Według prezesa ZNP Sławomira Broniarza, za decyzją ministra edukacji Przemysława Czarnka, by uczniowie klas I-IV szkoły podstawowej kształcili się w sposób stacjonarny, a nie zdalny, stają względy ekonomiczne, a nie epidemiologiczne
Prezes ZNP przyznał, że ze strony środowiska nauczycielskiego słychać skrajne opinie na temat decyzji MEiN o wprowadzeniu w szkołach od 27 stycznia br. do 27 lutego br. lockdownu. Dzieci w przedszkolach, a także uczniowie klas I-IV szkół podstawowych pracują stacjonarnie, natomiast uczniowie klas V-VIII podstawówek oraz uczniowie szkół ponadpodstawowych – zdalnie.
– Nauczyciele naprawdę są umęczeni zdalną edukacją – podkreślił Sławomir Broniarz.
– Nie rozumiemy sytuacji, dla której ta grupa, która jest akurat najbardziej podatna na zakażenia, wobec której trudno zachować dystans, odległość w pracy z dzieckiem, a także względy bezpieczeństwa, przychodzi do szkoły, a pozostali mają edukację zdalną – tłumaczył prezes Związku.
Jego zdaniem, po zakończeniu ferii zimowych sytuacja w szkołach znów może być bardzo trudna, a liczba zakażeń znacząco wzrośnie, przed czym ostrzegają też lekarze. – Jak mówią lekarze, dajmy sobie szansę, żeby po feriach można było przez kilka dni tak zorganizować pracę, żeby wirus mógł się wygasić. Ale decyzję w tej sprawie może podjąć minister edukacji – zastrzegł Sławomir Broniarz.
Jego zdaniem, minister edukacji nie będzie jednak skłonny „do tego rodzaju zachowań”. – Wiele decyzji ma niestety kontekst ekonomiczny, jak choćby ta, że uczniowie klas młodszych muszą chodzić do szkoły – podkreślił prezes Związku.
Dzięki decyzji o nauce stacjonarnej uczniów klas I-IV, Zakład Ubezpieczeń Społecznych nie musi wypłacać rodzicom najmłodszych uczniów dodatków opiekuńczych przysługujących w okresie, gdy nie mogą one pójść do szkoły.
(PS, GN)