Komisja będzie otwarta dla związków zawodowych, organizacji pozarządowych, samorządów i rodziców. Dla wszystkich tych, którzy działają w obszarze edukacji i którym zależy, żeby edukacja w Polsce miała się i funkcjonowała dobrze. To powrót do normalności. Mroczne czasy, kiedy ograniczano dialog, gdy próbowano wprowadzić zasadę, że program partii programem narodu, na szczęście się skończyły.
Z Krystyną Szumilas, posłanką KO, minister edukacji narodowej w latach 2011-2013, przewodniczącą sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży w Sejmie X kadencji, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Mam nadzieję, że KENiM będzie forum dialogu – powiedziała Pani po wyborze na przewodniczącą. Co Pani poczuła w tym momencie, mając w pamięci, jak przebiegały obrady sejmowej komisji w poprzedniej kadencji, tę atmosferę, wyłączanie mikrofonów, słynne już dwie minuty na wypowiedź w najbardziej skomplikowanych sprawach oświatowych?
– Po wyborze poczułam radość. Nie z tego, że zostałam wybrana, chociaż w jakimś stopniu na pewno też, ale przede wszystkim poczułam radość z tego, że nareszcie sejmowa komisja edukacji będzie forum dialogu, że nie będzie zamykania ust, że będę mogła spowodować, aby w ważnych sprawach dla dzieci, młodzieży i funkcjonowania szkoły mogli się wypowiadać ci, którzy się na tym znają i wiedzą, czego szkoła potrzebuje. My, politycy, będziemy ich słuchać.
Ma Pani na myśli także związki zawodowe i organizacje pozarządowe?
– Tak jak powiedziałam, komisja będzie otwarta dla związków zawodowych, organizacji pozarządowych, samorządów i rodziców. Dla wszystkich tych, którzy działają w obszarze edukacji i którym zależy, żeby edukacja w Polsce miała się i funkcjonowała dobrze. To powrót do normalności.
Mroczne czasy, kiedy ograniczano dialog, gdy próbowano wprowadzić zasadę, że program partii programem narodu, na szczęście się skończyły.
Po tylu latach wystarczy otworzyć podwoje dla wszystkich i dać im głos?
– Trzeba jeszcze umieć słuchać. To, że każdy może się wypowiedzieć, to jedno, ale musimy też pamiętać, aby słuchać tego, co mówią inni, a kiedy mają przekonujące argumenty, dać się po prostu przekonać.
Jest Pani w gronie posłów i posłanek, którym najczęściej chyba wyłączano mikrofon w trakcie obrad komisji. Liczyła Pani te zdarzenia?
– Nie liczyłam, ale dobrze pamiętam te momenty i to, że najczęściej mikrofon był wyłączany, kiedy moje uwagi pokazywały obłudę władzy i gdy przestawiałam argumenty nie do podważenia. Odbierano mi głos, gdy odsłaniałam cynizm Zjednoczonej Prawicy, kiedy pokazywałam, że proponowane przez nich rozwiązania przynoszą szkodę uczniom i nauczycielom, kiedy protestowałam przeciwko wprowadzaniu złego prawa w ciągu jednej nocy, bez konsultacji. Władza nie chciała słuchać, kiedy ujawniałam, że co innego mówią, a co innego planują. Wtedy wyłączano mikrofon, i to nie tylko mnie, ale też moim koleżankom i kolegom z opozycji.
Myślę, że rządzący bali się, że informacja o prawdziwych intencjach ich działania wybrzmi na komisji, a przez to dotrze do społeczeństwa, odkryje zakamuflowane zamiary władzy i zburzy przekonanie, że są nie do ruszenia.
Ma Pani taką własną listę najbardziej szkodliwych działań, które wprowadzono lub usiłowano wprowadzić w szkołach?
– Największym grzechem odchodzącej władzy była likwidacja gimnazjów. Bez wątpienia ci, którzy to proponowali i za tym głosowali, powinni zostać wykluczeni z grona osób, które mają prawo decydować o kształcie edukacji. Przy likwidacji gimnazjów nie brano pod uwagę dobra uczniów, tylko dobro partii politycznej i jej wyobrażenia o tym, jak powinna być zorganizowana edukacja, by przynosić korzyści władzy, a nie dzieciom.
Zmiana struktury szkolnej spowodowała, że najwięcej stracili uczniowie, którzy najbardziej potrzebują pomocy. To im likwidacja gimnazjów odebrała szansę na dobrą edukację. Drugim, równie groźnym posunięciem, była próba wykorzystania szkoły jako narzędzia do polityki partyjnej…
Wychowania sobie wyborcy…
– Tak, ale to było jeszcze coś groźniejszego. Próbowano w ten sposób podporządkować sobie społeczeństwo według wzoru zaczerpniętego z systemów niedemokratycznych. W tych systemach władza myśli, że poprzez szkołę może sobie wychować wyborcę i w tym celu knebluje nauczycieli, a rodziców terroryzuje poprzez straszenie ich wymyślonymi przez władzę niebezpieczeństwami. Na szczęście przy próbie uchwalania lex Czarnek okazało się, że w Polsce nie jest to takie proste, że rodzice, nauczyciele, organizacje pozarządowe i związki zawodowe potrafią się skonsolidować i wystąpić przeciwko takiemu rozwiązaniu.
Władza poszła za daleko, a społeczeństwo powiedziało „nie”. Lex Czarnek był jednym z narzędzi, po likwidacji gimnazjów, podporządkowania edukacji rządzącym. Uderzał w niezależność, autonomię, władzę rodzicielską, czyli podstawę edukacji. Paradoksalnie jednak spowodował, że ludzie zaczęli się buntować. Próba podporządkowania sobie edukacji i nauczycieli okazała się dla rządzących klęską.
Nauczyciele sprzeciwiający się tej polityce doświadczyli w odwecie nagonki, jaka nie miała dotychczas precedensu. Jaka jest Pani ocena tych działań?
– Bardzo zła. Niszczenie zawodu nauczyciela, jego godności było nieodłącznym elementem strukturalnej dewastacji systemu i próby podporządkowania sobie szkoły dla celów politycznych. Władza wiedziała, że musi mieć panowanie nad nauczycielami, bo inaczej nie uda się jej podporządkować sobie społeczeństwa. Dlatego z pełną premedytacją zaczęła prowadzić działania uderzające w godność zawodu nauczyciela, podważać zaufanie do nauczycieli wśród rodziców i społeczeństwa.
Uderzono też w pensje nauczycieli. Przez takie działania pensje nauczycielskie zaczęły spadać, nie dosłownie, ale poprzez niepodwyższanie płac w warunkach największej w ostatnich latach inflacji i kryzysu ekonomicznego. Dziś zawód nauczyciela jest jednym z najgorzej opłacanych zawodów w Polsce.
Jak KENiM chce nadać nowy kierunek edukacji, mając na uwadze minione lata, tak trudne dla całego środowiska?
– Chcę otworzyć szkołę na potrzeby uczniów i lokalnego środowiska, na dialog i debatę. Chcę pokazać wszystkim, że to nie politycy, ale nauczyciele, związki zawodowe i rodzice są w tym systemie ważni. To oni wiedzą, jak ten system powinien funkcjonować. Chcę pokazać ludziom, że ich naprawdę słuchamy, bo są fachowcami i warto znać ich zdanie. To jest dla mnie najważniejsze. Jestem też przekonana, że zaraz po utworzeniu rządu przez demokratyczną większość będziemy jako komisja uczestniczyli w pracach związanych z podwyższeniem wynagrodzenia nauczycieli o co najmniej 30 proc. od 1 stycznia 2024 r.
I jako komisja weźmiemy też udział w dyskusji na temat realizacji drugiego postulatu, jakim jest wprowadzenie stałego mechanizmu waloryzacji płac nauczycieli. Marszałek Sejmu Szymon Hołownia dokonał odmrożenia projektów obywatelskich.
(…)
Co konkretnie będzie Pani rekomendowała ministrowi edukacji?
– Aby przy wprowadzaniu zmian w podstawie brał pod uwagę, że musi być zachowana ciągłość kształcenia. Nie można, tak jak to zrobiła przed laty minister Zalewska, wprowadzać podstawy programowej bez brania pod uwagę tego, co uczniowie już potrafią lub nie. Pamiętamy, jak obciążeni byli uczniowie klas siódmych, gdy likwidowano gimnazja.
Oczywiście nikt się nie spodziewa, że opracowanie nowej podstawy programowej będzie procesem szybkim. Na pewno zajmie lata?
– Na pewno nie da się tego zrobić w ciągu jednego roku. Priorytetem jest zachowanie ciągłości nauczania i stopniowe wprowadzanie nowej podstawy. Chcę też uspokoić, że aby odpolitycznić tworzenie podstawy, nie musimy czekać do powołania niezależnej Komisji Edukacji Narodowej. Już dziś możemy tworzyć niezależne zespoły, które w przyszłości wejdą w skład KEN.
Wystarczą na to cztery lata?
– Będziemy się starać. Edukacja potrzebuje odpolitycznienia już teraz. Ale to odpolitycznienie musi zostać wpisane do prawa oświatowego na stałe. Musi powstać niezależna instytucja, która będzie tego pilnowała.
Masa pracy do wykonania.
– Bez wątpienia, ale cieszę się na tę pracę, bo robimy to po to, aby szkołę odebrać politykom i oddać ją rodzicom, nauczycielom i uczniom.
Dziękuję za rozmowę.
Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 49-50 z 6-13 grudnia br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl
Fot. Archiwum prywatne