Adam Lichota: Chcę kształcić młodzież, która dyskutując, potrafi swoje stanowisko uargumentować faktami

Myślę, że mamy w Polsce kompetentnych nauczycieli i każdy z nich będzie nauczał historii najlepiej, jak potrafi. Faktami historycznymi można manipulować, ale obowiązkiem nauczycieli jest przedstawianie prawdy.

Z Adamem Lichotą, nauczycielem historii i WF z Zespołu Szkół Technicznych nr 2 im. Mariana Batki i Uniwersyteckiego Liceum Ogólnokształcącego im. Juliusza Słowackiego w Chorzowie, rozmawia Jarosław Karpiński

Jak się dzisiaj uczy historii? Czy nauczyciel realizuje tylko podstawę programową, czy jest też miejsce na dyskusję, na pewnego rodzaju refleksję nad przeszłością?

– Myślę, że każdy nauczyciel historii musi starać się to jakoś godzić. Podstawa jest oczywiście ważna, ale ważne jest też krzewienie zainteresowania historią, popularyzowanie wiedzy historycznej. Ja uczę w dwóch placówkach, w szkole technicznej oraz w liceum ogólnokształcącym i nauka tego przedmiotu w zależności od szkoły wygląda różnie. W liceum młodzież jest ukierunkowana na poszerzenie wiedzy historycznej, a w szkole branżowej bardziej koncentruje się na zdobywaniu umiejętności zawodowych. Dlatego w szkole branżowej czy technicznej ta podstawa jest bardzo ważna. Staram się jednak wychodzić poza pewien schemat. Chcę, by uczniowie poznawali historię z nieco innej strony. W związku z tym, że jestem też nauczycielem wychowania fizycznego, staram się niejako łączyć te dwa przedmioty. Naszą sztandarową szkolną inicjatywą jest Bieg Pamięci ze Światłem Pokoju.

Proszę opowiedzieć o tej inicjatywie.

– To wspólne przedsięwzięcie setek uczniów i nauczycieli z wielu śląskich szkół mające upamiętnić Marsz Śmierci z Auschwitz do Gliwic. W związku z tym, że więźniowie Auschwitz, niestety, odchodzą, bardzo chcieliśmy zainicjować projekt, który byłby pewnego rodzaju łącznikiem między odchodzącymi więźniami a młodzieżą. I to się nam udało. Celami sztafety są połączenie miejsc ważnych w historii Marszu Śmierci, aktywizacja lokalnych społeczności oraz uświadomienie młodzieży, co się wydarzyło w ich miastach, miasteczkach, małych ojczyznach. Naszą ideą jest też to, by uczniowie mogli wyjść zza szkolnych ławek i uczyć się o historii, w tym przypadku o II wojnie światowej, o Holokauście, w miejscach pamięci. Z doświadczenia wiem, że młodzież wykazuje większe zainteresowanie takimi inicjatywami niż samym opowiadaniem o historii na lekcjach. Inna sprawa, że o pewnych wydarzeniach trudno jest opowiedzieć. Historia nauczana w ten sposób, w oderwaniu od szkolnych ławek, jest też lepiej przyswajana, zapamiętywana. Gdy przekazuję wyłącznie wiedzę podręcznikową, nie zawsze osiągam zamierzony cel.

Wiele zależy więc od inwencji nauczyciela. Pan stara się, żeby uczniowie mogli historii niejako „dotknąć”?

– Tak. Chcę pokazać uczniom, że historia nas otacza. Natomiast na pewno są nauczyciele, którzy mają predyspozycje, by sprzed tablicy opowiadać o historii w sposób porywający. Mnie bardziej odpowiada praca, która łączy nauczanie w klasie i w terenie. Łatwiej mi dotrzeć do uczniów poprzez pokazanie im czegoś, a nie samym słowem. Konfucjusz mawiał: „Powiedz mi, a zapomnę, pokaż mi, a zapamiętam, pozwól mi zrobić, a zrozumiem”.
Natomiast, tak jak wspominałem, nieco inna jest moja relacja z uczniami w liceum z tego względu, że mamy więcej godzin historii, oni często przygotowują się do rozszerzonych egzaminów maturalnych i ta nauka musi też wyglądać nieco inaczej. Staram się, żeby nauka historii miała właśnie formę dyskusji, żeby pokazać różne zależności, żeby uczniowie mogli sami postawić się w miejscu historycznych postaci i mogli sami pomyśleć, co by zrobili na ich miejscu. Uczniowie sobie to chwalą. Dla mnie samego historia nie byłaby porywająca, gdybym słyszał tylko o datach albo przyczynach i skutkach jakichś wydarzeń.

Czy według Pana godzin historii w szkołach jest za mało czy może ich obecny wymiar jest optymalny? Pytam w kontekście planów MEiN dotyczących podziału historii na dwa przedmioty – historia powszechna i historia Polski XX i XXI w. Obok wychowania do życia w rodzinie nauczanie historii byłoby priorytetowe, a być może historia stanie się nawet przedmiotem obowiązkowym na maturze.

– Jako historyk, który kocha swój przedmiot i kocha nauczać młodzież, chciałbym oczywiście, by historii było jak najwięcej. Najciekawsza historia tkwi bowiem w szczegółach, a nie zawsze jest czas, by się na nich koncentrować w trakcie lekcji. Z drugiej jednak strony historia nie jest jedynym przedmiotem, a siatka godzin lekcyjnych jest mocno napięta. Dajmy na to, w technikum uczniowie spędzają po osiem – dziewięć godzin, bo do tradycyjnych przedmiotów dochodzą jeszcze te zawodowe, więc trudno byłoby dodać im nowe godziny historii. A z drugiej strony, gdyby jednak miały zostać upchnięte w planie lekcji, to kosztem czego? Nie chciałbym być w skórze tego, kto miałby dokonywać ewentualnych zmian. Każdy nauczyciel uważa bowiem, że to jego przedmiot jest najważniejszy. Na pewno byłby wiec z tym kłopot organizacyjny.
Poza tym natłok godzin z jakiegoś przedmiotu może też przynieść skutek odwrotny do zamierzonego, czyli że młodzież zniechęci się do nauki tego przedmiotu. Faktem jest jednak to, że nauczyciel zaczyna omawianie historii od starożytności i dochodząc już do historii najnowszej, często musi gonić z materiałem, więc brakuje czasu na dogłębne jej omówienie. Także młodzież jest ciekawa historii najnowszej, a zdobywa wiedzę dość ogólną.

A sam zamysł podziału historii na dwa przedmioty Pana przekonuje?

– Uważam, że są tutaj dwa obszary sporu, mogące budzić uzasadniony niepokój. Po pierwsze, czy dodając lekcje historii, nie odbędzie się to kosztem innego przedmiotu, a jeżeli tak, to jaki zostanie zastosowany klucz do ewentualnego odchudzania zakresu innych przedmiotów. Drugi obszar to obawy, że planowane zmiany proponują politycy, którzy nie ukrywają swoich konserwatywnych poglądów, co może być odbierane jako zagrożenie, że nauka tego przedmiotu zostałaby jakoś ukierunkowana. Osobiście apelowałbym o zaufanie do nauczycieli. My, realizując programy nauczania z MEiN, dobieramy odpowiednie środki i na podstawie źródeł historycznych budujemy i będziemy budować obiektywną narrację! Wiemy, jak to robić, bo jesteśmy do tego dobrze przygotowani. Patrząc na to z tej perspektywy, pragnę sceptyków uspokoić.

Ale sam Pan mówi, że nauczanie historii mogłoby zostać jakoś ukierunkowane. To nie budzi obaw?

– Nasze doświadczenia narodowe są takie, że przeżyliśmy już czasy, gdy wymuszano na nauczycielach jedynie słuszne podejście do nauczania historii najnowszej. Zawsze jednak prawda potrafiła przetrwać czy sama się broniła. Myślę, że mamy w Polsce kompetentnych nauczycieli i każdy z nich będzie nauczał historii najlepiej, jak potrafi. Faktami historycznymi można manipulować, ale obowiązkiem nauczycieli jest przedstawianie prawdy, tej, z której możemy i musimy być dumni, ale również jej mroczne i budzące kontrowersje oblicze. To uczeń, znając możliwie najwięcej kontekstów, z pewnością dokona właściwej oceny, popartej właściwym doborem argumentów.
(…)

Dziękuję za rozmowę.
***

Przedstawiamy fragment wywiadu opublikowanego w GN nr 22 z 2 czerwca br. Całość – w wydaniu papierowym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)

Na zdjęciu: Adam Lichota podczas Biegu Pamięci ze Światłem Pokoju, 28 stycznia 2020 r.

Fot. Archiwum prywatne