Prof. Robert Flisiak: Wpuszczenie dzieci do szkół wywołało dwie fale. Niestety, to był błąd. Dlatego musimy być ostrożni

Moje stanowisko jest takie, że dalsze luzowanie obostrzeń, w tym tych dotyczących szkół, należy uzależniać od sytuacji lokalnej. Kiedy powiat będzie „zielony”, a liczba zidentyfikowanych zakażeń poniżej 10 na 100 tys. mieszkańców dziennie, można będzie puścić klasy I-III do szkoły i pilnie obserwować sytuację przez tydzień lub dwa.

Z prof. Robertem Flisiakiem*, prezesem Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Jaką mamy sytuację epidemiologiczną w kraju? Chociaż spada liczba zakażeń, to dane dotyczące zgonów nadal są zatrważające.

– Codzienne wskazania liczby zgonów lokują nas w czołówce krajów. Ale musimy spojrzeć na całą pandemię. Istotną kwestią są testy. Tutaj arytmetyka jest prosta. Jeśli należymy do krajów o bardzo niskiej liczbie wykonywanych testów, to bez wątpienia rzutuje to na liczbę wykrywanych przypadków zakażeń. Jeżeli więc liczbę zgonów odnosimy do liczby zidentyfikowanych przypadków, których jest mniej, bo mniej testujemy niż w innych krajach, to wychodzi nam wyższa śmiertelność. Uważam, że w naszym przypadku nie można liczyć śmiertelności na podstawie liczby przypadków, tylko w przeliczeniu na milion ludności, jednak to i tak jest niezgodne z definicją śmiertelności w ujęciu epidemiologicznym, bo śmiertelność to liczba zgonów dzielona przez liczbę zachorowań. Niestety, od początku pandemii nie liczymy zachorowań, tylko przypadki dodatnie zidentyfikowane testami genetycznymi lub antygenowymi, co często nie wiąże się z objawową chorobą. Mówienie więc o bardzo wysokiej śmiertelności w ogóle nie jest uzasadnione.

To jaką mamy sytuację? Mamy szczyt trzeciej fali?

– Mamy sytuację pewnej równowagi z tendencją spadkową liczby zakażeń identyfikowanych, co dopiero z opóźnieniem może dać efekt w postaci zmniejszenia liczby zajętych łóżek szpitalnych i zgonów. Pewien wpływ świąt już widać w opóźnieniu tendencji spadkowych.

Czy w takim razie decyzja o otwarciu żłobków i przedszkoli była słuszna?

– Na posiedzeniu rządowej rady medycznej ds. COVID-19 nie mieliśmy wątpliwości, jaką decyzję podjąć. Tak naprawdę dużo więcej wątpliwości było wcześniej, gdy wprowadzono to ograniczenie. Wtedy większość członków rady medycznej rekomendowała, żeby nie zamykać żłobków i przedszkoli. Rząd podjął inną decyzję. Dlatego obecnie byliśmy za tym, żeby zluzować te placówki. Moje stanowisko jest takie, że dalsze luzowanie obostrzeń, w tym tych dotyczących szkół, należy uzależniać od sytuacji lokalnej. Kiedy powiat będzie „zielony”, a liczba zidentyfikowanych zakażeń poniżej 10 na 100 tys. mieszkańców dziennie, można będzie puścić klasy I-III do szkoły i pilnie obserwować sytuację przez tydzień lub dwa.

Takie rozwiązanie jak zregionalizowanie otwierania szkół w zależności od liczby zakażeń, nie zostanie dobrze przyjęte. Spotkacie się z zarzutami, że wykluczacie z edukacji jedynych, a innym pozwalacie chodzić do szkoły.

– Zawsze będą jakieś zarzuty. Z tego powodu w styczniu popełniono błąd, puszczając do szkół dzieci w całej Polsce.

Kto popełnił błąd? Rząd?

– Tak, bo argumentacja ministra zdrowia Adama Niedzielskiego wtedy była taka, że to będzie nieuczciwe, będą protesty, bo jedni uznają, że są gorzej traktowani niż inni. Gdybyśmy w styczniu wpuścili uczniów do szkół, ale tylko w województwach świętokrzyskim, śląskim i małopolskim, kiedy te regiony były „zielone”, to w tej chwili to wszystko mogłoby wyglądać inaczej.

Nie byłoby gorzej? Sytuacja w województwie śląskim jest trudna.

– Zapewne w tych trzech województwach doszłoby do tego, do czego i tak doszło, ale nie byłoby takiego wzrostu na Warmii i Mazurach, Pomorzu, w Wielkopolsce, na Mazowszu. Skala zachorowań w całej Polsce w fali wiosennej byłaby niższa, bo bylibyśmy mądrzejsi o wiedzę z obserwacji pilotażowej regionów „zielonych”. Tu popełniono błąd. Regionalizacja obostrzeń ma swoje walory. Pokazuje pewne cele dla społeczeństwa i wyjaśnia zasady tworzenia obostrzeń oraz ich luzowania. Uważam, że nie ma wątpliwości co do tego, czy puszczenie dzieci do szkół spowodowało wzrost liczby zachorowań. Niestety, fala jesienna i wiosenna zostały zainicjowane przez takie decyzje. W tej chwili mamy inną sytuację, bo są i szczepienia, i znacznie więcej ludzi uodporniło się w sposób naturalny, więc ryzyko kolejnej fali o takich rozmiarach może być mniejsze.

(…)

Matury tuż-tuż. Czy można powiedzieć, że nauczyciel zaszczepiony jedną dawką jest chroniony?

– Jakaś ochrona jest, ale nie można powiedzieć, że jest pełna. U każdego też może być inna. My obserwujemy zachorowania po szczepieniach, ale są to z reguły zachorowania łagodniejsze i stosunkowo rzadkie. Jeżeli zdarzają się, to u osób w podeszłym wieku, schorowanych. Nie można powiedzieć, że szczepionka daje całkowitą pewność, że nic się nie wydarzy. Żadna szczepionka ani lek nie dają stuprocentowej gwarancji.

Czy te zachorowania po szczepieniach dotyczą reinfekcji?

– Są to zwykle pierwsze zachorowania. Zachorowanie po szczepieniu wiąże się z tym, że skuteczność szczepionki nigdy nie sięga 100 proc. Powiedzmy, że ktoś nabył jakąś odporność po szczepieniu i trafił na źródło zakażenia o bardzo dużej intensywności. Taki kontakt może, niestety, przełamać stworzone bariery immunologiczne. Przy populacji uodpornionej w wysokim odsetku ryzyko takiego kontaktu będzie rzadkością. Trudno będzie wtedy zetknąć źródło o wysokiej intensywności z wrażliwym organizmem o osłabionej odporności.

Co może być takim źródłem o dużej intensywności. Szkoła?

– Mówimy o indywidualnym człowieku, nosicielu. Pamiętajmy, że wirus najintensywniej się namnaża w organizmie człowieka przed wystąpieniem objawów. Przyczyną skali pandemii COVID-19, w przeciwieństwie do innych chorób zakaźnych, jest to, że najwyższa zakaźność pojawia się przed wystąpieniem objawów, zanim jesteśmy w stanie zidentyfikować chorego. Wtedy jest najwięcej wirusa. Bo jak osoba chora kaszle i kicha, to już sama  zachowuje ostrożność, ale też inni wokół niej.

(…)

Mówi się, że dzieci się uodporniają w sposób naturalny. Jak to jest?

– I nawet wydaje się, że większość dzieci jest już uodporniona w sposób naturalny. Ale przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego decyzja w kierunku ewentualnych szczepień może się okazać bardzo ważnym elementem walki z pandemią. Nie wiemy przecież, jak zachowa się wirus w kolejnych miesiącach. Niezależnie od wszystkiego o wiele ważniejsze – przed nowym rokiem szkolnym – będzie zaszczepienie osób dorosłych, seniorów i osób z chorobami przewlekłymi. To odblokuje system opieki zdrowotnej. Wirus nie zniknie, ale chodzi o to, żeby powodował chorobę o łagodnym przebiegu. Na szczęście, dostępność szczepionek jest coraz większa, ale obawiam czegoś innego. Boję się, że jak zaszczepimy chętnych, liczba zachorowań spadnie, a potem przyjdzie lato, zachorowania będą sporadyczne i nie będziemy już straszeni tymi liczbami, to chęć do szczepienia się spadnie. A potem przyjdzie jesień…

I czwarta fala.

– Dlatego musimy być ostrożni przy otwieraniu szkół. Będę się upierał przy regionalizacji i stopniowym luzowaniu klas – od najmłodszych do najstarszych.

Na koniec temat gorący, czyli AstraZeneca. Przed wieloma nauczycielami druga dawka. Co im Pan powie?

– Przypadki zatorowo-zakrzepowe w przypadku szczepionek wektorowych są sporadyczne, to mniej niż jedno zdarzenie na 100 tys. szczepień. Jest ich na tyle mało, że utrudniają przeprowadzenie dokładnych analiz. Ale odpowiadając na pytanie: jesteśmy krajem o wysokim wskaźniku zakażeń, w związku z tym korzyści ze szczepień są nieporównywalnie większe niż ryzyko związane ze szczepieniami. Pamiętajmy, że zmiany zakrzepowo-zatorowe to jedno z dość częstych następstw samego COVID-19, wiodących do śmierci. Mam też inny argument. Nie znamy przypadków zakrzepicy po drugiej dawce u osób, które nie rozwinęły jej po pierwszej dawce. Co jest logiczne, ponieważ ich wystąpienie jest uwarunkowane w pewnym sensie genetycznie i immunologiczne. W walce z pandemią nie mamy alternatywnego narzędzia o tak dużej sile jak masowe szczepienia. Leki, które stosujemy, zostały zaadaptowane ze wskazań leczenia w innych chorobach i nie mają satysfakcjonującej nas skuteczności. Jedyną skuteczną ochroną są szczepionki, a te przeciw COVID-19 są najskuteczniejszymi i najbezpieczniejszymi, jakie medycyna kiedykolwiek wyprodukowała.

Dziękuję za rozmowę.

*Prof. Robert Flisiak jest kierownikiem Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku

***

Przedstawiamy fragment wywiadu opublikowanego w GN nr 16-17 z 21-28kwietnia br. Całość – w wydaniu papierowym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)

Fot. Archiwum prywatne

Nr 16-17/21-28 kwietnia 2021

Zapraszamy do głosowania w naszej ankiecie:

Nauczycielu, jak oceniasz decyzję o wprowadzeniu w 11 województwach nauki w systemie hybrydowym w klasach I-III?

Zobacz wyniki

Loading ... Loading ...

Dr Tomasz Dzieciątkowski: Koronawirus nie zna pojęcia moralności, zakaża każdego, niezależnie od płci, wyznania czy przekonań