Na początku pandemii nikt z nas nie dopuszczał myśli, że zdalne nauczanie może potrwać do końca roku szkolnego. Powiem szczerze, bardzo się cieszę, że są wakacje. Bo zmęczenie jest gigantyczne nie tylko po stronie uczniów, nauczyciele także potrzebują wytchnienia. Te ostatnie miesiące były dla nas istnym poligonem.
Z Piotrem Adamczykiem, nauczycielem historii oraz dyrektorem Liceum Ogólnokształcącego z Oddziałami Integracyjnymi im. Mieszka I w Świnoujściu, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Jakby Pan podsumował ten rok szkolny?
– Bardzo ciężki. Na początku pandemii nikt z nas nie dopuszczał myśli, że zdalne nauczanie może potrwać do końca roku szkolnego. Powiem szczerze, bardzo się cieszę, że zaczynają się wakacje i odpoczniemy od tego. Bo zmęczenie jest gigantyczne nie tylko po stronie uczniów, nauczyciele także potrzebują wytchnienia. Te ostatnie miesiące były dla nas istnym poligonem. Przecież nikt z nas nie był przygotowany na taką formę pracy.
Ministerstwo edukacji, potem premier poinformowali, że uczniowie wrócą do szkół od września…
– Tego chyba wszyscy byśmy sobie życzyli, ale jak będzie czas pokaże.
Eksperci mówią, że to zależy od wielu czynników. Zalecają czujność. Zastanawiał się Pan nad tym powrotem w nowych warunkach?
– Mam 400 uczniów w szkole. Już przy setce maturzystów zachowanie rygoru jest trudne a co dopiero przy czterystu osobach. Nie do końca to widzę. Żadna szkoła nie ma w tym zakresie doświadczenia, obawiam się, że służby sanitarne również nie mogą na 100 procent stwierdzić co może się wydarzyć kiedy nagle w budynkach szkolnych pojawią się wszyscy uczniowie. Pewnych rygorów nie będzie można zachować mimo że np. nasz budynek szkolny był kiedyś przystosowany do przyjęcia nawet tysiąca uczniów. Ale to były inne czasy.
Ale nic nie mówi Pan o lekcjach historii prowadzonych w telewizji lokalnej.
– Zainteresowanie było większe niż zakładałem. Docierały do mnie informacje, że moje lekcje oglądali w lokalnej telewizji nie tylko uczniowie, ale także dorośli mieszkańcy Świnoujścia, osoby 50+. Nie spodziewałem się tego. To było zaskoczenie, bo lekcje oczywiście były nagrywane wyłącznie z myślą o uczniach, żeby ułatwić im zdalne nauczanie a tu nagle okazało się, że ogląda je również wiele innych osób. Zyskałem rzeszę wielbicieli, którzy już dawno temu skończyli szkołę (śmiech).
Zamierza je Pan kontynuować?
– Po zamknięciu, jak to mówimy, sezonu pierwszego, od września ruszamy z kolejnym. Jesteśmy wstępnie umówieni. Tym razem moje wykłady będą nagrywane bardziej profesjonalnie w telewizyjnym studio. Zakładamy, że nie będą to już tematy lekcyjne, tylko ogólne lekcje i wykłady historyczne dla wszystkich zainteresowanych. Popularyzatorskie.
Jakimi tematami zdołał Pan zainteresować osoby powyżej 50 roku życia? Które lekcje cieszyły się największą oglądalnością?
– Po prostu przygotowałem lekcje zgodne z programem nauczania skierowane dla klas I, II i III. Ale z tego co już wiem, największym zainteresowaniem tej dodatkowej widowni, cieszyły się wszystkie tematy związane z II wojną światową. Jeden z nich dotyczył szlaku Wojska Polskiego w czasie tej wojny. Chętnie oglądali również lekcje poświęcone reformacji. Jak się okazało każdy coś dla siebie znalazł.
Ile trwała taka lekcja w telewizji?
– Około 20 minut. To była taka forma wykładowa połączona z prezentacją multimedialną. Mam trochę doświadczenia, bo kiedyś jako student współpracowałem z lokalnymi telewizjami. Mam obycie z telewizją i kamerą, nie bałem się tego chociaż stres oczywiście zawsze jakiś tam jest. Ale muszę powiedzieć, że była to dla mnie doskonała zabawa. Tym razem chciałbym jednak zacząć od prehistorii aż po czasy współczesne. To może być seria wykładów na rok albo i na dwa.
(…)
To jest fragment wywiadu z Głosu Nauczycielskiego nr 27-28 z 1-8 lipca br. Całość dostępna w wydaniu drukowanym i elektronicznym Głosu (ewydanie.glos.pl).
Fot. Archiwum prywatne