Anita Heinze-Kasprzak: Staram się pokazywać, co tak naprawdę jest w życiu ważne

W matematyce nie ma drogi na skróty. To trudny przedmiot, a krążące opinie o tym jak bardzo trudny, powodują, że dzieci na wejściu już są do niego negatywnie nastawione. Staram się go odczarować, pokazując, że matematyka jest wszędzie, że to wiedza przydatna w życiu codziennym, umiejętności, z których będą korzystać nieustannie.

Z Anitą Heinze-Kasprzak, nauczycielką matematyki, wicedyrektorką Szkoły Podstawowej nr 3 im. Władysława Broniewskiego w Górze, Nominowaną do tytułu Nauczyciel Roku 2022, rozmawia Halina Drachal

W swojej autoprezentacji napisała Pani, że współczesny nauczyciel, wbrew otaczającej rzeczywistości, powinien uczyć przede wszystkim człowieczeństwa, a dopiero potem swojego przedmiotu. Jak Pani to rozumie, przecież jest rozliczany z czegoś innego?

To prawda. Jesteśmy rozliczani z realizacji podstawy programowej, przygotowania uczniów do egzaminów, co jest ważne w kontekście ich dalszej drogi edukacyjnej. Moim zdaniem jednak przede wszystkim powinniśmy starać się wychować naszych uczniów na dobrych ludzi, wrażliwych, nieobojętnych.

Od początku pracy mam z tyłu głowy myśl, by ucząc matematyki, nie zapomnieć nauczyć ich bycia człowiekiem, sprawić, by moi wychowankowie byli przede wszystkim dobrymi ludźmi.

W świecie pełnym konkurencji miarą wartości stał się indywidualny sukces. Co może zrobić nauczyciel, by pokazywać inne wartości, co Pani sama robi?

Działam w różnych fundacjach pomocowych, organizuję akcje charytatywne. Wciągam w to swoich uczniów. Także w ten sposób staram się pokazywać, co tak naprawdę jest w życiu ważne. Nie z każdym udaje mi się to osiągnąć, ale uważam to wręcz za nasze nauczycielskie powołanie. Każdego dnia spędzamy z dziećmi w szkole nieraz więcej czasu niż rodzice z nimi w domu, i to w okresie dla nich najważniejszym – rozwoju, kształtowania osobowości, ogromnej podatności na dobre, ale i złe wpływy. Szkoda ten czas stracić. Szczególnie że nowe technologie też zrobiły swoje, jeśli chodzi o ich wpływ na młodych ludzi…

Bez nich współczesny młody człowiek nie istnieje.

Również z nich korzystam, używam ich także w pracy, ale ja potrafię odróżnić zagrożenie, a dziecko nie zawsze. Dostaje tyle impulsów, także szkodliwych, że bez odpowiedniego wsparcia może się w tym zatracić, a nawet w skrajnych przypadkach zmarnować swoje młode życie. Rodzice, powierzając nam swoje dzieci, liczą na nas. Dziś prawdziwe wartości, takie jak choćby wrażliwość na krzywdę, wzajemny szacunek, przyjaźń, dobroć, gdzieś się gubią. W sieci łatwo natomiast o treści, w których dominują antywartości, np. dziewczyna nagrywa filmik o tym, jak chłopak topi psa, inny – jak bije kolegę. Grupa młodych katuje kogoś, zabija na oczach gapiów. Jakby zatracili uczucia. Ktoś to nagrywa, a inni potem oglądają. I to jest przerażające.

Patrzy Pani na szkołę nie tylko z perspektywy nauczyciela, ale także wicedyrektora. Czy w szkole jest czas na wychowywanie?

Jest trudno, pędzimy z programem, ja także muszę się pilnować, by zdążyć ze wszystkim i dać dziecku szansę na dobrą przyszłość. Wiem, że jeśli nie wyjdzie z moich lekcji odpowiednio przygotowane, może słabo wypaść na egzaminie i na przykład nie dostanie się do wymarzonej szkoły. Rodzice oczekują dobrych wyników, a ewentualne braki z matematyki będą się ciągnęły za dzieckiem przez kolejne lata.

Czasu mam naprawdę niewiele, mimo to uważam, że muszę im przekazać najważniejsze w życiu wartości, pokazując, że można i należy pomagać innym.

Chyba coraz trudniej temu sprostać, gdy w społeczeństwie dominuje jeden przekaz – nauczyciel pracuje 18 godzin i jeszcze domaga się podwyżki.

Ten fałszywy przekaz o naszej pracy niszczy prestiż zawodu nauczyciela. Jakby nie rozumiano, że marginalizowanie nas działa przeciwko społeczeństwu. Jak ten sfrustrowany, niedoceniony, także finansowo, nauczyciel może się czuć? A bez wsparcia płynącego z góry trudno budować dobrą szkołę, opartą na wzajemnym zaufaniu i szacunku. Jak uczeń ma mieć szacunek dla swojego nauczyciela, jeśli słyszy wokół nieustającą jego krytykę za to, że rzekomo za dużo wymaga, nic z siebie nie dając i jeszcze żąda dodatkowych pieniędzy.

Czy w małych środowiskach jest podobnie? Jak jest w Górze?

W naszym środowisku lokalnym nie jest tak źle. Rodzice widzą, że nauczyciel jest dla nich wsparciem. Sami proszą o pomoc, gdy nie radzą sobie z dzieckiem – mnie nie słucha, może pani posłucha. Wtedy nikt z nas nie patrzy na zegarek, spotykamy się z nimi także wieczorami. Minister Przemysław Czarnek wprowadził dodatkową godzinę. Gdybym chciała policzyć, ile każdy z nas pracuje popołudniami, tych godzin wyszłoby o wiele więcej. To nie jest tak, że w małych miejscowościach dzieci nie mają problemów. Po prostu łatwiej je zauważyć, wyłapać i naszą rolą jest temu dziecku pomóc. Za mało mamy godzin na rozmowy z psychologiem, pedagogiem. Jeden etat psychologa w szkole to naprawdę niewiele. My, na szczęście, mamy go od lat, ale ile placówek psychologa nie ma w ogóle.

Została Pani zgłoszona do Konkursu za skuteczne nauczanie matematyki nawet tych, którym z tym przedmiotem nie po drodze. Jaki jest na to sposób?

W matematyce nie ma drogi na skróty. To trudny przedmiot, a krążące opinie o tym jak bardzo trudny, powodują, że dzieci na wejściu już są do niego negatywnie nastawione. Staram się go odczarować, pokazując, że matematyka jest wszędzie, że to wiedza przydatna w życiu codziennym, umiejętności, z których będą korzystać nieustannie. Piszę projekty, staram się o granty na zajęcia dodatkowe. Dostaliśmy dofinansowanie do projektów grantowych „Matematyka w moim mieście” czy „Matematyka na miarę”, gdzie można ją było pokazać w mierzeniu, ważeniu. Organizowałam maratony matematyczne. Bardzo się podobały też nocne manewry z matematyką.

Happeningi matematyczne, nietypowe warsztaty – na czym one polegały?

– Happening organizowaliśmy, promując w mieście królową nauk, a nietypowe warsztaty to na przykład zajęcia z geodetą. Przychodził do nas z mapą geodezyjną i pokazywał, w jaki sposób wykorzystuje umiejętności matematyczne do wykonywania swojego zawodu, jak robi skalę, jak mierzy. Niczego nie jesteśmy w stanie zrobić bez znajomości matematyki. Środki z grantów były przeznaczane nie tylko na dodatkowe zajęcia, ale także na nagrody dla dzieci, jakiś poczęstunek, wszystko, co je uatrakcyjnia.

Staram się to wszystko robić, bo chcąc być dobrym w tym zawodzie, nie można się zatrzymać. Całe dzieciństwo patrzyłam, jak to robi moja mama. Ona jest dla mnie wzorem dobrego nauczyciela i dobrego człowieka.

Jest Pani współautorką diagnoz z matematyki dla powiatu górowskiego w klasach siódmych. Na czym one polegają i co mają dać?

To forma sprawdzenia wiedzy na rok przed egzaminem ósmoklasisty. W naszym powiatowym centrum doskonalenia nauczycieli mamy zespół matematyków. Grupa chętnych specjalistów praktycznie z każdej szkoły opracowuje test, który po przeprowadzeniu egzaminu jest omawiany. Chodzi nam także o przybliżenie uczniom egzaminu po VIII klasie, oswojenie ich z taką formą sprawdzenia wiedzy, a przy tym uzyskanie informacji, czy i gdzie mają luki. Wszelkie próbne egzaminy odbywają się krótko przed właściwymi. Nie ma wiele czasu na poprawę, a tu mamy rok na dopracowanie tego, co nam wychodzi gorzej w porównaniu z innymi. Dla mnie jest to sygnał, co trzeba nadrobić.

(…)

Współczesny polski nauczyciel jest jak omnibus, kierunkowe wykształcenie obudowuje licznymi podyplomówkami. Pani ma siedem takich podyplomówek. Co Pani dały?

Mamy uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, są z nami w klasie, nie na nauczaniu indywidualnym. W zależności od zapisów w orzeczeniu otrzymują różny rodzaj pomocy, np. dzieciom autystycznym na wiodących przedmiotach towarzyszy nauczyciel wspomagający. Mnie osobiście studia podyplomowe pomogły dotrzeć do tych uczniów, zrozumieć, w jaki sposób mam z nimi pracować, np. prowadząc zajęcia z socjoterapii dla dzieci zagrożonych niedostosowaniem społecznym.

Czego potrzeba polskiej edukacji?

Spokoju i stabilizacji. Dość huśtawki zmian. Obecny minister wprowadził wymóg posiadania pięcioletnich jednolitych studiów wyższych z pedagogiki specjalnej. Co z młodymi ludźmi, którzy niedawno ukończyli studia dwustopniowe, do czego będą ich dyplomy? To tylko jeden z przykładów nieprzemyślanych decyzji. Potrzebujemy też docenienia materialnego.

Obecny poziom wynagrodzeń odstrasza kandydatów do tej pracy. Oni muszą mieć z czego żyć i utrzymać rodzinę. Dlatego nie mamy podań młodych ludzi.

Dziękuję za rozmowę.

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 11 z 15 marca br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl 

Fot. Archiwum prywatne

Nr 11/15 marca 2023

 

W matematyce nie ma drogi na skróty.