MEN opublikowało projekty pięciu rozporządzeń mających regulować pracę szkół w okresie pandemii. Na konsultację i zgłaszanie uwag ministerstwo dało… 14 godzin. Większość dyrektorów prawdopodobnie spała, gdy ministerstwo nakładało na nich kolejne, ważne obowiązki decydujące o zdrowiu i życiu setek osób. Nauczycieli czeka natomiast konieczność dodatkowej pracy być może za darmo
Nie, to nie żart. Komunikat o opublikowaniu rozporządzeń resort Dariusza Piontkowskiego rozesłał we wtorek 11 sierpnia o godzinie 22.45. Na uwagi do projektów ministerstwo czeka do dziś, tj. środy 12 sierpnia do godziny 13.00.
Czyli wszyscy zainteresowani, w tym partnerzy społeczni, organizacje pozarządowe, związki zawodowe oraz obywatele otrzymali na przeczytanie projektów i zaproponowanie zmian nieco ponad 14 godzin. I to pod warunkiem, że poświęcili na to swój sen.
Co znalazło się w projektach?
Pierwszy z nich to projekt nowelizacji rozporządzenia w sprawie bezpieczeństwa i higieny w publicznych i niepublicznych szkołach i placówkach (dostępny wraz z uzasadnieniem TUTAJ).
Zgodnie z nim, dyrektor będzie mógł – za zgodą organu prowadzącego – zawiesić zajęcia na czas określony nie tylko w przypadku wyjątkowo silnych mrozów oraz wystąpienia zdarzeń, które „mogą zagrozić zdrowiu uczniów”.
Po uzyskaniu pozytywnej opinii powiatowego inspektora sanitarnego dyrektor będzie mógł „zawiesić zajęcia na czas oznaczony, jeżeli ze względu na aktualną sytuację epidemiologiczną może być zagrożone zdrowie uczniów”.
Przepis jest tak ogólny, że trudno powiedzieć, z jakiego konkretnego powodu dyrektor będzie miał prawo skorzystać z nowego przepisu. Wynika z niego jednak, że dyrektor stanie się kimś w rodzaju lekarza-epidemiologa odpowiedzialnego za sytuację epidemiologiczną na swoim terenie.
Czym natomiast jest „sytuacja epidemiologiczna”? Tego chyba nikt nie wie. Na pewno zaś ministerstwo edukacji.
„Sytuacja epidemiologiczna nie została uszczegółowiona ze względu na konieczność uwzględnienia zarówno pojedynczych podejrzeń zakażeń lub samych zakażeń, jak i nagłego przyrostu liczby zakażeń nie tylko w szkole lub placówce, ale i na danym obszarze (w gminie, regionie)” – czytamy w uzasadnieniu do projektu.
Według MEN, pozytywna opinia sanepidu „będzie uwzględniała kwestie skali zagrożenia epidemiologicznego dla danej społeczności szkolnej”. „Zatem także w przypadku np. grupy uczniów przewlekle chorych (na podstawie opinii lekarza sprawującego opiekę zdrowotną nad uczniem) lub grupy uczniów, którzy posiadają wydane przez poradnię psychologiczno-pedagogiczną orzeczenie o potrzebie indywidualnego nauczania, dyrektor będzie mógł wystąpić o zawieszenie dla nich zajęć w formie stacjonarnej” – czytamy w uzasadnieniu.
Czy to oznacza konieczność skierowania do zdalnej edukacji uczniów posiadających orzeczenia? Tego niestety nie wyjaśniono.
Uwaga! Dyrektor nie musi otrzymać czegokolwiek na piśmie! Choć szkolna biurokracja oczekuje pisemnego potwierdzenia praktycznie każdej, nawet najdrobniejszej czynności wykonywanej przez dyrektora lub nauczyciela, to w tym przypadku MEN nie oczekuje żadnej dokumentacji. Mimo, że w grze chodzi o zdrowie dzieci, nauczycieli i pracowników oświaty.
Zgodnie z projektem, zgoda organu prowadzącego i opinia sanepidu może zostać wydana „ustnie, telefonicznie, za pomocą środków komunikacji elektronicznej lub za pomocą innych środków łączności”.
To dopiero dyrektor będzie musiał przelać to wszystko na papier! „W takim przypadku treść zgody lub opinii powinna być utrwalona w formie protokołu, notatki, adnotacji lub w inny sposób” – czytamy w projekcie rozporządzenia.
Czyli to dyrektor będzie odpowiadał za wszystko, co się znajdzie na piśmie, a nie przedstawiciele organu prowadzącego czy pracownicy inspekcji sanitarnej.
Według ministerstwa edukacji, pozytywna opinia inspekcji sanitarnej w przypadku szkół prowadzących kształcenie zawodowe powinna uwzględniać „możliwość realizacji zajęć z zakresu praktycznej nauki zawodu dla uczniów niebędących młodocianymi pracownikami, zaplanowanych do realizacji poza szkołą, w tym u pracodawców i w indywidualnych gospodarstwach rolnych oraz za granicą na podstawie umów międzynarodowych lub porozumień o współpracy bezpośredniej zawieranych przez szkoły, jednostki samorządu terytorialnego i organy administracji rządowej lub w ramach programów edukacyjnych Unii Europejskiej”.
Dyrektor nie będzie musiał zawieszać pracy całej placówki, ale „grupy, grupy wychowawczej, oddziału, klasy, etapu edukacyjnego”, a dopiero w dalszej kolejności „całej szkoły lub placówki, w zakresie wszystkich lub poszczególnych zajęć”.
O swojej decyzji dyrektor będzie musiał powiadomić kuratorium.
Drugi projekt to nowe rozporządzenie w sprawie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 (dostępne TUTAJ).
To dokument de facto zwalniający ministra edukacji z odpowiedzialności za zamykanie szkół i wysyłanie uczniów na edukację zdalną.
Obecna wersja rozporządzenia mówi wyraźnie, że w okresie od 12 marca do 31 sierpnia 2020 r. „na obszarze kraju ogranicza się funkcjonowanie następujących publicznych i niepublicznych jednostek systemu oświaty” i wymienia listę placówek, które minister edukacji skierował na edukację zdalną.
Przepis ten zniknie. Nowe rozporządzenie mówi natomiast, że „w roku szkolnym 2020/2021 ogranicza się w całości lub w części funkcjonowanie publicznych i niepublicznych jednostek systemu oświaty, w których odpowiednio wszystkie lub poszczególne zajęcia zostały zawieszone na podstawie przepisów wydanych na podstawie” ustawy o systemie oświaty. Chodzi o pierwsze rozporządzenie, które omówiliśmy powyżej.
Czyli – to już nie minister ma decydować o zamykaniu szkół, przedszkoli i placówek oświatowych, ale dyrektorzy. Odpowiedzialność za sytuację oświaty w okresie pandemii w nowym roku szkolnym zostanie tym samym zdjęta z bark ministra Piontkowskiego i przerzucona na dyrektorów.
„Ograniczenie, o którym mowa w ust. 1, wprowadza się na czas, na jaki zostały zawieszone odpowiednio wszystkie lub poszczególne zajęcia” – czytamy w projekcie.
Ministerstwo edukacji wyłączyło jedynie z możliwości ograniczenia zajęcia praktyczne realizowane u pracodawców przez „tych uczniów branżowych szkół I stopnia będących młodocianymi pracownikami, którzy w okresie ograniczenia realizują zajęcia z zakresu kształcenia ogólnego lub kształcenia zawodowego teoretycznego na terenie szkoły lub innej jednostki systemu oświaty, do których uczęszczają”.
Podobnie jak do tej pory, w okresie zawieszenia zajęcia „są realizowane z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość”.
A co, jeśli jakieś zajęcia po prostu nie można zrealizować przy pomocy zdalnej edukacji? Zgodnie z projektem, „dyrektor jednostki systemu oświaty ustala inny sposób realizowania tych zajęć”. Jaki? Ministerstwo edukacji nie wdaje się w takie szczegóły. „O sposobie realizacji zajęć i innych zadań jednostki systemu oświaty dyrektor tej jednostki informuje organ prowadzący tę jednostkę oraz organ sprawujący nadzór pedagogiczny” – czytamy w projekcie.
Kształcenie z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość lub w inny sposób ustalony przez dyrektora danej jednostki systemu oświaty, w przypadku zajęć z zakresu kształcenia zawodowego, będzie prowadzone w zakresie:
* teoretycznych przedmiotów zawodowych,
* turnusów dokształcenia teoretycznego młodocianych pracowników,
* zajęć praktycznych – wyłącznie w zakresie, w jakim z programu nauczania danego zawodu wynika możliwość realizacji wybranych efektów kształcenia z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość lub innego sposobu ustalonego przez dyrektora.
Trzeci projekt to nowelizacja rozporządzenia w sprawie szczególnych rozwiązań w okresie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 (dostępne TUTAJ).
To najobszerniejszy z zaprezentowanych przez MEN projektów zawierający listę obowiązków, jakie MEN nałożyło na dyrektorów i nauczycieli w przypadku czasowego ograniczenia funkcjonowania szkoły, przedszkola, czy placówki oświatowej.
Za organizację zadań szkoły czy placówki, w tym zajęć zdalnych odpowiadać ma właśnie dyrektor.
Dyrektor m.in. będzie musiał ustalić, czy „uczniowie i nauczyciele mają dostęp do infrastruktury informatycznej, oprogramowania i internetu umożliwiających interakcję między uczniami a nauczycielami prowadzącymi zajęcia”. Nie oznacza to jednak, że nauczycielom i uczniom trzeba będzie zapewnić dostęp do internetu oraz sprzętu komputerowego! Żaden przepis nie zawiera takich gwarancji.
Dyrektor będzie też musiał ustalić „we współpracy z nauczycielami, technologie informacyjno-komunikacyjne wykorzystywane przez nauczycieli do realizacji zajęć”, określić zasady bezpiecznego uczestnictwa w zajęciach zdalnych, źródła i materiały niezbędne do realizacji przez nauczyciela zajęć, potrzebę modyfikacji zestawu programów wychowania przedszkolnego lub szkolnego zestawu programów nauczania.
Ponadto dyrektor ustali „we współpracy z nauczycielami, tygodniowy zakres treści nauczania z zajęć wynikających z ramowych planów nauczania dla poszczególnych typów szkół do zrealizowania w poszczególnych oddziałach klas (semestrów) oraz tygodniowy zakres treści nauczania z zajęć realizowanych w formach pozaszkolnych” uwzględniając m.in. równomierne obciążenie uczniów pracą, zróżnicowanie zajęć w ciągu dnia, możliwości psychofizyczne uczniów, higienę pracy przy komputerze.
Dyrektor ustali też „we współpracy z nauczycielami sposób potwierdzania uczestnictwa uczniów na zajęciach oraz sposób i termin usprawiedliwiania nieobecności uczniów na zajęciach edukacyjnych”.
Każdemu uczniowi i rodzicowi szkoła będzie musiała zapewnić możliwość konsultacji z nauczycielem prowadzącym zajęcia. Z projektu nie wynika, że muszą to być konsultacje stacjonarne.
Szkoła stworzy za to „sposób monitorowania postępów uczniów oraz sposób weryfikacji wiedzy i umiejętności uczniów, w tym również informowania uczniów lub rodziców o postępach ucznia w nauce, a także uzyskanych przez niego ocenach”.
Nad wszystkim ma oczywiście czuwać nadzór pedagogiczny.
Organ prowadzący natomiast „wspomaga jednostki systemu oświaty w organizacji zajęć z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość lub innego sposobu realizacji tych zajęć”. MEN nie sprecyzowało jednak, na czym konkretnie to wspomaganie ma polegać. Organ prowadzący może (ale nie musi!) użyczyć nauczycielowi lub uczniowi sprzęt do prowadzenia zdalnej edukacji. Podobne przepisy obowiązywały zresztą do tej pory.
Dla nauczycieli kluczowy jest § 7 rozporządzenia, który dotyczy sposobu rozliczania nauczycieli z godzin realizowanych w ramach zdalnej edukacji. W punkcie pierwszym powtórzono przepis, który obowiązywał do tej pory. Przytoczmy go w całości:
„Zajęcia realizowane z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość lub innego sposobu realizacji zajęć nauczyciel realizuje w ramach obowiązującego go tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin zajęć dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych, prowadzonych bezpośrednio z uczniami albo na ich rzecz, a w przypadku godzin zajęć realizowanych powyżej tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin zajęć dydaktycznych, wychowawczych lub opiekuńczych – w ramach godzin ponadwymiarowych, o których mowa w art. 35 ustawy z dnia 26 stycznia 1982 r. – Karta Nauczyciela (Dz. U. z 2019 r. poz. 2215)”.
Dyrektor natomiast ustali „zasady zaliczania do wymiaru godzin poszczególnych zajęć realizowanych z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość lub innego sposobu realizacji tych zajęć”.
Niebezpieczny jest za to punkt trzeci § 7. Zgodnie z nim, dyrektor będzie mógł zobowiązać nauczyciela do realizacji dodatkowych godzin zajęć opiekuńczo-wychowawczych.
Przytoczmy ten przepis w całości:
„Dyrektor jednostki systemu oświaty uwzględniając:
1) ustalenia dotyczące tygodniowego zakresu treści nauczania z zajęć wynikających z ramowych planów nauczania dla poszczególnych typów szkół do zrealizowania w poszczególnych oddziałach klas (semestrów), o których mowa w § 1 ust. 1 pkt 7 lub
2) realizację zajęć z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość lub innego sposobu realizacji zajęć lub
3) możliwe ograniczenia wynikające ze specyfiki zajęć
– może zobowiązać nauczyciela do realizacji zajęć wynikających z prowadzonej przez jednostkę systemu oświaty działalności opiekuńczo-wychowawczej”.
O co tu chodzi? Prawdopodobnie o brak rąk do pracy na świetlicach. Jeśli dyrektor postanowi – w związku z pandemią – podzielić grupy świetlicowe na mniejsze, to będzie potrzebował dodatkowych nauczycieli do pracy na świetlicy. Powyższy przepis pozwoli mu skierować na świetlicę praktycznie każdego nauczyciela i zlecić mu dodatkowe zadania prawdopodobnie bez konieczności wypłaty dodatkowego wynagrodzenia.
Pewnym zabezpieczeniem dla nauczycieli może być punkt czwarty zakładający, że dodatkowe zajęcia opiekuńczo-wychowawcze „nauczyciel realizuje w ramach obowiązującego go tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin zajęć dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych, prowadzonych bezpośrednio z uczniami lub wychowankami albo na ich rzecz, a w przypadku godzin zajęć realizowanych powyżej tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin zajęć dydaktycznych, wychowawczych i lub opiekuńczych – w ramach godzin ponadwymiarowych”.
Praktyka ostatnich miesięcy pokazała jednak, że dyrektorzy – na polecenie organów prowadzących – obchodzili przepisy zobowiązujące ich do wypłaty nauczycielom wynagrodzenia za godziny ponadwymiarowe. Wiele tu będzie zależało od dyrektora i tego, jak skrupulatnie i rzetelnie będzie liczył i ewidencjonował godziny pracy nauczycieli.
Szczególnie, że zgodnie z punktem piątym projektu dyrektor zlecając nauczycielowi dodatkowe godziny pracy opiekuńczo-wychowawczej „na nowo określa organizację realizacji przez tego nauczyciela zadań mając na uwadze, że zajęcia te realizuje w ramach obowiązującego go tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin zajęć dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych, prowadzonych bezpośrednio z uczniami lub wychowankami albo na ich rzecz, a w przypadku godzin zajęć realizowanych powyżej tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin zajęć dydaktycznych, wychowawczych lub opiekuńczych – w ramach godzin ponadwymiarowych”.
Czwarty projekt to nowelizacja rozporządzenia w sprawie organizacji kształcenia dzieci obywateli polskich czasowo przebywających za granicą (dostępny TUTAJ).
Zgodnie z nim, dyrektor szkoły za granicą oraz kierownik szkoły polskiej będzie mógł zawiesić zajęcia na czas oznaczony, jeżeli ze względu na aktualną sytuację epidemiologiczną zagrożone okaże się zdrowie uczniów. Do podjęcia decyzji niezbędna będzie zgoda organu prowadzącego.
Piąty projekt to nowelizacja rozporządzenia w sprawie rodzajów innych form wychowania przedszkolnego, warunków tworzenia i organizowania tych form oraz sposobu ich działania (dostępny TUTAJ).
Projekt rozporządzenia wprowadza możliwość zawieszenia zajęć w innej formie wychowania przedszkolnego przez organ prowadzący lub dyrektora, w sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa uczniów, w tym także ze względu na aktualną sytuację epidemiologiczną – za zgodą organu prowadzącego i po uzyskaniu pozytywnej opinii Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego. O zawieszeniu zajęć należy powiadomić organ sprawujący nadzór pedagogiczny.
Choć ministerstwo opublikowało aż pięć projektów rozporządzeń, to resort edukacji pominął kluczowe, najważniejsze dla nauczycieli, uczniów i rodziców sprawy. Czego w projektach nie ma? Na przykład tego, jak konkretnie ma wyglądać edukacja hybrydowa, które grupy uczniów powinny w pierwszej kolejności kierowane na zdalną naukę (młodsze czy starsze), w jakich warunkach powinna odbywać się taka edukacja, według jakich programów nauczania, jak liczne mają być grupy uczniów, jak prowadzić zajęcia w warunkach, gdy część uczniów kształci się zdalnie, a część stacjonarnie, jak nauczyciele mają podzielić swój czas dla uczniów, którzy przychodzą do szkoły i na tych, którzy uczą się w domu.
Ministerstwo nie zdecydowało się na krok, o który apelował ZNP oraz szereg ekspertów edukacyjnych, czyli na ograniczenie podstawy programowej i dostosowanie jej do możliwości kształcenia w okresie pandemii.
MEN nie rozwiązało też problemu znacznej liczby uczniów, którzy nie uczestniczyli od marca do czerwca w zajęciach on-line. Z wieloma uczniami szkoła straciła kontakt. Do dziś nie wiadomo, kto ma w przyszłym roku szkolnym – w razie powrotu do edukacji zdalnej – zatroszczyć się o spełnianie przez wszystkich uczniów obowiązku nauki i obowiązku szkolnego.
Nie wiadomo też, jak konkretnie nauczyciele mają weryfikować udział uczniów w zajęciach – MEN umyło ręce w tej sprawie pozostawiając ten problem w całości nauczycielom i dyrektorom.
Rozporządzenia pomijają też kwestię przygotowania nauczycieli do edukacji zdalnej, a wiemy, że zdecydowana większość pedagogów po prostu nigdy nie doskonaliła się w metodach pracy z uczniem na odległość.
Dokumenty MEN-owskie nie próbują nawet rozwiązać problemu braku internetu w tysiącach placówek oświatowych oraz sprzętu udostępnianego uczniom i nauczycielom. Problem kosztów ponoszonych przez nauczycieli na zdalną edukację (nawet kilkaset złotych miesięcznie) pominięto zupełnie.
W rozporządzeniach brakuje też pomysłów na pomoc uczniom ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Tu także zrzucono odpowiedzialność na barki dyrektorów i nauczycieli. Nie wiadomo, jak świadczyć pomoc psychologiczną dzieciom, które wyjątkowo trudno znoszą konieczność edukacji zdalnej.
(PS, GN)