Minister edukacji w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” podkreślił, że jest przeciwnikiem zwiększenia pensum do 24 godzin tygodniowo. Zamiast o sześć godzin podniósłby je jednak o dwie godziny. Podkreślił też, że choć rząd wycofał się z cyklicznego oceniania pedagogów, „to warto wrócić do tego pomysłu”.
– Zwiększenie pensum do 24 godzin nie jest realistycznym rozwiązaniem. Gdybym wrócił do pracy w szkole, to nie chciałbym pracować aż tyle godzin tygodniowo. To by oznaczało, że pracowałbym po 50 godzin w tygodniu – stwierdził Piontkowski w „DGP”. Ale, według niego, „20 godzinne pensum zostałoby przyjęte bezboleśnie przez nauczycieli”.
Dodał, że wyobraża sobie, że „w ramach rozszerzonego pensum można byłoby realizować dodatkowe zajęcia rozwijające lub wyrównawcze”, niekoniecznie z grupą 30 uczniów, ale np. dla jednego ucznia. Minister uważa, że do dodatkowego pensum można by także wliczyć np. obowiązkowe dyżury i spotkania z rodzicami.
Czytając te rozważania można odnieść wrażenie, że takie dodatkowe dwie godziny doliczone do pensum już były. Nazwały się „karcianki”, albo „darmówki”.
Pytany o wcześniejsze emerytury dla nauczycieli, szef MEN odparł, że bierze takie rozwiązanie pod rozwagę, ale tylko w połączeniu z podniesieniem pensum. Oprócz tego, jak dodał, „musimy policzyć, czy stać nas na to, aby wypuścić dużą grupę doświadczonych nauczycieli”.
Minister przypomniał, że w czasie strajku dosyć często mówiono o godności nauczyciela. Jego zdaniem, nie decyduje jednak o tym wysokość wynagrodzenia a autorytet zdobywany u uczniów.
Wyjawił też, że jest zwolennikiem koncepcji nowej oceny pracy nauczyciela, z której rząd właśnie wycofał się. Dodał, że z tych zmian zrezygnowano wskutek porozumienia z „Solidarnością”, ale „warto wrócić do tego pomysłu”.
Piontkowski tłumaczył też że na jego podpis pod rozporządzeniem „Wakacje plus” trzeba było czekać tak długo, bo chciał zachować 21-dniowy termin konsultowania projektu rozporządzenia ze związkami zawodowymi. Pytany dlaczego projekt nowelizacji Karty Nauczyciela nie został poddany konsultacjom, lecz zgłoszono go w Sejmie jako inicjatywę poselską, odparł, że związki miały okazję odnieść się do proponowanych rozwiązań podczas rozmów w Radzie Dialogu Społecznego przed strajkiem.
Powtórzył też, że jest przeciwnikiem włączenia nauczycieli do korpusu służby cywilnej, bo nauczyciel to nie jest urzędnik. Przypomnijmy, że taki pomysł pojawił się podczas obrad zwołanego przez rząd „okrągłego stołu” w oświacie, ale na razie nie otrzymał „zielonego światła”. Szef MEN zaprzeczył, by chciał po wyborach zlikwidować Kartę Nauczyciela. Dodał, że „sama likwidacja karty wszystkiego nie zmieni”.
Minister udzielił też w weekend wywiadu „Naszemu Dziennikowi”. Ta rozmowa dotyczyła przede wszystkim kwestii światopoglądowych, a konkretnie pojawiających się propozycji wprowadzenia obowiązkowej edukacji seksualnej w szkołach (jej zwolennikiem jest m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich).
– Zgodnie z polskim prawem nie można wprowadzić żadnych dodatkowych zajęć, które byłyby niezgodne z podstawami programowymi ani z programem wychowawczym szkoły. Jeśli w programie wychowawczym szkoły nie ma tego typu zajęć, to one nie mogą być wprowadzone. Dodatkowo każde takie zajęcia wymagają zgody rodziców. Jeśli rodzice nie wyrażają zgody, aby ich dziecko uczestniczyło w jakichś zajęciach dodatkowych, nikt nie ma prawa ich do tego zmusić, ani dyrektor, ani władze samorządu terytorialnego – stwierdził Piontkowski i uspokajał czytelników „ND”, że „na razie nigdzie nie doszło do wprowadzenia homopropagandy”.
– Widzimy jednak, że taki proces może mieć miejsce, i chcemy go zatrzymać – ocenił.
(JK, GN)
Fot: men.gov.pl
Żródło: gazetaprawna.pl, naszdziennik.pl