Schmidt-Fic: Fala odejść nauczycieli to porażka tego systemu i kolejnych ministrów

Najgorszy do zniesienia był chyba dla mnie  brak zaufania do nauczycieli, co wywołuje liczne problemy najczęściej na linii nauczyciele – rodzice. Oczywiście długo nie poddawałam się, działałam z intencją, żeby robić wszystko najlepiej, jak potrafię, dopóki mogłam. Bo żeby to wszystko wytrzymać, żeby pokonywać te wszystkie trudności, trzeba mieć bardzo dużo sił. W szkole ciągle trzeba z czymś walczyć, trzeba być żołnierką.

Z Anną Schmidt-Fic, liderką inicjatywy Protest z Wykrzyknikiem, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Z „krótkiej historii obniżek wynagrodzeń dla nauczycieli” zamieszczonej na Pani profilu facebookowym wynika, że w 2015 r. nauczyciel zaczynający pracę w zawodzie mógł kupić ok. 1120 kg cukru, a w 2023 r. już tylko ok. 570 kg.

– Spadła również liczba bochenków chleba z 754 do 656. To pokazuje, jak bardzo spauperyzował się nasz zawód, ale przerażające jest też, jak bardzo społeczeństwo jest poddawane manipulacji informacjami o tych „niebotycznych podwyżkach”, które nauczyciele mają dostawać od rządu Prawa i Sprawiedliwości. Powtarza się nam ciągle, że nigdy tak dobrze nie było. Co nie jest prawdą. Pensje się wypłaszczyły, a zróżnicowanie stopnia awansu zawodowego przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.

Dlaczego doszło do tak drastycznego spłaszczenia pensji nauczycielskich?

– Pensja nauczyciela, który zaczynał pracę w szkole, od lat „goniła” krajową płacę minimalną, a pensje nauczycieli na pozostałych stopniach awansu nie rosły na odpowiednim poziomie.

Czyli ten wzrost płac nauczycieli był wymuszony podwyższaniem płacy minimalnej, nie wynikało to z docenienia tej grupy zawodowej, uznania, że nauczyciele zasługują na wyższe zarobki.

Od lat jest Pani liderką Protestu z Wykrzyknikiem. Wcześniej była Pani nauczycielką. Od jak dawna nie pracuje już Pani w szkole?

– Drugi rok, odeszłam we wrześniu 2021 r. Mimo to ciągle jestem całym sercem w edukacji w ramach mojej działalności w Proteście z Wykrzyknikiem i Wolnej Szkole. Trudno mi się od tego oderwać, bo ta walka, jak widać, jest cały czas nieskończona. Ciągle jest jednak nadzieja, że po wyborach parlamentarnych będzie możliwa zmiana w polityce edukacyjnej.

Wówczas trzeba będzie przypilnować spraw nauczycieli. Bardzo mi zależy, aby w tym myśleniu o zmianach w edukacji nie zgubić nauczycielek i nauczycieli.

Co chce Pani przez to powiedzieć?

– To, że nauczyciel to jest absolutnie najważniejsza figura w tej układance, jaką jest system edukacji. Obecnie bardzo zaniedbana, źle postrzegana i z nieufnością traktowana, również przez rozwiązania systemowe. My natomiast widzimy nauczyciela jako „bezpiecznik” w tych trudnych czasach, czyli tego, który stoi na straży najważniejszych wartości. Tylko za sprawą nauczycieli może dojść do pozytywnych zmian w szkołach. Musimy jednak najpierw skończyć z tym, co się dzieje obecnie w systemie edukacji.

Ten „bezpiecznik” coraz częściej szuka pracy poza szkołą, dokładnie tak jak Pani. Domyślam się, że ten rozwód ze szkołą nie był łatwy?

– To był bardzo trudny rozwód, bo praca w szkole była pracą moich marzeń, była zajęciem, które nigdy mnie nie nudziło. Lubiłam to, co robiłam. Niestety, pod koniec mojej pracy w szkole to lubienie zawęziło się do momentu wejścia do klasy. Ale i tam zaczęły się wdzierać patologiczne sytuacje.

Dotyczyły środowiska najbliższego czy raczej wynikały z polityki MEiN?

– Jak mówię o patologii, to myślę o wielopoziomowym zjawisku. Jest tyle czynników, które przeplatają się ze sobą i generują tę patologię, że właściwie nie wiadomo, od czego zacząć. Najgorszy do zniesienia był chyba dla mnie  brak zaufania do nauczycieli, co wywołuje liczne problemy najczęściej na linii nauczyciele – rodzice. Oczywiście długo nie poddawałam się, działałam z intencją, żeby robić wszystko najlepiej, jak potrafię, dopóki mogłam.

Bo żeby to wszystko wytrzymać, żeby pokonywać te wszystkie trudności, trzeba mieć bardzo dużo sił. W szkole ciągle trzeba z czymś walczyć, trzeba być żołnierką.

W którym momencie tych sił zabrakło?

– Nie poddałam się tak szybko. Kiedy zauważyłam, że jest coraz gorzej, postanowiłam zejść do połowy etatu. Znaleźć dla siebie czas i miejsce na work-life-balance. Kiedy jednak z całą mocą zaangażowałam się w działania aktywistyczne, okazało się, że pogodzenie tego było niemożliwe. W szkole byłam tak długo, jak długo mogłam pracować dobrze.

W polskich szkołach trwa fala odejść. Trudno jednak ocenić jej skalę, bo nie wszyscy nauczyciele o tym mówią wprost. „Czy będzie można ich odzyskać?” – zastanawiał się niedawno jeden z dyrektorów szkół. Jak Pani sądzi?

– Odzyskać? Absolutnie nie. Odejście ze szkoły to jest pewien proces. Sama to zrobiłam, ale długo biłam się z myślami, czy mówić o tym publicznie, bo byłam już w pewnym sensie rozpoznawalna w naszym środowisku. Nie chciałam być impulsem ani zachętą dla innych.

Jak Pani po dwóch latach ocenia swoją decyzję?

– Falę odejść wśród nauczycieli oceniam jako porażkę tego systemu edukacyjnego, porażkę kolejnych ministrów obecnej władzy, którzy doprowadzili do tego, że nauczyciele już nie wytrzymują.

(…)

Pytanie, na ile jeszcze nauczycielom wystarczy sił?

– Ten potencjał jest tak nadwątlony, że nie zdajemy sobie z tego sprawy w jak złej kondycji są nauczyciele. Ostatnio dużo staramy się o tym mówić, wydobyć ten temat na światło dziennie. Mówiąc o tym, postanowiłam używać mocnego terminu jakim jest „depresja zawodowa”. Nie używam go w kategoriach medycznych czy klinicznych, bo depresja jest po prostu jednostką chorobową, chciałam jednak, żeby mocno to wybrzmiało.

Dlaczego to jest takie ważne?

– Musimy mówić o kondycji nauczycieli. To ważne, bo część społeczeństwa nadal tkwi w jakiejś źródłowej niechęci do nauczycieli, w przekonaniu, że i owszem są biedni i poturbowani, ale być może są sobie winni. Ta niechęć ciągle gdzieś w ludziach siedzi być może za sprawą własnych negatywnych przeżyć ze szkoły, z czasów, kiedy sami do niej chodzili. Dlatego przydałaby się  kampania społeczna w celu poprawy wizerunku nauczyciela oraz w celu uświadamiania społeczeństwu, jaką funkcję pełni nauczyciel oraz dlaczego tak ważna jest autonomia w tym zawodzie.

Autonomia to potężne narzędzie, jednak nasza etyka nauczycielska jest gwarancją, że nigdy jej nie nadużyjemy. To jest wkodowane w nasz zawód, bo dla nas najważniejsze jest dziecko.

Co najczęściej wywołuje stres u nauczyciela?

– Niesienie od lat tych wszystkich ciężarów powoduje trudności w ocenie sytuacji. Usłyszałam niedawno od znajomej, że jak otwiera po południu dziennik i widzi, ile jest w nim wiadomości od rodziców i że każda z tych wiadomości wiąże się z rozwiązaniem jakiegoś ważnego problemu lub z pretensjami, to nawet jak pojawi się coś o pozytywnym wydźwięku, w którym ktoś „bardzo dziękuje za poświęcony czas i przysłanie materiałów”, to ta zmęczona nauczycielka nie ma już siły odczuć z tego żadnej przyjemności.

(…)

Według wyników jednego z badań dotyczących dobrostanu nauczycieli ponad 70 proc. tej grupy zawodowej odczuwa stres w pracy, 30 proc. nie widzi jej sensu, ale zaangażowanych w pracę jest ponad 90 proc.

– To tylko potwierdza to, o czym mówiłam od początku. Te latawce nauczyciele będą trzymać dla dzieci tak długo, jak się tylko da. Jeśli się nic nie zmieni, to system się rozpadnie. Ale nie za szybko, to potrwa. Wszyscy w końcu mamy zdolności przesuwania swoich granic wytrzymałości.

Dziękuję za rozmowę.

***

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 23-24 z 7-14 czerwca br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl 

Fot. Archiwum prywatne

Nr 23-24/7-14 czerwca 2023