Kwestie ekonomiczne mogą przeważyć. Jeśli zarobki nie wzrosną, nawet nauczyciele z większym doświadczeniem zaczną szukać innej pracy. Nie ma się co czarować. Jeśli pensja nauczyciela wystarczy od biedy na 1,5 tony pelletu, to coś jest nie tak. Polityka państwa jest bardzo dziwna, bo oczywiste się wydaje, że jeżeli kwestie wynagradzania kadr w oświacie zostaną zaniedbane, to przyszłość może być kiepska.
Z Mirosławem Cebulą, wicedyrektorem ds. technicznych Zespołu Szkół nr 1 w Kłobucku, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Jaka jest lista zadań i wyzwań na nowy rok szkolny w czasach kryzysu energetycznego, inflacji, ale też paraliżujących problemów kadrowych?
– Największym wyzwaniem dla szkół są przede wszystkim sprawy finansowe. Wszystkie środki, jakie mamy, rezerwujemy w tej chwili na ogrzewanie budynków szkolnych. Mamy nowoczesną kotłownię na pellet.
Niestety, w porównaniu z poprzednim rokiem szkolnym zdrożał o 300 proc. i w zasadzie wszystko, co mamy w budżecie szkolnym, jest zabezpieczane na zakup tego opału.
Kto na tym straci?
– My wszyscy, szkoła. Musimy przecież mieć pieniądze na bieżące potrzeby, środki czystości, drobne awarie, ryzy papieru do ksero, które zdrożały niemal trzykrotnie. W zasadzie od tego roku szkolnego nie ma rzeczy, która by nie zdrożała, a jednak subwencja oświatowa pozostała na takim samym poziomie na jakim była wcześniej.
Szkoła ma zapas pelletu?
– Jesteśmy w trudnej sytuacji. W związku z zaplanowanym na listopad odbiorem nowej hali sportowej przy szkole rozbudowywaliśmy kotłownię i nie mieliśmy technicznej możliwości zgromadzenia opału wcześniej. Zbiorniki na pellet są puściuteńkie… Sytuacja jest poważna, organ prowadzący ogłasza w tej chwili przetarg na dostawę opału, ale ceny jakie są, każdy widzi. Także w przetargach są wyższe. Oscylują w granicach ok. 3,5 tys. zł za tonę. My potrzebujemy na sezon 180 ton.
Tak szybko liczę: 180 ton razy 3,5 tys. zł to jest ok. 630 tys. zł.
– Niestety.
MEiN najwidoczniej spodziewa się potężnego kryzysu opałowego, skoro wpisało do jednego z rozporządzeń, że dyrektor wprowadzi w szkole naukę zdalną nie tylko w związku z sytuacją epidemiologiczną, ale także m.in. z powodu zimnych kaloryferów. Może i Was to czeka?
– No tak, ale w ten sposób przerzuca się koszty ogrzewania na rodziców uczniów, których dzieci nie powinny w trakcie zdalnych lekcji marznąć we własnych domach. Do tego dojdą jeszcze koszty energii elektrycznej. Pytanie, jaka będzie reakcja rodziców? Myślę, że to nie jest fair.
(…)
Ważnym elementem tej szkolnej układanki są braki kadrowe. Podczas ostatniej naszej rozmowy w lutym br., powiedział Pan, że wśród nauczycieli praktycznej nauki zawodu aż 20 przekroczyło 50. Rok życia. Coś się zmieniło?
– W niektórych zawodach nasi nauczyciele mają po dwa etaty. Tak pracują głównie nauczyciele zawodu, w tym informatycy, nauczyciele operatorzy obrabiarek sterowanych numerycznie, nauczyciele uczący programowania obrabiarek. To są bardzo często wąskie specjalizacje techniczne wiążące się z ogromną odpowiedzialnością, także za maszyny. Dlatego, jeśli sam nauczyciel i organ prowadzący zgadzają się na podwójną liczbę godzin, to dlaczego nie mielibyśmy z tego skorzystać. Młodzi przecież nie garną się do pracy w szkole nawet po zmianach w KN.
Najniższa pensja nauczycielska tylko trochę przegoniła płacę minimalną, a wymagania są ogromne. Nie ma zachęt do pracy w szkole. Sytuacja nie jest ciekawa nawet w przypadku emerytów, na których tak zawsze liczyliśmy.
W tym roku na emerytury odeszły trzy osoby, w następnych latach zanosi się na to, że będzie ich znaczenie więcej. Łatanie braków kadrowych nadgodzinami już nic nie daje, bo po prostu fizycznie nie ma już kim ich obsadzić. Ci nauczyciele, którzy są, zostali do maksimum zaangażowani. Taki przykład: jest problem, żeby obsadzić te same zajęcia praktyczne, które w tym samym czasie realizowane są w dwóch salach.
Czyli jeden nauczyciel musiałby mieć jednocześnie dwie grupy?
– To mija się z celem. Nie da się dwóch grup wpuścić jednocześnie na zajęcia przy obrabiarkach, nie tylko z powodów braków kadrowych wśród nauczycieli, ale także z powodu bhp. Po trzecie, każdy uczeń musi mieć dostęp do urządzeń i musi być nadzorowany. Mimo że udało się obsadzić wakaty po odejściu żywieniowca, anglisty i chemika, my nadal szukamy nauczycieli. Sytuacja jest dynamiczna.
Mamy coraz więcej nauczycieli powyżej 60. roku życia. Liczę na to, że wielu z nich wytrwa jak najdłużej. Natomiast dla nowych nauczycieli nie ma większych perspektyw ani finansowych, ani rozwoju.
Ilu jest nauczycieli powyżej sześćdziesiątki?
– W tej chwili pięciu. Na szczęście ewentualne braki kadrowe udało nam się zapełnić, pozyskując nauczycieli z innych szkół. „Podkupujemy” sobie troszkę tych nauczycieli. To dotyczy głównie przedmiotów zawodowych oraz informatyki.
Czym przyciąga Pan tych nauczycieli? Planem lekcji bez okienek?
– Musimy się dostosować do planu lekcji nauczycieli, którzy pracują w innych szkołach. Na szczęście w naszym środowisku dobrze się znamy. Nie tylko z pracy. Najczęściej są to nasi koledzy, ja niektórych znam nawet jeszcze ze szkoły średniej i ze studiów. A więc jeśli mamy wakat, to jest to z naszej strony raczej rodzaj zaproszenia do pracy w szkole.
Zaproszenie wystarczy?
– Najczęściej tak. Zdają sobie sprawę z sytuacji, dlatego przychodzą i pracują z nami. Jesteśmy zadowoleni, bo w związku ze zwiększonym naborem do klas pierwszych liczba uczniów wzrosła w tym roku znacznie. W tej chwili zamiast 28 uczniów w jednej klasie, jest ich 36. I nie ma miejsca na nikogo więcej ze względu na braki sprzętowe.
Klasy lekcyjne nie pomieszczą już ani jednej ławki więcej. Problem jest szczególnie duży przy przedmiotach ogólnokształcących, gdzie nie ma podziału na grupy. Przy 36 uczniach, jest naprawdę ciasno. Nauka nie odbywa się w komfortowych warunkach.
(…)
Jaka będzie przyszłość kadrowa w szkołach?
– Kwestie ekonomiczne mogą przeważyć. Jeśli zarobki nie wzrosną, nawet nauczyciele z większym doświadczeniem zaczną szukać innej pracy. Nie ma się co czarować. Jeśli pensja nauczyciela wystarczy od biedy na 1,5 tony pelletu, to coś jest nie tak. Polityka państwa jest bardzo dziwna, bo oczywiste się wydaje, że jeżeli kwestie wynagradzania kadr w oświacie zostaną zaniedbane, to przyszłość może być kiepska.
Z roku na rok zarabia się coraz mniej, a jeśli dodamy do tego jeszcze inflację, to już nie ma nawet o czym mówić. Myślę, że bardzo poważny kryzys kadrowy może być nieunikniony.
Czego oprócz ciepłych kaloryferów w szkole życzyłby Pan sobie oraz koleżankom i kolegom na ten nowy rok szkolny?
– Stabilizacji i spokoju zamiast szczucia. I większej orientacji, zwłaszcza przy podawaniu wysokości naszych płac, niektórym nadal myli się brutto z netto. Ogólnie na razie wygląda to słabo.
Dziękuję za rozmowę.
Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 36 z 7 września br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl
Fot. Archiwum prywatne