Tysiące nauczycieli w Polsce uczy dziś zdalnie lub hybrydowo – tak wynika z kontroli poselskiej przeprowadzonej w MEN przez posłankę KO i byłą minister edukacji Krystynę Szumilas. Okazało się, że rząd nie chce szczepić tej grupy zawodowej na grypę ani zapewnić jej testy na koronawirusa
Do tej pory ministerstwo edukacji codziennie podawało jedynie liczbę szkół i placówek oświatowych, które muszą prowadzić edukacji zdalną lub hybrydową. Według ostatnich danych, takich placówek jest 531.
Ministerstwo nie informowało jednak o nauczycielach i uczniach, którzy musieli przejść z nauczania stacjonarnego na kształcenie zdalne lub hybrydowe. Jak się okazuje, resort edukacji posiada takie dane, ale ich nie publikuje.
Jak się dowiedziała Krystyna Szumilas w efekcie kontroli poselskiej, obecnie w formie zdalnej lub hybrydowej kształci się ok. 50 tys. uczniów.
A co z nauczycielami?
* kształcenie na odległość realizuje 2 684 nauczycieli (ze szkół, które całkowicie zawiesiły działalność stacjonarną)
* kształcenie na odległość w ramach edukacji hybrydowej realizuje 4 222 nauczycieli
W sumie, prawie 7 tys. nauczycieli musi obecnie prowadzić kształcenie zdalne.
Niestety nie wiadomo, jaka część z nich przebywa na kwarantannie. Ministerstwo twierdzi, że takich danych nie ma. Tymczasem pisaliśmy już w „Głosie”, że przebywający na kwarantannie nauczyciele muszą się zmagać nie tylko ze swoją trudną sytuacją osobistą, problemami uczniów, ale generalnie z własnym statusem zawodowym. W przepisach dotyczących pracy nauczycieli w warunkach kwarantanny znajduje się bowiem luka, w efekcie czego nie wiadomo, czy takim pedagogom w ogóle wolno wykonywać czynności zawodowe. I czy nie zostaną za to ewentualnie ukarani przez ZUS.
– Kiedy się mówi, że przeszło 400 czy 500 szkół i placówek oświatowych kształci zdalnie i hybrydowo, a ok. 48 tys. normalnie, w sposób stacjonarny, to liczby te są korzystnym dla MEN sposobem przedstawienia danych epidemicznych. Jeżeli jednak zwrócimy uwagę na fakt, że w nauczaniu zdalnym i hybrydowym uczestniczy już 50 tys. uczniów, to mamy zupełnie inny obraz sytuacji. Kilkadziesiąt tysięcy dzieci i młodzieży w Polsce musi się uczyć w domu z powodu koronawirusa – oceniła Krystyna Szumilas. – Do tego dochodzi 7 tys. nauczycieli kształcących zdalnie. To duża liczba. Pamiętajmy, że muszą oni pracować w domu – dodała.
W czasie kontroli poselskiej padły też pytania o testy na koronawirusa dla pracowników szkół. Okazało się, że resort edukacji nie robi w tej sprawie zbyt wiele. – Zapytaliśmy w MEN, czy ministerstwo edukacji występowało na piśmie do Ministerstwa Zdrowia o testy na koronawirusa dla nauczycieli i pracowników niepedagogicznych. Otrzymaliśmy informację, że nie występowało. Nie było takiego pisma. Przedstawiciele MEN twierdzą jedynie, że rozmawiano na ten temat podczas zebrania międzyresortowego zespołu koordynacyjnego – relacjonowała w rozmowie z „Głosem” była minister edukacji.
Podobnie jest w sprawie szczepień na grypę, choć sezon grypowy właśnie się rozpoczął. – Zapytaliśmy ministerstwo edukacji także o szczepienia pracowników szkół na grypę. Usłyszeliśmy, że ministerstwo wystąpiło o szczepionki dla nauczycieli, ale otrzymało odpowiedź, że takie szczepionki w przypadku nauczycieli nie są konieczne i nie będzie puli szczepionek przeznaczonej wyłącznie dla tej grupy zawodowej. Obiecano, że w późniejszym terminie otrzymamy dokumenty na ten temat – podkreśliła Krystyna Szumilas.
– Jeśli chodzi o nauczycieli przewlekle chorych albo po przeszczepach, to jedynie w wytycznych dla szkół znalazł się punkt mówiący, że powinni oni unikać np. pełnienia dyżurów i by stosowali środki ochrony osobistej. MEN nie ma jednak pomysłów, jak konkretnie chronić takich nauczycieli – dodała.
Po wizycie w MEN i lekturze dokumentów można zresztą dojść do ciekawych wniosków. – Jeśli chodzi o sprawy związane z pandemią, to odniosłam wrażenie, że MEN przyjęło strategię „to nie my, to oni”. Czyli za wszystko, co dotyczy COVID-19, odpowiada sanepid i Ministerstwo Zdrowia. MEN unika wzięcia na siebie odpowiedzialności. Urzędnicy boją się występować z własnymi propozycjami tłumacząc, że nie są lekarzami, epidemiologami. Znają jednak specyfikę pracy szkoły – wyjaśniła posłanka KO.
– Urzędnicy pojmują rolę ministerstwa edukacji tylko jako współautorów wytycznych, ale nie czują się odpowiedzialni za monitorowanie sytuacji epidemicznej w szkołach, za wyszukiwanie ognisk choroby, za sprawdzanie, czy procedury działają. Nie widać, by ministerstwo chciało np. umożliwić przepełnionym szkołom wprowadzenie nauczania hybrydowego. MEN prezentuje twarde stanowisko, które moim zdaniem, zostało narzucone przez Ministerstwo Zdrowia. Urzędnicy MEN nie robią nic, by przekonać Ministerstwo Zdrowia, że do problemu warto podejść inaczej – dodała.
Ministerstwo edukacji zresztą nie dysponuje podstawowymi informacjami na temat sytuacji epidemicznej w szkołach. – Pytaliśmy o tempo podejmowania decyzji przez sanepid w sprawie przejścia szkół na edukację zdalną lub hybrydową, liczbę szkół, które składały takie wnioski i liczbę decyzji odmownych. MEN poinformowało, że nie ma takich danych – tłumaczyła Krystyna Szumilas.
– Chcemy drążyć temat uczniów z chorobami. Interesuje mnie, jak funkcjonują w systemie uczniowie np. po przeszczepach, z chorobami układu krążenia czy cukrzycą. Okazuje się, że zaświadczenie lekarza o konieczności wprowadzenia w przypadku danego ucznia edukacji zdalnej to za mało. Dyrektor nie może zlecić takiej formy kształcenia bez zgody sanepidu – zapewniła.
– Dowiedziałam się też, że spłynęło więcej niż w przeszłości wniosków o nauczanie indywidualne, ale MEN nie wie, jak dużo. Wiadomo natomiast, że wnioski te leżą w poradniach nierozpatrzone, choć mamy już październik. Ministerstwo twierdzi, że wnioski nie są rozpatrywane ze względu na złe zaświadczenia lekarskie. Jednak miesiąc nauki minął, pojawia się więc pytanie, co się dzieje z tymi uczniami? Czy chodzą oni do szkoły, czy nie? Na jakie ryzyko są narażeni? – zastanawiała się posłanka KO.
(PS, GN)