Hospitalizowaliśmy kilkudziesięciu nauczycieli. Czynniki ryzyka ciężkości przebiegu choroby są takie same jak u wszystkich innych pacjentów. Dlatego jeśli dzieci mają wrócić do szkół, a w tej grupie, do 16. roku życia, szczepień nie wykonujemy, to nauczyciele powinni się zaszczepić. Będą wówczas chronieni, dostaną dodatkową tarczę obronną.
Z dr n. med. Sylwią Serafińską*, specjalistką chorób wewnętrznych i zakaźnych, zastępcą ordynatora I Oddziału Zakaźnego w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym we Wrocławiu, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Została już Pani zaszczepiona przeciwko COVID-19?
– Tak, w poniedziałek zaraz po Nowym Roku o godz. 9 rano. Bardzo się cieszyłam, wręcz nie mogłam się tego doczekać. Teraz zdecydowanie czuję się bezpieczniejsza. Od podania pierwszej dawki szczepionki minął już jakiś czas. Liczę na pierwszy immunologiczny efekt. Oczywiście druga dawka jest konieczna do uzyskania pełnej odporności, tej długotrwałej, niemniej jednak po pierwszej dawce pojawia się częściowa odporność. Przyjmuje się, że po siedmiu dniach od podania. Liczę więc, że już ją mam, co zwiększa bezpieczeństwo pracy i codziennego kontaktu z osobami zakażonymi w szpitalu.
(…)
Odczuwa Pani jakieś efekty uboczne po szczepieniu?
– Takie jak większość osób, czyli ból w miejscu wkłucia. Pojawił się następnego dnia. Tylko tyle. Dodam, że kiedy następnego dnia zaczęła mnie boleć ręka, pomyślałam, że to dobrze, bo to oznacza, że ta szczepionka działa.
Zadziała na nowe szczepy i mutacje, które wykryto m.in. w RPA?
– Badania naukowe pokazują, że tak, i tego powinniśmy się trzymać. Krąży wiele różnych informacji, ale podstawą są wyniki badań naukowych. Nie ma żadnych przesłanek, by wątpić, że szczepionka nie będzie skuteczna na obecnie krążące odmiany genetyczne koronawirusa SARS-CoV-2. Te mutacje nie powodują takiej zmiany budowy białka wirusowego, czyli białka kolca, by nie zadziałały przeciwciała wytworzone za pomocą szczepionki.
Zaszczepiła się Pani w wyniku wewnętrznego przekonania, że tak trzeba?
– Jestem zakaźnikiem, zajmuję się tą dziedziną od lat, dla mnie szczepienia są największym osiągnięciem w historii medycyny. Mnie nikt nie musiał do tego przekonywać. Czekałam na tę szczepionkę z niecierpliwością od wybuchu pandemii. Od początku wiedzieliśmy, że tylko szczepionka może zmienić jej losy i przywrócić jakość życia. Dlatego to raczej ja namawiam innych, zwłaszcza osoby niezwiązane z medycyną.
Sceptyków nadal nie brakuje. Jesteśmy niedoinformowani?
– Ludzie mają dziś bardzo łatwy dostęp do wszelkich informacji, a tam nie brakuje teorii wyssanych z palca, niepopartych żadnymi dowodami. Rzetelna wiedza ciągle jest mało popularna. To jest smutne, to nam bardzo utrudnia pracę. Udowadniać, że czegoś nie ma, jest trudno, łatwiej udowodnić, że coś jest.
Chwileczkę… musi Pani komuś udowadniać, że koronawirus istnieje?
– Raczej, że w szczepionce nie ma chipów albo że szczepionka nie ma wpływu na genom człowieka. Próbuję wyjaśniać, że nie ma podstaw, by wysuwać takie domysły (śmiech). Zresztą mówienie o chipach jest marnowaniem czasu. Skupmy się lepiej na tym, żeby ludzi właściwie informować. To jest jedna z najbezpieczniejszych szczepionek na świecie.
Mówi Pani o szczepionce opartej na technologii mRNA?
– Tak, jest bezpieczna z uwagi na to, że nie ma w składzie żadnych dodatkowych białek, elementów wirusowych, antygenów wirusów, nie zawiera też żadnych dodatkowych komponentów, adjuwantów. Jest bardzo prosta w swojej konstrukcji. To mRNA i otaczający je kompleks lipidów. Osoby, które po innych lekach miały reakcje uczuleniowe, mogą i powinny się szczepić oraz poddać obserwacji. Jeśli coś miałoby się wydarzyć, to w ciągu 30 minut od zaszczepienia.
W Pani szpitalu było wielu nauczycieli chorych na COVID-19. Czy nie należało tej grupy zawodowej przesunąć do grupy zero, aby byli szczepieni tuż po personelu medycznym?
– Informacja, że nauczyciele znaleźli się w grupie pierwszej pojawiła się pod koniec 2020 r., co było zasługą m.in. mojego szefa prof. Krzysztofa Simona. Gdyby nie jego interwencja, sądzę, że nauczyciele znaleźliby się jeszcze dalej w programie szczepień. Nie da się wszystkich grup zaszczepić naraz, organizacyjnie nie jest to możliwe. Szczepienie personelu medycznego pracującego przy covidzie jest priorytetem.
To nie podlega dyskusji. Chodzi o to, że z zaszczepionymi nauczycielami łatwiej będzie otwierać szkoły.
– To też nie podlega dyskusji. Od kondycji zdrowotnej nauczycieli będzie zależało, czy szkoły zostaną otwarte i będą pracować w pełnym wymiarze. Jeśli tempo wykonywania szczepień w Polsce przyspieszy, szczepienia tej grupy rozpoczną się szybciej, najlepiej gdyby to było jeszcze w tym kwartale. Wszystko będzie zależało od mocy produkcyjnych firm farmaceutycznych, koordynacji zakupów, logistyki, organizacji punków szczepień.
(…)
Ile było nauczycieli na oddziale?
– Hospitalizowaliśmy kilkudziesięciu nauczycieli. Czynniki ryzyka ciężkości przebiegu choroby są takie same jak u wszystkich innych pacjentów. Dlatego jeśli dzieci mają wrócić do szkół, a w tej grupie, do 16. roku życia, szczepień nie wykonujemy, to nauczyciele powinni się zaszczepić. Będą wówczas chronieni, dostaną dodatkową tarczę obronną.
Co by Pani powiedziała sceptykom?
– Wiele bym powiedziała. Często słyszę pytanie: „Czy pani doktor nie boi się szczepionki?”. Odpowiadam wtedy, że boję się covidu i śmierci z tego powodu. Nigdy nie bałam się szczepionki.
Dziękuję za rozmowę.
***
*Dr n. med. Sylwia Serafińska jest również adiunktem w Klinice Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu
Przedstawiamy fragment wywiadu opublikowanego w GN nr 1-2 z 6-13 stycznia 2021 r. Całość – w wydaniu papierowym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)
Fot. Archiwum prywatne