Dyrektor Aleksandra Stawicka: Rozpadły się zespoły klasowe, czeka nas bardzo poważna praca nad integracją klas

Biorąc pod uwagę zaproponowane przez rząd stopniowanie otwierania szkół dla kolejnych klas i zamykania zdalnej nauki, może się okazać, że nieco zabraknie nam czasu na taki pełny rozruch. A jak już zaczniemy się w tym wszystkim orientować, to zaraz będą wakacje. Tu nie ma dobrego rozwiązania. Wiem jedno, na pewno będzie bardzo trudno. Widzieliśmy to już we wrześniu obecnego roku szkolnego.

Z Aleksandrą Stawicką, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 18 im. Janusza Kusocińskiego w Kaliszu, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Wszyscy uczniowie mają wrócić do szkół do 29 maja. Wasza szkoła jest jednak otwarta przez niemal całą pandemię. Kto mógł skorzystać z zajęć stacjonarnych? Komu najbardziej na tym zależało?

– Uczniom ze spektrum autyzmu. Po pierwszych doświadczeniach z nauką zdalną powiedzieli nam jasno i dobitnie: „nie będziemy siedzieć przy komputerze”, „nie, nie, nie”. Oczywiście bardzo o to zabiegali również ich rodzice. To na ich wniosek mamy otwartą szkołę. Musieliśmy im coś zaproponować, bo te dzieci najbardziej straciły w trakcie nauczania zdalnego.

Większość z nich nie była w stanie pracować w systemie zdalnym. Hybryda też była problemem. Ciągle nam komunikowały, że potrzebują stałego kontaktu z nauczycielem w klasie stacjonarnej.

Ten stały kontakt ze szkołą i nauczycielem był koniecznością. Nauczyciel miał szansę na rozmowę z każdym uczniem, mógł tłumaczyć, natychmiast reagować i modyfikować swoją pracę na bieżąco. Dlatego nie zamknęliśmy szkoły. Nie mogliśmy tego zrobić naszym uczniom.

Dla ilu uczniów ze spektrum autyzmu pozostawiliście szkołę otwartą?

– Dla szesnastu. Oprócz klas sportowych i ogólnodostępnych mamy też sześć oddziałów dla uczniów ze spektrum autyzmu.

Mieliście jakieś obawy związane z pozostawieniem szkoły otwartej?

– Zawsze takie są, ale nie myśleliśmy o tym w ten sposób. O wiele bardziej obawialiśmy się, że te nasze dzieci ze spektrum autyzmu mogliśmy stracić – w sensie, że pracę nad ich kondycją trzeba by było zaczynać od nowa. Dla nich najważniejsza jest terapia, która opiera się na założeniach uczenia się życia w  społeczności, a lockdown i pandemia zamknęły im wszystkie możliwości. Została im tylko szkoła. To w niej uczą się relacji społecznych.

Co działo się, kiedy nie mogły chodzić do szkoły?

– Było ciężko. Ten okres od marca do czerwca ubiegłego roku wszyscy bardzo źle wspominamy. Wiele z tego, co wypracowaliśmy, zostało utracone, a dzieci protestowały. Dla nich największą przeszkodą był komputer. Nasze wielogodzinne próby skoncentrowania ich na czymkolwiek nie przynosiły efektu. To je degradowało. Niejeden uczeń siedział sam w domu. Pozostawienie ucznia samego w domu bez tego typu problemów jest kłopotliwe, a co dopiero w przypadku dziecka ze spektrum autyzmu.

W przypadku dzieci z klas ogólnych można jeszcze było liczyć na to, że uczeń pod nieobecność rodziców sam siądzie do komputera i zacznie pracować, ale tutaj takiej możliwości praktycznie nie było. Dlatego niektórzy rodzice zostawali w domach. Musieli rezygnować z pracy.

Na szczęście, pojawiło się rozporządzenie MEiN, które dało nam taką możliwość, by otworzyć szkołę na wniosek rodziców. Chociaż to zawsze była nasza wspólna decyzja. Kiedy ją podjęliśmy, radość dzieci była nie do opisania.

Skoro Wasi uczniowie pracują i w szkole, i zdalnie, to w pewnym sensie prowadzicie lekcje hybrydowo?

– W pewnym sensie tak. I mamy do tego zerówkę. Nasz przykład pokazuje, że trudno jest narzucać szkołom identyczne decyzje. Dlatego od początku byłam zwolenniczką ulokalniania restrykcji. Moim zdaniem to miałoby większy sens. Tak czy inaczej każdego dnia chcemy, aby to w końcu wszystko ruszyło… tak normalnie. Szansa jest, aby to się stało 29 maja.

Pytanie, czy jest szansa, że to wszystko zadziała normalnie.

– W tym roku szkolnym? Mam mieszane uczucia. Mamy maj. Biorąc pod uwagę zaproponowane przez rząd stopniowanie otwierania szkół dla kolejnych klas i zamykania zdalnej nauki, może się okazać, że nieco zabraknie nam czasu na taki pełny rozruch. A jak już zaczniemy się w tym wszystkim orientować, to zaraz będą wakacje. Tu nie ma dobrego rozwiązania. Wiem jedno, na pewno będzie bardzo trudno. Widzieliśmy to już we wrześniu obecnego roku szkolnego.

Było aż tak źle?

– Analizowaliśmy w gronie pedagogicznym sytuację po powrocie dzieci i uczniów. Przez pierwsze dwa tygodnie była wielka radość z powrotu, nawet mimo obostrzeń, konieczności noszenia masek w częściach wspólnych i rygorów związanych z przemieszczaniem się po szkole. Po tej radości i euforii, pojawiły się ciężkie dni. Szybko wzrastała nam liczba sytuacji trudnych, związanych z porozumieniem się w klasie. Mieliśmy konflikty, zaczepki, nawet bójki.

W porównaniu do poprzednich lat problemów wychowawczych i społecznych było multum. Mieliśmy nawet takie momenty, że zajmowaliśmy się wyłącznie rozwiązywaniem konfliktów. I kiedy już zaczęliśmy nieco wychodzić na prostą, widać było efekty pracy wychowawczej, przyszła druga fala i dzieci z powrotem poszły na zdalne nauczanie.

Mówię o tym, bo obawiam się powtórki, obawiam się, że jak wyjdziemy na prostą, zaczną się wakacje. A jak nie zdążymy przed wakacjami?

W czasie tej izolacji dzieci przestały się ze sobą dogadywać?

– Starsi uczniowie właściwie niemal stracili kontakt stacjonarny ze szkołą, nagle zaczęli nam „znikać” z platformy. Logowali się, ale nie mieliśmy pojęcia, czy te dzieci są z nami na lekcjach zdalnych. Podejmowaliśmy różne próby. Pojawiali się po wywołaniu, a potem ta aktywność zaraz spadała. Nie chcieli pokazywać się w kamerach, mimo że na platformie jest możliwość ustawienia sobie tła, można zakamuflować to, co się dzieje za plecami.

Dlatego na swoich lekcjach wypracowałam zasadę, że przynajmniej podczas sprawdzania obecności chcę zobaczyć twarz każdego ucznia. Inaczej nie mogłabym ocenić kondycji dziecka. Uśmiech na buzi lub jego brak może wiele oznaczać.

Dlatego cieszę się, że wracamy, bo te lekcje stawały się coraz mniej oparte na relacjach. Ostatnio nawet powiedziałam uczniom: „Jak wrócicie do szkoły, to się nie poznacie”. Rok to bardzo dużo. Rozpadły się nawet zespoły klasowe.

Wszystkie zespoły klasowe przeżywają kryzys?

– Są takie, które utrzymują kontakty, ale w przypadku wielu z nich te kontakty i relacje bardzo się rozluźniły. Czeka nas bardzo poważna praca nad integracją klas. Na szczęście, nie mamy już tzw. dzieci, które zniknęły z systemu. Ze wszystkimi mamy kontakt.

(…)

Przedstawiamy fragment wywiadu opublikowanego w GN nr 18-19 z 5-12 maja br. Całość – w wydaniu papierowym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)

Fot. Archiwum prywatne

Nr 18-19/5-12 maja 2021