Dzisiaj, na dwa miesiące przed wyborami, powołanie pani Michałek na pełnomocnika ds. wspierania wychowawczej funkcji szkoły i placówki jest bezsensowne.
Z Urszulą Augustyn, posłanką PO, minister edukacji narodowej w gabinecie cieni Platformy, byłą sekretarz stanu w MEN, rozmawia Jarosław Karpiński
Sejmowe komisje: edukacji, nauki i młodzieży oraz samorządu terytorialnego i polityki regionalnej opowiedziały się za odrzuceniem projektu ustawy PO w sprawie rekompensat za strajk w oświacie. To chyba przesądza los projektu, który Pani przygotowała?
– Niestety, z powodu postawy posłów PiS szanse na przyjęcie tej ustawy są raczej mizerne. Tak wynika z arytmetyki sejmowej. PiS nie ukrywa, że chce odrzucić ten projekt już w pierwszym czytaniu i zapewne tak się stanie. Jest to tym bardziej smutne, że posłowie tej partii i przedstawiciele rządu generalnie podzielali postulaty płacowe strajkujących nauczycieli, nikt nie mówił, że podwyżki są niepotrzebne, a jedynie, że nie da się ich spełnić od razu. My przygotowaliśmy projekt w sprawie jednorazowych rekompensat dla strajkujących nauczycieli i innych pracowników oświaty, ponieważ – jak wiadomo – część z nich po potrąceniach dostała pensje w wysokości 600 zł. Te pieniądze musiały niektórym wystarczyć na cały miesiąc. Takie jednorazowe ustawy jak ten nasz projekt powinny być wyjątkiem, ale obecnie przyjęcie tej ustawy jest uzasadnione, ponieważ wszyscy wiemy, że sytuacja nauczycieli po strajku jest wyjątkowo dramatyczna. Uważam, że naszym moralnym obowiązkiem jest pomoc nauczycielom. Tym bardziej, że tylko niektóre samorządy wystąpiły ze specjalnymi uchwałami w sprawie rekompensat.
Premier Morawiecki powołał Iwonę Michałek na pełnomocnika ds. wspierania wychowawczej funkcji szkoły i placówki w randze sekretarza stanu w MEN. Pojawiły się od razu wątpliwości czy to stanowisko jest w ogóle potrzebne. Pani sprawowała w rządzie PO pokrewną funkcję pełnomocnika ds. bezpieczeństwa w szkołach. Czy ma Pani poczucie, że udało się Pani coś zmienić, coś poprawić w tych kwestiach?
– Mówimy o trochę różnych funkcjach. Ja sprawowałam funkcję wiceministra edukacji i pełnomocnika rządu ds. bezpieczeństwa w szkołach prawie przez rok. Przygotowałam i realizowałam program „Bezpieczna (szkoła) plus”, dotyczący także bezpieczeństwa cyfrowego, który był adresowany dla nauczycieli, uczniów i rodziców. Zajmowaliśmy się szerokim zakresem zagrożeń od bezpieczeństwa przeciwpożarowego ( powstały sale do ćwiczeń „Ognik”) po wypracowanie i przećwiczenie procedur zachowania w nietypowych sytuacjach zagrożenia. PiS nie kontynuuje tego programu, a szkoda. Dzisiaj, na dwa miesiące przed wyborami powołanie pani Michałek na pełnomocnika ds. wspierania wychowawczej funkcji szkoły i placówki jest bezsensowne. Chodzi zapewne o to, żeby partia Porozumienie Jarosława Gowina, do której należy pani Michałek uszczknęła dodatkowy kawałek z tortu władzy, a pani Michałek mogła sobie wpisać dodatkową funkcję do CV.
Żeby poprawić bezpieczeństwo w szkołach należałoby udzielić szerokiego wsparcia nauczycielom i uczniom, dać pieniądze na zatrudnienie większej liczby psychologów czy pedagogów. Tymczasem rząd idzie na skróty zalecając montowanie „skrzynek na donosy” oraz dodatkowych bramek przed wejściami. Czy w tym kierunku powinniśmy iść?
– Oczywiście, że nie o to chodzi i takie działania nie wystarczą. Skutecznym rozwiązaniem mogłoby być realizowanie w kolejnych szkołach w całej Polsce rozpoczętych przez nas programów, współpraca z organizacjami pozarządowymi, przygotowanie i przećwiczenie odpowiednich procedur na wypadek różnych zagrożeń, które pojawiają się w szkołach. My takie procedury wdrażaliśmy. To także cała paleta zagrożeń płynących z sieci. I dzieciom i dorosłym potrzebna jest wiedza i umiejętności. PiS oczywiście przez te dwa miesiące do wyborów nie zdoła wprowadzić żadnych konkretnych zmian, zatrudnić nowych pedagogów czy psychologów. Zresztą mamy przecież wakacje. Dla nich liczy teraz się tylko retoryka kampanijna.
Dziękuję za rozmowę.
Fot: Głos Nauczycielski