Rzecznik rządu przyznał: Gdyby to dyrektorzy decydowali, zamkniętych byłoby kilkadziesiąt procent szkół

Czy rząd próbuje odgórnymi poleceniami maksymalnie ograniczyć liczbę szkół kształcących zdalnie lub hybrydowo, mimo ewidentnych wskazań epidemicznych? Takie pytanie można postawić po ostatnich wypowiedziach rzecznika rządu Piotra Muellera

Mueller był dziś rano gościem „Rozmowy Piaseckiego” w TVN24. W trakcie rozmowy padło pytanie o funkcjonowanie szkół w okresie gwałtownie wzrastającej liczby zakażeń koronawirusem.

Zarówno ZNP, jak i samorządowcy oraz dyrektorzy uważają, że tym ostatnim należy przyznać możliwość decydowania o przejściu danej placówki na kształcenie zdalne lub hybrydowe. Dziś bowiem wymagana jest zgoda sanepidu, który z kolei reaguje niechętnie i z dużym opóźnieniem. Wielu dyrektorów musi czekać na decyzję kilka dni, inni mają problemy z dodzwonieniem się do inspekcji.

ZNP: Domagamy się bezpiecznych warunków nauki i pracy w placówkach oświatowych

Trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystko to ma służyć bieżącemu interesowi politycznemu rządzących, którzy za wszelką cenę chcą przekonać społeczeństwo, że szkoły są wolne od koronawirusa. Według najnowszych danych hybrydowo lub zdalnie kształci 1085 proc. placówek spośród 43 tys. wszystkich.

Ponad tysiąc szkół kształci zdalnie lub hybrydowo

Rzecznik rządu potwierdził dziś w TVN24, że gdyby dyrektorom przyznano większą swobodę, to szkół i placówek, które zrezygnowałyby ze stacjonarnego kształcenia byłoby dużo więcej.

– Zakładam, że gdyby taka możliwość była, że to samodzielnie dyrektor szkoły decyduje o tym, to byśmy dzisiaj mówili o co najmniej kilkudziesięciu procentach zamkniętych placówek – ocenił Mueller.

– By może trzeba tak zrobić – zauważył prowadzący wywiad dziennikarz Konrad Piasecki, który przypomniał, że w Warszawie dyrektorzy szkół nie są w stanie dodzwonić się do sanepidu, by uzgodnić jakąkolwiek decyzję.

– Być może trzeba tak zrobić, ale o tym powinni decydować specjaliści epidemiolodzy, wirusolodzy, a nie samodzielnie dyrektorzy. – Ale tłumaczę panu, że dyrektorzy szkół nie są w stanie się z nimi skontaktować. Może więc uznać, że są to odpowiedzialni ludzie, którzy mają prawo podejmować takie decyzje – powtórzył red. Piasecki.

– Należy uznać, że takie decyzje powinni podejmować specjaliści z sanepidu czy wirusolodzy. Dlatego jest taka procedura – nie ustępował rzecznik rządu.

Mueller przyznał, że „patrząc na dane, które są globalne plus dane z Polski, faktycznie liczba osób, które zachorowały jest duża”.

(PS, GN)