W czasie pandemii nauczycieli wstawali o 5.30, bo wtedy sieć w ich bloku była na takim poziomie, że mogli się komunikować – przypomniał prezes ZNP Sławomir Broniarz. Jego zdaniem, zdalne kształcenie nadal jest jedną wielką prowizorką, a MEN traci czas zamiast przygotować szkoły na drugą falę pandemii
W rozmowie z „Rzeczpospolitą” prezes Związku przypomniał, jak wyglądała prowadzona od marca br. zdalna edukacja. – Nauczyciele nie mieli pewności, że uczniowie mają sprzęt. Nauczyciele mówili, że wstają o godzinie 5.30, bo wtedy sieć w ich bloku jest na takim poziomie, że mogę się komunikować – stwierdził.
– Zrobiliśmy ankietę na 5700 osób i wynikało z niej, że 64 proc. respondentów sygnalizowało spadek wynagrodzenia. Część samorządów nie brała pod uwagę godzin ponadwymiarowych. Większość nauczycieli poniosła straty – dodał.
Choć od wybuchu pandemii minęło kilka miesięcy, to pod względem organizacyjnym niewiele się zmieniło. Dyrektorzy, nauczyciele, uczniowie i rodzice nadal nie wiedzą – choć już środek wakacji – czy i w jakich warunkach wrócą do szkół 1 września.
– Na dziś żadna szkoła nie może odpowiedzialnie powiedzieć, że jest przygotowana do tego, aby rozpocząć zajęcia w sytuacji, gdy trzeba by je realizować zdalnie lub hybrydowo. Natomiast większość szkół jest gotowa do powrotu do edukacji tradycyjnej. To jednak okoliczność, której dziś nie powinniśmy chyba brać pod uwagę – ocenił Sławomir Broniarz w rozmowie z radiem TOK FM.
Jego zdaniem, osobom odpowiedzialnym za organizację oświaty brakuje wyobraźni. – Z jednej strony mamy do czynienia z sytuacją, w której dyrektor zostaje zobowiązany do pełnej odpowiedzialności za organizację procesu kształcenia, a z drugiej strony minister edukacji mówi: „poczekaj na decyzje, zalecenia, a będziesz działał dopiero, gdy one się pojawią”. Zostawiając dyrektorowi tydzień lub dwa na organizację kształcenia – przypomniał prezes Związku.
Rozmówca TOK FM podkreślił, że do dziś szkoły nie są przygotowane technologicznie do prowadzenia np. edukacji hybrydowej, gdzie część dzieci uczy się w domu, a część w szkole. Z badań wynika, że 1/3 uczniów i nauczycieli ma poważne problemy ze sprzętem niezbędnym do zdalnej pracy. MEN natomiast dopiero pracuje nad profesjonalną platformą edukacyjną, która zostanie zbudowana prawdopodobnie pod koniec 2020 r. lub na początku 2021. Problemy są też z siecią komputerową i przepustowością połączeń.
– Gdy nauczyciele zaczynali uczyć o 8.00, to przepustowość sieci gwałtownie spadała, co wszyscy boleśnie odczuwaliśmy – przypomniał prezes ZNP. MEN i Ministerstwo Cyfryzacji przeznaczyło wprawdzie pieniądze na zakup sprzętu dla uczniów, ale – zdaniem prezesa Związku – to zdecydowanie za mało.
– Telewizja publiczna dostała 2 miliardy złotych. To około 2 miliony komputerów dla uczniów. Tymczasem wykluczenie młodzieży ze zdalnej edukacji z powodu braku sprzętu było znaczące – przypomniał.
Nawet przyjmując ostrożnie, że problem dotknął 1 proc. dzieci, to mamy do czynienia z ogromną grupą 50 tys. uczniów pozbawionych szans edukacyjnych.
– Jedyne, co daje nam nadzieję, że wszystko się nie zawali, to siła i ogromne zaangażowanie dyrektorów i nauczycieli w połączeniu z wieloma samorządami, które zdają sobie sprawę z tego, że odpowiedzialność i tak spadnie na nich. Bo ani na ministra zdrowia, ani na ministra edukacji liczyć nie mogą – zauważył szef ZNP.
Tymczasem przed szkołami ogrom pracy i pytań bez odpowiedzi. Dyrektorzy nie wiedza np. w oparciu o jakie kryteria będą musieli podejmować decyzje o zamknięciu szkół – gdy pojawi się jeden chory uczeń, czy dopiero, gdy zachoruje większa grupa dzieci? Nie wiadomo też, czy decyzja o zamknięciu szkoły automatycznie spowoduje, że rodzice dzieci otrzymają zasiłek opiekuńczy. – Oczekiwanie, że wszelkie problemy rozwiążemy w oparciu o wytyczne po 15 sierpnia dowodzi o braku wyobraźni zainteresowanych – ocenił rozmówca TOK FM.
– Szkoła to specyficzne miejsce. Nie powiemy dziecku, które nie wiedziało przez sześć miesięcy kolegi, by się do niego nie zbliżało, nie kontaktowało, zachowywało dystans społeczny. To niewykonalne – dodał.
Nie wiadomo też, jak liczne klasy będą od września, czy szkoły będą pracowały w systemie jednozmianowym, czy dwuzmianowym, czy szkoły dostaną pieniądze na organizację lekcji w sytuacji ograniczenia liczby uczniów w klasie.
Według Sławomira Broniarza, MEN i rząd zmarnowały okres od marca do września na właściwe przygotowanie szkół do pracy w okresie pandemii. Ministerstwo planowało przeszkolić do zdalnej edukacji 30 tys. nauczycieli (czyli jedynie ok. 5 proc. wszystkich) i 600 dyrektorów, a miało na to 50 mln zł, w tym 8 mln zł na promocję. Do dziś nie wiadomo, czy takie szkolenia się odbyły i na jakich zasadach.
Prowadzący rozmowę dziennikarz – Jacek Żakowski przypomniał, że minister edukacji jest obecnie na urlopie. – Mógłby odpocząć po pracy, a nie przed pracą – podsumował.
(PS, GN)