Będzie nas mniej i co z tego? Prof. dr hab. Irena Elżbieta Kotowska: Zamiast straszyć, zainwestujmy w usługi społeczne

Dewastacja systemu oświaty i rosnąca niewydolność systemu ochrony zdrowia pogorszyła dostęp do usług publicznych i ich jakość oraz zwiększyła nierówności społeczne, w tym nierówności rozwojowe wśród dzieci.

Z prof. dr hab. Ireną Elżbietą Kotowską, demografką z Instytutu Statystyki i Demografii Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, honorową przewodniczącą Komitetu Nauk Demograficznych PAN, rozmawia Halina Drachal

 Z niedawnego badania CBOS wynika, że Polki nie chcą mieć dzieci. Czy to niepokoi demografa?

– Przede wszystkim to badanie należy traktować raczej jako pomiar nastrojów społecznych niż pogłębione studium zamierzeń prokreacyjnych. Obejmuje bowiem niedużą próbę ok. 700 kobiet, brakuje danych o cechach respondentek i charakterystykach ich rodzin oraz gospodarstw, które mogą wpływać na deklaracje prokreacyjne. Nie zaskakuje mnie jednak, że nastroje są złe, choć dzisiejsze deklaracje nie muszą być projekcją przyszłości.

Ale tendencję widać…

– W raporcie przedstawiono, ile kobiet deklaruje, że chce mieć dzieci w najbliższym czasie i dalszej przyszłości. Natomiast tych 68 proc. respondentek, które wywołały tyle szumu, to kobiety, które odpowiedziały „nie planuję” albo „nie wiem”. Szkoda, że w analizie danych z badania te dwie kategorie odpowiedzi połączono. Nie wiadomo bowiem, ile kobiet się waha, a skala niezdecydowania jest ważna. Nastroje ulegają zmianie, zwłaszcza w takiej grupie.

Jednak nic nie wskazuje, by te nastroje miały się znacząco poprawić.

– Oczywiście musimy się liczyć z tym, że wzrośnie odsetek kobiet, które nie będą mieć dzieci. To może wynikać z ich zamiarów, ale także z bezdzietności przymusowej spowodowanej m.in. przeszkodami wynikającymi ze stanu zdrowia, braku możliwości uzyskania pomocy publicznej w leczeniu niepłodności. Bez poprawy dostępu do usług publicznych dotyczących zdrowia reprodukcyjnego nie ma co mówić o zwiększeniu dzietności.

W działaniach na rzecz przekonywania do rodzicielstwa państwo nie dostrzega tych, którzy bardzo chcą mieć dzieci, lecz napotykają przeszkody zdrowotne. Odmawia leczenia niepłodności zgodnie ze współczesną wiedzą medyczną i standardami.

Zawsze też istnieje grupa nie tylko kobiet, ale i mężczyzn, którzy nie mają dzieci wcale nie w wyniku niechęci do ich posiadania, ale z innych powodów – choćby dlatego, że nie spotkali odpowiedniego lub żadnego partnera, znaleźli się w sytuacji osobistej związanej np. z koniecznością zajmowania się przewlekle chorymi członkami rodzin lub starszymi rodzicami. Bezdzietność może więc też wynikać z okoliczności życiowych i określonych decyzji. To, że kobiety nie zostają matkami, nie musi wynikać bezpośrednio z ich woli.

Często słychać zarzut, że ponad rodzinę przekładają własną karierę zawodową, kolejne studia itd.

– Trzeba więc tak zrobić, żeby kariera nie przeszkadzała w powiększaniu rodziny. Tu jest pole dla polityki rodzinnej, która ma umożliwić kobietom dążącym do rozwoju zawodowego połączenie go ze zobowiązaniami opiekuńczymi względem dzieci. Co więcej, ważne jest, by możliwe było łączenie pracy zawodowej z opieką i wychowywaniem dzieci przez matkę i ojca. Ten bardzo ważny obszar polityki rodzinnej w Polsce nadal nie wygląda najlepiej, choć wprowadzane są stosowne rozwiązania. Istotne jest też uświadomienie sobie, że decyzji o dziecku nie można odraczać w nieskończoność ze względu na ograniczenia biologiczne.

Warto podkreślić jednak, że w krajach, w których częściej niż w Polsce matkami zostają kobiety w wieku 30-39 lat, dzietność jest wyższa.

(…)

W krajach, o których mówimy, kobiety nie boją się zachodzić w ciążę, bo wiedzą, że w razie jakiegoś dramatu nie zostaną same?

– Wbrew deklaracjom rządowym w Polsce nie ma klimatu wspierającego rodzicielstwo – prokreację i wychowywanie dzieci. Bardzo wyraźnie rozróżniam to, co działo się w polityce rodzinnej do 2015 r. i później. Urlopy ojcowskie, urlopy rodzicielskie i ich uelastycznienie, elastyczny czas i organizacja pracy, rozwój usług edukacyjno-opiekuńczych dla małych dzieci wprowadzone przed 2015 r. miały złagodzić trudności w łączeniu pracy zawodowej ze zobowiązaniami opiekuńczymi. Natomiast to, co stało się po 2015 r., mimo zdecydowanie większego wsparcia rodzin w postaci bezpośrednich transferów finansowych, dalszego przybywania miejsc w żłobkach i przedszkolach czy wprowadzania kapitału opiekuńczego, zmieniło zasadniczo klimat dyskusji o prokreacji i rodzinie.

Argument, że będzie nas, Polaków, w przyszłości mało, nie przemawia ludziom do wyobraźni?

– Nie powiedziałabym, że będzie nas mało. Będzie nas mniej. Zamiast opowiadania, że grozi Polakom biologiczna zagłada, straszenia intensywnym procesem starzenia się ludności z jednej strony, z drugiej zaś traktowanie decyzji o dzieciach jako wręcz powinności obywatelskich i piętnowanie tych, którzy dzieci nie mają, należy wyjaśniać młodym ludziom, że decyzje prokreacyjne podejmowane przez nich autonomicznie dziś przełożą się na przyszłość ich samych oraz ich dzieci, bo to oni i one kształtować będą strukturę zasobów ludnościowych i zmiany społeczeństwa. Sprzeciwiam się też argumentom głoszącym, że naród wymiera. Demografia nie zajmuje się narodem, ale populacją – czyli zbiorowością osób zamieszkałych w danym kraju czy regionie. Zmniejsza się ludność zamieszkała w Polsce, zmienia się skład etniczny jej mieszkańców, ale nadal większość stanowią Polacy.

Zamiast straszyć, warto byłoby zainwestować w infrastrukturę usług zdrowotnych na rzecz prokreacji, która w naszym kraju pogarsza się od lat. Jak widać, problemu nie rozwiązują utrudnienia w dostępie do środków antykoncepcyjnych, do badań prenatalnych.

Tym bardziej że młode, coraz lepiej wykształcone kobiety, chcą mieć wpływ na swoje życie.

– Ich wiedza przekłada się na coraz większe niepokoje. Sama dyskusja o diagnozowaniu i leczeniu niepłodności, a także wycofanie się rządu z programu in vitro, napawa je obawami. W tym obszarze zniszczono to, co zostało wcześniej wypracowane. Podstawowym warunkiem wszelkiej dyskusji o prokreacji jest poszanowanie autonomii kobiety. Ciosem w spokojną, racjonalną rozmowę na temat przemian społecznych, które są związane z zachowaniami prokreacyjnymi, stał się wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 r. Przypomnijmy, TK orzekł, że przepis ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży z 1993 r. zezwalający na aborcję w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją.

Komitet Nauk Demograficznych PAN przestrzegał przed konsekwencjami tego wyroku, także dla prokreacji, publikując swoje stanowisko. Jego liczne obawy znalazły potwierdzenie. Co pewien czas media informują o kolejnych dramatach kobiet i rodzin. Postawa lekarzy zasłaniających się klauzulą sumienia, zastraszonych groźbą kar więzienia wywołuje w kobietach lęk przed ciążą. Bardziej niż kiedyś boją się o zdrowie swoje i dzieci, które mają przyjść na świat. Do tego dochodzą obawy związane z pandemią, wojną tuż za naszą granicą, sytuacją ekonomiczną, mieszkaniową, brakiem bezpieczeństwa zatrudnienia itd. Trudno się więc dziwić, że znaczna część kobiet pytanych przez ankieterów CBOS mówi, że nie planuje dziecka.

Ale gdy pytamy Polaków o pożądaną liczbę dzieci, to nadal przeciętnie jest to dwoje. Uważam, że przede wszystkim trzeba rozwijać usługi zdrowia reprodukcyjnego. Zamiast alarmować, że taka duża grupa kobiet nie chce mieć dzieci, zastanówmy się, co zrobić, by kobiety i ich partnerzy, którzy chcą być rodzicami, mogli nimi zostać.

Na pierwszym miejscu stawiam więc wspieranie realizacji zamierzeń prokreacyjnych par, a także uszanowanie wyborów tych osób, które nie chcą mieć potomstwa.

Dla tych par i dla nas jako społeczeństwa czas ma znaczenie.

– I tu jest możliwość szybkiego i skutecznego działania. Mamy specjalistyczne prywatne placówki medyczne, które mogą pomóc tym, którzy chcą mieć dzieci. W rządowej Strategii Demograficznej czytam o zamiarach otwierania wzorcowych klinik leczenia niepłodności, zamiast o skierowaniu środków publicznych do placówek, które od lat z powodzeniem świadczą te usługi. Mają doświadczenie, korzystają z nowoczesnych technologii, dlaczego więc nie korzystać z tego, co już działa? Diagnostyka niepłodności w systemie publicznym istnieje. Jej przeprowadzenie nie jest łatwe, ale korzystając z NFZ, można się dowiedzieć, co jest jej powodem. Natomiast nie ma regulacji, które pozwoliłyby w sektorze publicznym leczyć niepłodność zgodnie ze standardami wiedzy medycznej.

(…)

Pani zdaniem właściwym kierunkiem działań państwa w warunkach dokonującej się zmiany demograficznej powinno być…

– …dbanie o zdrowie populacji, jej kompetencje, czyli o kapitał ludzki, oraz o jakość życia mieszkańców. Taka polityka społeczna wymaga rozwoju usług publicznych dotyczących edukacji i zdrowia, dostosowanych do potrzeb ludzi na różnych etapach ich całego przebiegu życia, czyli do potrzeb dzieci i młodzieży, osób dorosłych, w tym rodziców, czy osób starszych. Zastanówmy się, co i jak zrobić, by populacja była zdrowsza, by ludzie rozwijali swe umiejętności zawodowe i życiowe, a osoby z deficytami zdrowotnymi, których przybywa, mogły godnie żyć.

Natomiast obecna władza zawłaszczyła politykę społeczną do osiągania własnych celów politycznych. Dewastacja systemu oświaty i rosnąca niewydolność systemu ochrony zdrowia pogorszyła dostęp do usług publicznych i ich jakość oraz zwiększyła nierówności społeczne, w tym nierówności rozwojowe wśród dzieci.

Priorytet nadano narzędziom finansowym, które można łatwiej wykorzystywać do korupcji politycznej, kierując transfery finansowe przede wszystkim do grup ludności udzielających poparcia politycznego. Mamy do czynienia z degradacją polityki społecznej i jej percepcji w społeczeństwie. Obywatele coraz częściej postrzegają politykę społeczną jako świadczenia pieniężne kierowane do różnych grup ludności. Przestała obejmować działania wspomagające społeczny potencjał rozwojowy, także poprzez kształtowanie umiejętności radzenia sobie przez Polaków z różnymi formami ryzyka czy wspieranie osób, które tego wymagają. Nie służy rozwiązywaniu obecnych i przyszłych problemów społecznych, lecz stała się elementem rozgrywki politycznej.

Dziękuję za rozmowę.

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 7 z 15  lutego br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl 

Fot. Archiwum prywatne

Nr 7/15 lutego 2023