Dyrektor Krzysztof Zaik: Kiedy udało się skompletować na nowo grono pedagogiczne, zbliża się kolejna zmiana

Byliśmy jednym z większych gimnazjów w Rybniku. Po likwidacji gimnazjum i przekształceniu w szkołę podstawową, nauczycieli zaczęło ubywać. Dwa lata temu zostało ich tylko 32. Niektórym odchodzącym od nas sam szukałem pracy w innych szkołach. Nasza była malutka z zaledwie 300 uczniami. Nie mogę powiedzieć, że było ciężko. Było krytycznie!

Z Krzysztofem Zaikiem, dyrektorem Szkoły Podstawowej z Oddziałami Integracyjnymi nr 36 im. Czesława Miłosza w Rybniku, nauczycielem chemii, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Podwyższenie pensum może się skończyć lawiną zwolnień. Szacował Pan, jakie skutki ta zmiana będzie za sobą niosła w przypadku Waszej szkoły?

– Zanim odpowiem na to pytanie, muszę powrócić do zdarzeń z 2017 r., czyli do reformy Anny Zalewskiej. Zaraz wyjaśnię dlaczego. Byliśmy jednym z większych gimnazjów w Rybniku, mieliśmy 600-700 uczniów i 70 nauczycieli. Po likwidacji gimnazjum i przekształceniu w szkołę podstawową, nauczycieli zaczęło ubywać. Dwa lata temu zostało ich tylko 32. Niektórym odchodzącym od nas sam szukałem pracy w innych szkołach. Nasza była malutka z zaledwie 300 uczniami. Nie mogę powiedzieć, że było ciężko. Było krytycznie!

Czy teraz jest lepiej?

– Proces odbudowy szkoły trwa bardzo wolno. Teraz mamy po cztery oddziały na każdym etapie w klasach I-III, a grono pedagogiczne liczy 52 nauczycieli. Te liczby są ważne, bo są wyznacznikiem przetrwania szkoły.

Pytanie, czy ten wzrost nie zakończy się wraz z podwyższeniem pensum?

– To ważne pytanie. Mam wrażenie, że sinusoida kadrowa wcale się nie zatrzymała. Żyjemy od spadku do spadku, co niesie też za sobą inne zagrożenia. Wielu nauczycieli, którzy od nas odeszli, już nie chce wracać. Część wróciła, kiedy w szkole przybyło uczniów, ale inni znaleźli pracę w szkołach ponadpodstawowych, przestawili się na nowe warunki i nową specyfikę pracy. Nie chcą nic zmieniać.

Tymczasem my jesteśmy szkołą podstawową, która zaczyna swoją historię od początku, bo na razie jest nakierowana na najmłodsze oddziały. Uczniowie z nauczania początkowego to połowa naszych wszystkich dzieci.

To łącznie 12 oddziałów z 21, jakie w ogóle mamy. Do tego mamy jeszcze trzy klasy IV, dwie klasy V. Razem 17 oddziałów klas I-V. Klasy VI nie mamy wcale. Są jeszcze dwie klasy VII i dwie VIII. To szkoła małych dzieci.

Podsumujmy: przed reformą Zalewskiej było 70 nauczycieli, po reformie 32, obecnie jest ich 52. Tymczasem kolejna reforma już za drzwiami!

– Mam nadzieję, że pensum w klasach I-III nie zostanie ruszone, że nadal będzie 18 godzin. Wtedy w najmłodszych klasach aż tak wielkiej zmiany nie będzie. Bardziej martwię się o specjalistów przedmiotowców w klasach VI-VIII. Nadgodzin jest tutaj niewiele. Nie będzie co dzielić. Jeśli do każdego pensum będziemy musieli dołożyć po cztery godziny, to co czwarty nauczyciel powinien zostać zwolniony.

To dramat, bo przecież od nowa budowaliśmy szkołę i kadrę. Dodatkowo jesteśmy szkołą z oddziałami integracyjnymi. Klasy są mniej liczne, najwyżej 17-18 uczniów. Kadra musi być stała.

Na razie nie chcę wybiegać aż tak daleko w przyszłość. Zastanawiałem się tylko, czy dałbym radę stworzyć kolejną klasę, bo zdarza się, że rodzice dzwonią z pytaniami, ale nie miałbym dzieci pełnosprawnych, żeby taką klasę obsadzić. Nie wiadomo, co robić.

(…)

Dwie – trzy najważniejsze rzeczy, które spędzają Panu sen z powiek, to…

– Pierwsza z nich to niestabilność kadrowa. Udało się skompletować grono pedagogicznie, a tu kolejna reforma i niepewność, co będzie dalej. Nie da się tego odłożyć na bok, chociaż staram się o tym ciągle nie mówić. Zaczekam. Zapoznałem się z materiałami ZNP dotyczącymi założeń nowej reformy przedstawionych przez MEiN członkom Zespołu ds. statusu zawodowego pracowników oświaty.

Wyczekuję niecierpliwie wyników negocjacji związków z MEiN, bo sądziłem, że będę miał szansę na emeryturę po 30 latach pracy i 20 przy tablicy, a teraz widzę, że mnie to pewnie nie obejmie, raczej tylko osoby, które uzyskały uprawnienia do emerytury z art. 88 KN do 2013 r.

Ile Panu zostało do emerytury?

– Tylko czy aż dziewięć lat. W tych warunkach „aż”. Pracuję już 32. rok, mam 56 lat. W tym roku szkolnym będzie u nas konkurs na dyrektora. Przystąpię do niego, ale jeżeli nie wygram, to płaczu wielkiego nie będzie.

Myślał Pan, co dalej, jeśli nie będzie już dłużej zarządzał szkołą?

– Jeśli nie wygram, to w mojej szkole w najbliższych latach godzin dla chemika będzie bardzo mało. Tylko cztery w klasach VIII, bo klas VII za rok nie będzie. Po 32 latach pracy będę musiał szukać godzin w innych szkołach w celu uzupełniania etatu. Jestem też biologiem, ale i tak nie uzbieram pensum. Nie tak sobie wyobrażałem koniec kariery zawodowej.

Chemicy i fizycy są podobno bezcenni dla szkół.

–Trochę z tego kpię. Tacy bezcenni, a muszą łączyć etat nawet w kilku szkołach. A jeżeli podwyższą pensum, to trudno sobie wyobrazić, w ilu szkołach trzeba będzie szukać godzin. Chemicy nie mają łatwo, fizycy podobnie. Nasz fizyk ma u nas osiem godzin. Jest też matematykiem, więc jakaś przyszłość się przed nim rysuje, ale musi zaczekać, aż młodsze roczniki znajdą się w starszych klasach. Nauczyciele przedmiotowcy muszą się uzbroić w cierpliwość.

Inna sprawa to katecheci. Nie ma ich i nie wiadomo gdzie ich szukać. Z powodu braku katechetów mamy zgodę biskupa na zmniejszenie liczby godzin religii z dwóch do jednej tygodniowo.

Katechetka, która uczy u nas religii, już ma 27 godzin. Wzięła, co tylko mogła. Druga katechetka jest na dłuższym urlopie. Nie znalazłem chętnego na jej miejsce, a szukałem przez wydział katechetyczny w Katowicach, zaangażowałem też proboszcza.

To mała szkoła z małymi dziećmi. Nauczyciele przedmiotów wytrwają tyle lat w niepewności, zanim uzbierają pensum w starszych klasach?

– Zanim szkoła się zapełni uczniami na wszystkich etapach edukacyjnych, minie jeszcze kilka lat. Może pięć. Nie wiem, czy wytrwają. Widzę już zmęczenie, szczególnie u nauczycieli z większym doświadczeniem. Może jak ktoś jest optymistą, to widzi to wszystko w jaśniejszych barwach.

A są jeszcze optymiści?

– Pewnie jacyś gdzieś się znajdą. Ale jeśli rozmawiamy o przyszłości i tym, co spędza mi sen z powiek, to chcę powiedzieć, że nie mogę się też doczekać nowej pracowni komputerowej. Brakuje mi sprzętu informatycznego, ciągle coś naprawiamy i uzupełniamy własnym sumptem. Czasami prosimy o wsparcie radę rodziców. Realna pomoc z ministerstwa dotarła do nas lata temu. Od tamtej pory komputery się zestarzały, oprogramowanie też. Pracujemy na archaicznym sprzęcie. Średni wiek to 10 lat. Nie ma po co kupować nowego oprogramowania.

(…)

A ta trzecia sprawa, która nie pozwala spać spokojnie?

– Pandemia. Boję się wszystkich konsekwencji z nią związanych. Kiedy rok temu ogłosiłem przejście na zdalne lekcje, jedna z matek napisała mi w mailu: „Życzę udanych wakacji”. Nie odpisałem. Pomyślałem sobie tylko, że rodzice już tak nie grają z nami nauczycielami w jednej drużynie jak dawniej.

Dziękuję za rozmowę.

 ***

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 44 z 3 listopada br. Wywiad ukazał się w wydaniu papierowym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)

Fot. Archiwum prywatne