Prof. Krzysztof Simon dla Głosu: Zabezpieczenie nauczycieli powinno być priorytetem. Mówiłem o tym od dawna

Od dawna mówiłem, że nauczyciele są jedną z tych grup zawodowych, którą trzeba solidnie zabezpieczyć. Dotyczy to także dzieci z istotnymi chorobami. 20 proc. z nich jest narażonych, z czego w przypadku 5 proc. przebieg może być krytyczny. Zabezpieczenie nauczycieli powinno być priorytetem, m.in. ze względu na ryzyko wynikające z wysokiej średniej wiekowej. A więc przydałyby się lepsze maski typu FP2 czy FP3. Każdy z nich powinien mieć ich kilka do dyspozycji oraz systematycznie je wymieniać. Sam się narażam jako lekarz i nauczyciel akademicki, więc innej maski nie używam.

Z prof. Krzysztofem Simonem, dolnośląskim konsultantem wojewódzkim ds. chorób zakaźnych, kierownikiem Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii wrocławskiego Uniwersytetu Medycznego oraz ordynatorem Oddziału Chorób Zakaźnych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Czy ogłoszenie Polski czerwoną strefą dopiero od soboty nie było zbyt późną decyzją?

– Cztery tygodnie temu mówiło się, że będzie maksimum 3 tys. przypadków zakażeń dziennie, a ja, ale też inni specjaliści, mówiliśmy, że za chwilę cała Polska będzie czerwoną strefą. Wtedy usłyszałem w odpowiedzi: „Co Pan Profesor mówi”. I co? Walka z epidemią powinna być najważniejszym zadaniem rządu, ale po aktualnych wydarzeniach pojawiają się wątpliwości.

Apeluję, aby w tej chwili nie skupiać się na innych rzeczach niż pandemia. Ten skok zakażeń i zgonów przewidywaliśmy już od początku. Mówiliśmy przecież, że jesienią będzie ciężko, że może dojść do nakładania się koronawirusa z rinowirusami, wirusami grypy i paragrypy itd. Pierwsze przypadki już są.

Ma Pan pretensje do polityków, że latem namawiali do luzowania restrykcyjnych zachowań?

– Najbardziej mnie oburza funkcjonowanie Ministerstwa Zdrowia pod władzą poprzedniego ministra, które przez cztery miesiące problem lekceważyło. Ja się pytam, co robiono przez ten czas. Przecież pracujący tam ludzie brali pieniądze za nadzór nad epidemią, za podejmowanie decyzji. Nowy minister działa o wiele bardziej racjonalnie i zgodnie z aktualną wiedzą. W całości popieram jego działania, ale jest już zbyt późno, żeby załatać te skandaliczne niedociągnięcia. Kolejna sprawa to postawa części społeczeństwa, które lekceważy obostrzenia. Nie kryję się z tym, że byłem współautorem większości tych restrykcji z początku lockdownu, ale byłem też absolutnym przeciwnikiem tak szybkiego, radykalnego poluzowania obostrzeń w trakcie wakacji. To było nieuzasadnione, co niewątpliwie wiązało się z forsowaniem na siłę wyborów prezydenckich. Do tego jeszcze wesela, msze, pogrzeby – kto to widział, żeby pozwolić na udział tylu ludzi na imprezie okolicznościowej w czasie pandemii.

Otwarcie szkół miało jakiś wpływ na wzrost liczby zakażeń? Bo słyszy się różne zdania w tej kwestii.

– Nie ma żadnych pewnych danych, żeby szkoły stanowiły główne źródło zakażenia. Nikt nie kwestionuje, że uczniowie się zakażają, ale to nie jest taka skala, jakby się wydawało. Dzieci i młodzież się zakażają, ale zwykle są bezobjawowi. Jak ktoś nie kaszle, nie pluje, to szansa przeniesienia zakażenia jest niewielka, a jeśli już, to raczej na bliskich w domu niż w szkole.

Oczywiście szkoły odgrywają jakąś rolę w rozprzestrzenianiu wirusa, to nie ulega wątpliwości, ale dzieci muszą chodzić do szkoły. Dlatego dyrektorzy szkół powinni mieć w tej kwestii więcej do powiedzenia, to oni powinni decydować.

(…)

Kilku nauczycieli zmarło z powodu COVID-19, a nie wiemy, czy nie było więcej zgonów. Czy bawełniana maska i przyłbica to nie za mało?

– Od dawna mówiłem, że nauczyciele są jedną z tych grup zawodowych, którą trzeba solidnie zabezpieczyć. Dotyczy to także dzieci z istotnymi chorobami. 20 proc. z nich jest narażonych, z czego w przypadku 5 proc. przebieg może być krytyczny. Zabezpieczenie nauczycieli powinno być priorytetem, m.in. ze względu na ryzyko wynikające z wysokiej średniej wiekowej. A więc przydałyby się lepsze maski typu FP2 czy FP3. Każdy z nich powinien mieć ich kilka do dyspozycji oraz systematycznie je wymieniać. Sam się narażam jako lekarz i nauczyciel akademicki, więc innej maski nie używam.

Nauczyciele mówią, że ich nie stać na ciągłe kupowanie masek.

– Od tego jest państwo. Skoro mają pracować, a muszą, bo inaczej padnie nam gospodarka, to należy im zapewnić dobre maski. Mieliśmy cztery miesiące względnej stabilizacji zachorowań – dlaczego tego nie zrobiono w tym czasie?

Niestety, zapomniano, że trzeba zainwestować, jak chce się żyć, a teraz w szpitalach i klinikach nie ma już miejsca dla kolejnych chorych na Covid-19.

Jaka wygląda sytuacja w szpitalach? Doniesienia mediów są przerażające.

– Katastrofalna. Na dzień dzisiejszym przegraliśmy wojnę z covidem, a przecież pacjenci chorują też na inne choroby.

Już można ogłosić przegraną?

– Można. Jeśli restrykcje nie podziałają, to już mówiłem, ile będzie zgonów. (…)

(…)

Co się stanie, jeśli liczba zakażeń będzie rosła w takim tempie i trzeba będzie całkowicie wygasić oświatę stacjonarną?

– Nie można tego zrobić. Jeśli to spowolnienie dwu-, trzytygodniowe w szkołach nie wypali, a rodzice nie będą mogli pójść do pracy, to będziemy jeść ziemniaki.

Dziękuję za rozmowę.

***

To jest tylko fragment wywiadu opublikowanego w Głosie Nauczycielskim nr 44-45 z 28 października-4 listopada br. Całość – w wydaniu drukowanym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)

Fot. Archiwum prywatne