Mówienie dziś, że „gdy zlikwidujemy Kartę, to będziemy lepiej zarabiać”, nie znajduje żadnego pokrycia w rzeczywistości. To tylko pobożne życzenie niektórych naiwnych…
Żaden związek nie może proponować likwidacji Karty Nauczyciela. My jej bronimy i będziemy bronić!
Ze Sławomirem Broniarzem, prezesem Związku Nauczycielstwa Polskiego, rozmawia Piotr Skura
Co ten nowy rok przyniesie nauczycielom, oświacie?
– Niepokój. I nie chodzi o to, że związkowcy zawsze powinni być czujni i pełni obaw. Niepokój wynika z powodów oczywistych – ostatnie wypowiedzi różnych osób związanych z edukacją nie napawają optymizmem.
Chodzi o słowa przewodniczącej sejmowej komisji edukacji Mirosławy Stachowiak-Różeckiej z PiS, że „nie warto umierać za Kartę Nauczyciela”?
– Mam też na myśli m.in. wywiad szefa oświatowej „Solidarności” Ryszarda Proksy, w którym wspomniał, że w zamian za podwyżki środowisko powinno podjąć rozmowy o pensum. W podobnym duchu wypowiada się szefowa sejmowej komisji edukacji, ale mówią o tym też osoby zapowiadające założenie jakiegoś nowego związku zawodowego nauczycieli.
Nasz niepokój powinien więc wynikać z tego, że w edukacyjnej przestrzeni pojawiają się głosy mówiące o tym, że warto rozważać wydłużenie czasu pracy nauczycieli przy tablicy, że mamy więcej pracować i od tego mają zależeć nasze płace. To bardzo krótkowzroczne myślenie.
Takie zmiany mają to do siebie, że w tabelce Excela i statystyce wszystko może się nawet ładnie zgadzać, ale przenosząc to na poziom konkretnej szkoły, pojawia się dramat. Jestem przekonany, że gdyby doszło do podwyższenia pensum, doprowadzi to do wojny o pracę. Nie rywalizacji, ale otwartej wojny o pracę. Dyskusji o pensum musi bowiem towarzyszyć świadomość, że po jego podwyższeniu wielu nauczycieli straci pracę.
Najpewniej pracę straci wtedy od kilkudziesięciu do ponad stu tysięcy.
– To statystyka. Tymczasem przeniesienie problemu na poziom przeciętnej szkoły, małych, wiejskich placówek, szkół podmiejskich, oznacza, że zwiększenie pensum o cztery-sześć godzin wywoła katastrofę. Wypowiedź przewodniczącej sejmowej komisji, że „nie warto umierać za Kartę”, wpisuje się zresztą w publicystyczny ton dyskusji o Karcie Nauczyciela, zwłaszcza wśród osób, które nigdy Karty nie czytały.
W ostatnich trzech dekadach taką publicystykę słyszeliśmy i czytaliśmy niemal codziennie. Tak jak Anglicy rozmawiają codziennie o pogodzie, tak niektórzy w Polsce nie mogą się powstrzymać bez regularnych narzekań na Kartę. Nie mając jednak pojęcia, czym Karta była i czym jest w tej chwili.
Niedługo politycy PiS zaczną powtarzać za byłą minister edukacji z PO, że „Karta przypomina grzyb na ścianie”.
– Politycy PiS są pilnymi uczniami minister Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Co chyba jednak nie dziwi. Zaskakuje coś innego. Jeżeli w takie słowa wpisuje się także grono osób, które brały udział w kwietniowym strajku i walce o godność zawodu nauczycielskiego, to muszę przyznać – świat staje na głowie. Jeżeli tacy ludzie mówią, że „nam nie zależy na Karcie, ale na pieniądzach”, to jesteśmy na najlepszej drodze do dezintegracji środowiska, rozbicia tego, co zdołaliśmy ocalić przez ostatnich 30 lat.
(…)
Co by Pan powiedział nauczycielowi, któremu się wydaje, że po zniesieniu Karty zacznie więcej zarabiać?
– Że przeżyłby duże rozczarowanie. Przecież to Karta zawiera mechanizmy pozwalające nauczycielowi nie tylko na osiąganie takiego, a nie innego wynagrodzenia zasadniczego, gwarantowanego przez MEN, ale także zapewnia mu średnie wynikające z awansu zawodowego. Mówienie dziś, że „gdy zlikwidujemy Kartę, to będziemy lepiej zarabiać”, nie znajduje żadnego pokrycia w rzeczywistości. Słowo „żadnego” należy wydrukować wielkimi literami i rozstrzeloną czcionką. To tylko pobożne życzenie niektórych naiwnych oraz pusta deklaracja osób, które dziś odpowiadają za oświatę.
(…)
Minister Piontkowski ogłasza za to start prac w ramach reaktywowanego Zespołu ds. statusu zawodowego pracowników oświaty. Spodziewa się Pan jakiegoś przełomu?
– Minister ruszył z pracami zespołu, bo pojawiła się presja ze strony „Solidarności”, która żali się, że rząd nie realizuje zobowiązań. To ciąg dalszy wspólnej gry „Solidarności” i MEN. Jedni drugim podrzucają role i kwestie. Nic dziwnego, bo „Solidarność” całkiem dobrze odgrywa wyznaczoną jej w przedstawieniu rolę. Minister rzuca tematy, a oni je podchwytują. Teraz usłyszeliśmy propozycje podniesienia pensum i likwidacji Karty.
Czy taką żabą do połknięcia okaże się temat nowego systemu awansu zawodowego i oceny pracy, o którym wspomina minister Piontkowski?
– Awans i ocena pracy stanowić mają element pewnego pakietu. Czekamy na pierwsze dni stycznia 2020 r. Minister ma przedstawić wtedy jakąś swoją wizję zmian. Proszę zwrócić uwagę, że obecny system awansu zawodowego motywuje setki tysięcy nauczycieli do podejmowania ogromnego wysiłku związanego z rozwojem warsztatu zawodowego. To ogromny kapitał intelektualny. Nie wiem, w jakim kierunku pan minister zamierza pójść. Czekam na propozycję.
ZNP ze swojej strony wystąpił z inicjatywą płacową – ustawy gwarantującej nauczycielom wynagrodzenie powiązane ze średnimi pensjami w gospodarce. (…)
Minister Piontkowski powiedział, że nie popiera projektu ZNP, aczkolwiek twierdzi, że chce, by pensje nauczyciele zbliżyły się do średniej w gospodarce.
– Minister nie musi popierać naszego projektu. Ma do tego prawo. Ale niech w tej sytuacji zaproponuje inne rozwiązanie gwarantujące, że pensja zasadnicza nauczyciela będzie zbliżona do średniego wynagrodzenia w gospodarce.
Żeby się nie okazało, że jedynym rozwiązaniem, które może zaproponować pan minister, jest zwiększenie pensum do np. 24 godzin. Czyli nic nowego, bo pomysł ten słyszeliśmy od przedstawicieli rządu w czasie kwietniowego strajku. Przypomnę, że ZNP ten pomysł odrzucił, bo co on oznacza: popracujesz więcej, więcej zarobisz. Nie oznacza on podniesienia płac!
(…)
To jest fragment wywiadu z prezesem ZNP opublikowanego w Głosie Nauczycielskim nr 51/52 z 18-25 grudnia 2019 r. Całość – w GN i w wydaniu elektronicznym: ewydanie.glos.pl