Natalia Zakrzewska: Dawcą krwi jestem od dwóch lat. Żyjemy w czasach, w których należy sobie pomagać

W centrum krwiodawstwa słyszeliśmy, że potrzeby są ogromne, dlatego moja szkoła, w tym pracownicy szkoły i niektórzy uczniowie, przyłączają się do apelu i sami oddają krew. Początkowo pobrania krwi miały zostać przeprowadzone w specjalnym, przystosowanym do tego busie, ale szkoły zamknięto i musieliśmy zmienić oryginalny plan. Dlatego do centrum krwiodawstwa pojechaliśmy na własną rękę.

Z Natalią Zakrzewską, nauczycielką języka angielskiego w Zespole Szkół Informatycznych w Słupsku, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Twoja krew, moje życie – to hasło Narodowego Centrum Krwiodawstwa. Braki są ogromne w całym kraju, a centra krwiodawstwa nie ustają w apelach. Ile krwi Pani oddała?

– Dawcą krwi jestem od dwóch lat. Dotychczas oddałam około dwóch litrów krwi. Niedużo.

Niedużo? Od 10 lat liczba dawców krwi generalnie spada. Według danych krwiodawcy.org zmalała z prawie 625 tys. w 2010 r. do 590 tys. w 2018 r. i choć danych za dwa ostatnie lata jeszcze nie ma, to już wiadomo, że tak dużych braków dotychczas nie notowano.

– W centrum krwiodawstwa słyszeliśmy, że potrzeby są ogromne, dlatego moja szkoła, w tym pracownicy szkoły i niektórzy uczniowie, przyłączają się do apelu i sami oddają krew. Początkowo pobrania krwi miały zostać przeprowadzone w specjalnym, przystosowanym do tego busie, ale szkoły zamknięto i musieliśmy zmienić oryginalny plan. Dlatego do centrum krwiodawstwa pojechaliśmy na własną rękę.

Czy wśród osób, które oddawały krew, byli ozdrowieńcy?

– Raczej nie, ale tłumaczono nam, że potrzebne jest nie tylko osocze. Szpitale odnotowują ogromne braki krwi, a bez niej nie można ludzi ratować. Krew jest zawsze potrzebna.

Oprócz akcji krwiodawstwa, zorganizowaliśmy w szkole również zbiórkę na rzecz pacjentów naszego szpitala. Żyjemy w czasach, w których należy sobie pomagać, a oni, ciężko chorzy, często nie mają nawet najpotrzebniejszych rzeczy. Dlatego zbieramy wodę mineralną, chusteczki nawilżane, ręczniki papierowe, różne środki higieny osobistej, jak m.in. mydła, pasty do zębów, kremy do golenia.

(…)

Jak została Pani nauczycielką?

– W technikum nastawiałam się na pielęgniarstwo. Ale za namową przyjaciół wybrałam filologię angielską. Planowałam zostać tłumaczem, jednak w międzyczasie zajęłam się korepetycjami. Zaczęłam pracować z dziećmi i młodzieżą. Wtedy poczułam zapał do takiej pracy. Dotarło do mnie, że daje mi to ogromną satysfakcję, kiedy uda mi się coś przekazać uczniom, a oni to rozumieją. To dodawało mi skrzydeł.

Pielęgniarstwo i nauczycielstwo to takie zawody, w których bez poczucia misji jest ciężko. Czy po dwóch latach może Pani już powiedzieć: „zostaję”? Widzi Pani swoją przyszłość w tym zawodzie nie tylko na krótką metę?

– Widzę. Ten zawód sprawia mi sporo radości i satysfakcji. Nie ma takich dni, żebym była niezadowolona z tego, co robię. Satysfakcję daje mi wszystko, co robię jako nauczyciel. Bardzo mnie też zmotywował progres, który udało mi się osiągnąć z uczniami od momentu rozpoczęcia pracy w szkole. Bardzo się podciągnęli w nauce.

Mimo pandemii i nauczania zdalnego?

– Tak. Uczniowie są jednak bardzo różni. Jednym to zdalne nauczanie pozwoliło wygospodarować więcej czasu na naukę i widać wymierne efekty. Inni nieco się wycofali. Uczeń widmo to oczywiście w tej pandemicznej rzeczywistości poważne zjawisko. Na szczęście, w czasie drugiego lockdownu szkolnego takich przypadków jest zdecydowanie mniej.

(…)

Przedstawiamy fragment wywiadu opublikowanego w GN nr 48-49 z 25 listopada – 2 grudnia br. Całość – w wydaniu papierowym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)

Fot. Archiwum prywatne

Nr 48-49/25 listopada-2 grudnia 2020