Kiedy dzieci, zwłaszcza dziewczynki, zaczynają dojrzewać, powinniśmy organizować lekcje w oddzielnych grupach. Najpóźniej od klasy piątej. Dlaczego to takie ważne? Znaczenie ma kwestia wstydliwości powiązana z dojrzewaniem. To stąd bierze się niechęć do sportu, unikanie zajęć, zwolnienia z lekcji i często słabe wyniki w testach sprawnościowych, także tych, o których była mowa.
Z Karoliną Godlewską-Kocielą, nauczycielką wychowania fizycznego i trenerką rugby tag w Szkole Podstawowej nr 3 w Białymstoku, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Podobno łatwiej przebiec 20 km niż zrozumieć podstawę programową z wychowania fizycznego. Zgadza się Pani?
– (śmiech) Pytanie, czy jesteśmy długodystansowcami, czy nie.
To słowa ministra sportu, które padły podczas połączonej konferencji prasowej MEN i MSiT poświęconej podsumowaniu ogólnopolskiego testu sprawnościowego. Nie dość, że uczniowie wypadli słabo, to jeszcze we wnioskach stwierdzono, że ich kompetencje ruchowe maleją wraz z dorastaniem. Wskazano, że konieczne jest napisanie podstawy programowej do WF od nowa, i to jak najszybciej.
– Przebiegnięcie 20 km to jest wyczyn… Ale przejdźmy do podstawy programowej. Problemem jest nie tyle jej zrozumienie, ile realizacja w praktyce szkolnej. W tym sensie to również może być nie lada wyczynem. Minister sportu ma więc trochę racji.
Jeśli chodzi o lekcje wychowania fizycznego, to na pewno sporo trzeba zmienić. Większość nauczycieli tak uważa.
Co Pani by zmieniła?
– Jestem nauczycielką z 10-letnim stażem pracy w szkole i widzę, że zmiany w podstawie programowej są potrzebne. Trzeba zmienić spojrzenie, zebrać ekspertów, napisać ją od nowa, ale to nie wystarczy. Konieczna będzie kategoryczna korekta w kwestii możliwości łączenia ćwiczeń dziewcząt i chłopców. Dziewczynki i chłopcy powinni ćwiczyć osobno. I nie chodzi wcale o to, że my, nauczyciele, jesteśmy przeciwnikami koedukacyjnych zajęć – w tym przypadku chodzi wyłącznie o to, żeby nie zniechęcać.
Oczywiście wiem, że w niektórych szkołach organizuje się oddzielnie lekcje WF dla dziewcząt i chłopców, ale to powinno być standardem. Dlatego potrzebny jest odpowiedni zapis w podstawie programowej.
Od kiedy zajęcia nie powinny być łączone?
– W klasach I-III można realizować zajęcia dla wszystkich bez względu na płeć, ale kiedy dzieci, zwłaszcza dziewczynki, zaczynają dojrzewać, powinniśmy organizować lekcje w oddzielnych grupach. Najpóźniej od klasy piątej. Dlaczego to takie ważne? Znaczenie ma kwestia wstydliwości powiązana z dojrzewaniem. To stąd bierze się niechęć do sportu, unikanie zajęć, zwolnienia z lekcji i często słabe wyniki w testach sprawnościowych, także tych, o których była mowa. Powtórzę: konieczna jest zmiana obowiązujących przepisów, które mówią, że podział na grupy jest zależny od liczebności klasy, a nie płci bądź innych czynników. Jeśli mamy w klasie 26 uczniów, dopuszcza się wspólnie zajęcia.
Podział na grupy jest realny dopiero przy 27 uczniach. Moim zdaniem ten zapis – zdecydowanie mocniej niż źle napisana podstawa programowa – przeszkadza rozwojowi kompetencji na lekcjach wychowania fizycznego.
Bez zmiany tego zapisu żadne programy naprawcze niczego nie zmienią?
– Skądże. Dziwi mnie, że w tej całej dyskusji, jaka przetacza się przez nasz kraj, wcale się o tym nie mówi. Owszem, w wielu szkołach ten podział na grupy jest normą, ale nie wszędzie. Słyszymy jedynie, że dzieci nie chcą chodzić na te lekcje, że nauczyciele są temu winni, że zajęcia są mało atrakcyjne, że sprawność jest gorsza itp. itd. Nie dotyka się sedna problemu.
Uważa Pani, że to jest kwestia niewłaściwie postawionych pytań?
– Bez pytania o to, w jakich warunkach odbywają się lekcje WF, oraz bez analizy tego problemu pod kątem płci i podziału na grupy z uwzględnieniem wieku dojrzewania nie ma co roztrząsać tego tematu.
Na przeszkodzie takiej powszechnej zmianie mogą stać warunki lokalowe szkół, brak sal gimnastycznych itd.?
– Warunki lokalowe są problemem w wielu szkołach, ale można poszukać innych rozwiązań, skoro chcemy planować szkołę od nowa. Gdzieniegdzie jakimś rozwiązaniem będzie łączenie na lekcjach WF grup z klas równoległych, osobno chłopców i dziewcząt – oczywiście pod warunkiem, że takie klasy są. W małych szkołach takie rozwiązanie się nie sprawdzi, bo klas równoległych nie ma. Trzeba się też zastanowić, czy można łączyć klasy czwarte z piątymi z podziałem na chłopców i dziewczęta. Od czegoś trzeba zacząć.
Czy wśród uczniów i uczennic widać dezaprobatę dla wspólnych lekcji?
– Tak i odczytuję to wręcz jako zmuszanie dzieci do ćwiczenia razem, choć nie jest to wskazane ani chciane. W klasie piątej dziewczynki wyraźnie zaczynają dojrzewać, co wiąże się z dużymi zmianami fizycznymi i psychicznymi. Dla nich to jest ogromny kłopot, a muszą przedmiot zaliczyć, zdobyć ocenę.
Czy zdarza się, że dziewczynki nie ćwiczą, choć bardzo by tego chciały?
– Niektóre bardzo by chciały, ale bariera wstydu jest tak silna, że uniemożliwia im wyjście na salę gimnastyczną. One doskonale wiedzą, że dobra kondycja fizyczna jest ważna, ale obawa przed śmiesznością, wytykaniem palcami i hejtem bierze górę. Jeśli chodzi o lekcje WF, to mamy dużą dowolność prowadzenia lekcji. Są gry zespołowe, lekkoatletyka, basen i zajęcia w terenie. Tak naprawdę nas, nauczycieli, nic nie ogranicza, nawet jeśli w podstawie programowej są jakieś braki lub inne niedociągnięcia. Możemy uczyć podstaw każdego sportu, możemy uczyć bardzo wszechstronnie.
Nie uda się to, jeśli będziemy myśleli o sporcie jak o każdej innej lekcji. Nie może być tak, że od klasy IV do VIII chłopcy i dziewczęta ćwiczą razem. Nie dziwmy się potem, że nie mają żadnych osiągnięć sportowych, ich kondycja jest słaba, że najczęściej myślą tylko o tym, żeby ta lekcja jak najszybciej się skończyła.
(…)
Jest Pani również trenerką rugby, czy na zajęciach pozalekcyjnych zauważa Pani podobne obawy, stres przed ośmieszeniem?
– Na pierwszym treningu rugby tag – jest to bezkontaktowa odmiana tego sportu – zjawiło się 21 z 90 uczniów, ale to są głównie dzieci młodsze, do których została wysłana propozycja treningów. One mają ogromne wsparcie rodziców i jest w nich ogromna chęć, by udzielać się w sporcie, uczestniczyć w zajęciach ogólnorozwojowych. Ta odmiana polega na tym, że każdy gracz ma dwie taśmy przyczepione rzepami do bioder, które przeciwnik musi zerwać, żeby zatrzymać atak. Szkoła daje nam wiele możliwości, a my, nauczyciele wychowania fizycznego, korzystamy z każdej okazji, żeby organizować zajęcia dla sportów drużynowych i innych. Ja te zajęcia prowadzę od siedmiu lat. Nie unikamy żadnych możliwości, dopasowujemy programy do własnych uprawnień i potrzeb uczniów. Zajęcia rugby proponuję już nawet uczniom II klasy, a lekkoatletyczne realizuję od I klasy.
Wychwytuje Pani talenty?
– Jasne, że tak. Od razu widać te sreberka – jak sobie radzą, jaką mają koordynację ruchową i szybkość. Już po paru miesiącach ćwiczeń nawet dziecko z najmłodszych klas potrafi pięknie pokonywać płotki. Dlatego pomysł, by nauczyciel wychowania fizycznego wspierał nauczycielki edukacji wczesnoszkolnej w najmłodszych klasach I-III, uważam za rewelacyjny. Wuefista prowadzi lekcje inaczej, zwraca uwagę na poprawność wykonania ćwiczeń, wprowadza poprawne nazewnictwo, uczy zasad gry.
Czy miała Pani kiedyś takie poczucie, że uczy przedmiotu, który pod względem ważności stawia się na ostatnim miejscu?
– To poczucie mnie nie opuszcza, chociaż uczę w szkole, która przywiązuje ogromną wagę do zajęć sportowych. Społeczeństwo jest jednak innego zdania. Dlatego musimy pokazać, że wuefu nie można traktować jak każdego innego przedmiotu, zebrać się jakoś i przemyśleć, co dalej. Na pewno dobrym rozwiązaniem będzie powiązanie go z edukacją zdrowotną, nowym przedmiotem, który ma pojawić się w szkołach w 2025 r. Może wypełni lukę w tematach związanych ze zdrowiem i dorastaniem, może nawet ta kwestia wstydliwości zostanie bardziej oswojona, bo nauczyciel WF to obecnie trochę psycholog, pedagog, terapeuta, a czasem nawet rodzic.
Tak na koniec. Egzekwuje Pani ćwiczenia od uczniów, którzy odmówili ich wykonania podczas lekcji?
– Po rozmowie z rodzicami zwykle proponuję rodzaj indywidualizacji zaliczania różnych sprawności. Umawiam się z uczniem lub uczennicą na przerwie, kiedy nikt ich nie obserwuje. Takich uczniów jest jednak coraz więcej, a ja mam coraz mniej czasu i coraz więcej obowiązków. Czasami jednak nie mam wyjścia, bo inaczej dziecko zniknie z lekcji na dobre. Zajęcia WF to teraz miejsce, gdzie można się zblamować, a dzieci bardzo szybko zaczynają się oceniać.
Dziękuję za rozmowę.
Przedstawiamy obszerne fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 39 z 25 września 2024 r. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym (e.glos.pl). Fot. Archiwum prywatne