Zbliżamy się do końca roku szkolnego, ale problem pozostaje. Obawiam się, że jak się okaże, że jesienią będziemy mieli replay koronawirusa, to wcale nie będziemy mądrzejsi, nie będziemy mieli żadnej strategii, żadnego systemowego rozwiązania. Wydaje się, że niestety, nie mamy go na żadnym poziomie kształcenia.
Z prof. dr hab. Katarzyną Krasoń z Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Śląskiego rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Nauczyciele wystawiają ministrowi edukacji Dariuszowi Piontkowskiemu ocenę w skali od jeden do sześciu. Według Pani, na jaką zasługuje?
– (śmiech) Mając dobre serce, nie dałabym mu pały, bo uważam, że każdemu należy dać szansę. No i jest w trudnej sytuacji, dość specyficznej. Nie wiem, czy ktoś inny zrobiłby to wszystko inaczej. Dlatego dałabym bezpieczną tróję. Chociaż jestem przeciwnikiem naciągania. W końcu ocena ma być za wysiłek.
A tu był? Z czego minister musi zaliczyć poprawkę?
– Kłopot polega na tym, że próbuje się odfajkować naukę zdalną i nie pracuje nad jej ulepszaniem, nie myśli się o tym, co dalej. W MEN chyba zdaje się niektórym, że najgorsze za nami, że jakoś zamkniemy ten rok szkolny i zaczekamy na kolejny, że jakoś to będzie. Stąd te wszystkie sugestie, aby coś tam odpuścić, coś tam pominąć, żeby nikt nie miał pretensji, że nie zrobiliśmy wszystkich tematów, bo to w końcu sytuacja nadzwyczajna. Zbliżamy się do końca roku szkolnego, ale problem pozostaje. Obawiam się, że jak się okaże, że jesienią będziemy mieli replay koronawirusa, to wcale nie będziemy mądrzejsi, nie będziemy mieli żadnej strategii, żadnego systemowego rozwiązania. Wydaje się, że niestety, nie mamy go na żadnym poziomie kształcenia.
Nie udało się niczego wypracować od marca?
– Skądże. Systemowe rozwiązania są konieczne, bo na razie mamy chałupnictwo.
Mówi Pani o zdalnym nauczaniu?
– Pewnie, że nikt nie wymyślił nic lepszego niż to, co mamy, i każdy z nas sobie radził jak mógł, także nauczyciele, przed którymi chylę czoło. Starali się to skleić, jak tylko się dało, własnym sprzętem, własnymi środkami finansowymi, ale przecież na dłuższą metę tak nie może być. Oni też mają swoje rodziny, nie można oczekiwać, że sami wypełnią lukę i braki decyzyjne.
Istnieje prawdopodobieństwo, że od września nauka zdalna będzie kontynuowana.
– Chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że czuć się bezpiecznie nie możemy. Dokładnie 100 lat temu była hiszpanka. Trwała trzy lata. A tu zamiast zastanawiania się nad rozwiązaniami w edukacji, słyszymy jedynie informacje, że można lecieć na wakacje do Grecji? A ludzie ciągle umierają z powodu koronawirusa, i to ludzie w sile wieku. Obawy nie są bezpodstawne. Być może dla naszego bezpieczeństwa znowu trzeba będzie pozostać w domu, a wtedy…
Wtedy?
– Warto mieć gotowy oręż, żeby jakoś sobie z tym uczeniem sensowniej radzić.
(…)
Wymyślenie rozwiązania systemowego dla zdalnego nauczania może się okazać niemożliwe, jeśli uczniowie i nauczyciele nie będą mieli odpowiedniego komputera i internetu.
– W domach najczęściej mamy rzęchy, komputery bez żadnych fajerwerków z podstawowym oprogramowaniem i kamerką, która zrywa połączenie zawsze wtedy, kiedy jest najbardziej potrzebna. Tak to wygląda. Kiedy zaczęła się pandemia, popyt na kamery wzrósł jak nigdy dotychczas. Ja też szukałam nowej. I okazało się, że ceny tego narzędzia wzrosły dwukrotnie. Ktoś wyczuł koniunkturę. Kogo stać na kamerę za 400 zł? Nauczyciele są w trudnej sytuacji. My, wykładowcy akademiccy, mieliśmy mnóstwo takich możliwości, żeby trochę się podszkolić. Uruchamiano nam webinaria, pokazywano, jak uruchomić Teamsa itp. Obowiązek to nie był, dlatego jedni nauczyli się lepiej, inni gorzej. Tyle że jeśli ktoś ma w domu słabą sieć internetową, to takie szkolenia na niewiele się zdadzą. Wideokonferencji sobie nie zrobi.
Od czego zacząć, kto powinien zabrać się do tej zmiany? Czy należy czekać na ruchy oddolne, czy na decyzję odgórną?
– Postuluję, żeby zrobiono to odgórnie. Trzeba nadać temu wszystkiemu kształt, począwszy od początku kształcenia. Musimy zebrać ekspertów, żeby wskazać narzędzia, które będą dedykowane nauce zdalnej, żebyśmy uczyli też posługiwania się tymi narzędziami, żebyśmy tę wiedzę dostarczali nauczycielom. To jest jedna strona. Druga to kwestia zabezpieczenia sprzętu. Nie tylko samych nauczycieli, ale też dziecka, zwłaszcza jeśli jest z rodziny dotkniętej ubóstwem czy niewydolnej wychowawczo.
(…)
To jest fragment rozmowy opublikowanej w Głosie Nauczycielskim nr 25-26 z 17-24 czerwca br. Całość w wydaniu drukowanym GN i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)
Fot. Archiwum prywatne