Szymon Krawczyk, nauczyciel wos i historii: Brak jasnego przekazu w sprawie nowego przedmiotu budzi nieufność

Gdyby przy okazji prac nad podstawą nauczania przedmiotu „historia i teraźniejszość” mógł Pan coś zaproponować, to co by to było? Szymon Krawczyk: – Uświadamianie korzyści płynących z obecności w Unii Europejskiej. Jeżeli mamy zrezygnować z wiedzy o społeczeństwie jako dotychczasowego przedmiotu, który ma kształtować wiedzę obywatelską, to nie powinniśmy pomijać tak ważnego tematu.

Z Szymonem Krawczykiem, nauczycielem historii i wiedzy o społeczeństwie w XXX Liceum Ogólnokształcącym im. Jana Śniadeckiego w Warszawie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

We wrześniu 2022 r., kosztem m.in. godzin z wiedzy o społeczeństwie i niektórych treści nauczanych obecnie na lekcjach historii, miałby się pojawić w szkołach ponadpodstawowych nowy przedmiot –  historia i teraźniejszość. Jakie jest Pana nastawienie do tego pomysłu?

– Nic dziwnego, że pojawiają się komentarze –  hit czy kit. Nie chodzi jednak o to, że ja i inni nauczyciele jesteśmy do tego pomysłu z góry negatywnie nastawieni, bo próbuje się dzielić przedmioty, żeby wygospodarować miejsce dla kolejnego. Nie o to chodzi. Podchodzimy do tego pomysłu z wielką nieufnością, bo wszystko to, co planuje MEiN, wzbudza taką nieufność. To wynika z tego, że MEiN zazwyczaj ogłasza coś na forum publicznym, nie zwracając się do nas ani słowem. Nie mamy więc innej możliwości, jak się temu wszystkiemu wnikliwie przyglądać i komentować.

Ograniczając się do planów związanych z nowym przedmiotem – czego konkretnie dotyczy ta nieufność?

– Obecnie nieufność dotyczy niemal wszystkiego, co ministerstwo projektuje i planuje, jednak ograniczając się do tego konkretnego projektu, my, nauczyciele, chcielibyśmy wiedzieć kto układa nową podstawę programową. Nie mamy oficjalnych informacji, dzięki którym moglibyśmy się bliżej przyjrzeć ekspertom ministerstwa. Jedyne, co możemy, to śledzić przekazy w mediach albo szukać na własną rękę czegokolwiek w internecie. Wiemy, że są plany, wiemy, że skład zespołu ekspertów wywołuje kontrowersje, i to wszystko. Stąd bierze się ten cały brak zaufania. Z braku informacji.

Ministerstwo nie pozostawia miejsca na debatę w sprawie podstawy programowej nowego przedmiotu, nie organizuje konsultacji, a poznane do tej pory grono ekspertów podejrzewać można o jedną konkretną, wyraźnie określoną wizję historii, a nie o różne punkty widzenia.

Podobno tych ekspertów ma być więcej, ale czy zostaną wysłuchani? W sytuacji, gdy nie ma miejsca na dyskusję, można się spodziewać, że o wszystkim zdecydują przedstawiciele jednej opcji światopoglądowej. Nie wiadomo też, kosztem czego konkretnie ma powstać ten nowy przedmiot, skoro uczniom przecież godzin nie przybędzie.

Może to jest jedno z pytań, jakiego MEiN się właśnie obawia?

– My, nauczyciele, na pewno się obawiamy. Uczę głównie wiedzy o społeczeństwie, historia jest moim drugim przedmiotem pod względem liczby godzin. Jeśli to ma się odbyć kosztem przedmiotów, których uczymy, to znaczy, że nasza przyszłość również stoi pod znakiem zapytania, jest niepewna.

Pomijając już kwestie związane z brakiem informacji dla nauczycieli żywo zainteresowanych planami MEiN, czy pomysł może się w ogóle przyjąć?

– Takie pomysły już były, bo przecież sprawa nie jest nowa. Przypominam, że odpowiedzią na ten problem było wprowadzenie historii XX w. w pierwszej klasie liceum po gimnazjum. Naszym problemem zawsze było nadążanie z historią najnowszą, bo pod koniec edukacji w szkołach ponadpodstawowych brakowało czasu na jej realizację. To tak naprawdę przecież za sprawą nauczycieli historii sprawa była szeroko dyskutowana. Jednak reforma Anny Zalewskiej z 2017 r., likwidacja gimnazjów i powrót do ośmioletnich szkół podstawowych odwróciły poprzednie tendencje. I wydawało się, że temat nie będzie już podejmowany. Tymczasem znowu słyszymy, że ktoś zamierza coś zrobić, z naciskiem na „coś”.

Podejrzewa Pan, że skoro pomysł nie jest omawiany z nauczycielami, to jest to pomysł stricte polityczny, motywowany politycznie?

– Minister edukacji użył przecież takiego sformułowania, że trzeba pozyskać nieświadomych młodych ludzi. Co to znaczy, że młode pokolenia trzeba uświadomić? Kiedy tak mówi minister, to ja się od razu zastanawiam, kto i jak ma uświadamiać.

Chcę w tym miejscu tylko dodać, że nawet praca nad reformą z 2017 r. miała charakter bardziej otwarty, a zmiany programowe w latach 2007-2012 miały wręcz charakter środowiskowych konsultacji, prace nad nimi były otwarte dla nauczycieli. Jakaś dyskusja była.

Nie ma się więc co dziwić, że rodzą się podejrzenia, skoro w tym przypadku nikt nic nie wie.

„Jesteśmy gotowi, by odzyskiwać pokolenia nieświadomych młodych Polaków” –  to powiedział minister. Pan uważa, że to zdanie brzmi groźnie?

– Generalnie nie musielibyśmy wcale tego tak odczytywać, jednak właśnie to zdanie od razu wzbudza niepokój i obawy. Mnie zapala się czerwona lampka, bo śledzę wypowiedzi pana ministra. Znaków zapytania jest wiele. Obracanie znaczenia różnych słów, czasem krzywdzące stwierdzenia. Nie wiem, jak oddzielać to, co mówi jako minister i jako polityk. O ile w ogóle można.

Gdyby przy okazji prac nad podstawą nauczania przedmiotu „historia i teraźniejszość” mógł Pan coś zaproponować, to co by to było?

– Uświadamianie korzyści płynących z obecności w Unii Europejskiej. Jeżeli mamy zrezygnować z wiedzy o społeczeństwie jako dotychczasowego przedmiotu, który ma kształtować wiedzę obywatelską, to nie powinniśmy pomijać tak ważnego tematu. Warto byłoby wykorzystać na omawianie tych kwestii spory zestaw godzin. Warto o tym rozmawiać.

Czyli w ramach wiedzy o społeczeństwie o UE mówi się za mało?

– Podręcznikowa wiedza na ten temat jest ograniczona. Jednocześnie wyraźnie widać, że poparcie Polaków dla idei europejskiej i dla członkostwa w UE jest niezaprzeczalne. Na razie. Nie wiadomo, co będzie dalej. Generalnie tematyka unijna jest realizowana w programie WOS w trzeciej klasie, ma jednak wymiar bardziej instytucjonalny. Uczymy o instytucjach unijnych, tymczasem warto też rozmawiać o tym, czym jest UE i co niesie ze sobą przynależność do niej, z czym się wiąże. Chodzi również o to, by uczniowie mieli możliwość konfrontacji negatywnych opinii na temat członkostwa Polski w UE ze swoją wiedzą.

O czym jeszcze chciałby Pan rozmawiać z młodzieżą w ramach HiT-u?

– Jeśli cała ta zmiana miałaby się wydarzyć kosztem WOS, to rzeczywiście jest w ramach mojego przedmiotu sporo wątków i treści, które można byłoby przenieść i dodatkowo je uzupełnić, np. poprzez szersze potraktowanie kwestii otwartych granic.

Integracja europejska przecież to nie tylko finanse i ekonomia. To coś więcej. Młodzież o pewnych rzeczach nie wie, zwłaszcza o tych, które są dla niej oczywiste – jak strefa Schengen.

Cóż to takiego przejechać w dzisiejszych czasach przez Odrę. Normalna sprawa. Trzeba jednak o tym mówić, żeby uczniowie mogli świadomie decydować. To są oczywiście moje luźne rozważania, ale ten kierunek należałoby zachować. Tak uważam. Do tego, elementy wiedzy obywatelskiej, naszych podstawowych praw, świadomość pewnych zjawisk demokratycznych. Jeżeli już MEiN chce pozostać przy nazwie historia i teraźniejszość, to może należałoby też szeroko omawiać funkcjonowanie państwa w ramach systemu demokratycznego, wspominać o istniejących w Europie szarych strefach bezpieczeństwa, jaką jest np. Ukraina. Taki nowy przedmiot mógłby nam dać szerokie pole do pracy z uczniami.

(…)

Ile Pan ma lat doświadczenia pracy w szkole?

–  Prawie 18 lat. Gdybyśmy musieli teraz przedstawiać fakty historyczne zgodne z określonym światopoglądem, a sprzeczne ze stanem wiedzy, to zaznaczam, że nie miałem jeszcze takiej przygody. Pracę zaczynałem w III RP. Jak będzie dalej? Trudno oceniać, ale bez wątpienia wyczuwamy określone intencje. Są one sprzeczne z tym, co wielu z nas myśli.

Lekcje historii w XXI w. powinny uczyć krytycznego myślenia, analizy, dyskusji. Oczywiście nie zawsze nam to wychodzi, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że tak trzeba.

Zazwyczaj problem tkwi w podstawie programowej, podręcznikach, ogólnym podejściu do danego przedmiotu, ale też w nas samych, w nauczycielach. Uczymy w dużej mierze po staremu, korzystając ze sprawdzonych metod, rozumiemy jednak konieczność zmian.

Dziękuję za rozmowę.

 ***

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 45-46 z 10-17 listopada br. Wywiad ukazał się w wydaniu papierowym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)

Fot. Archiwum prywatne

Nr 45-46/10-17 listopada 2021