Projekt zmian w Karcie Nauczyciela, o którym rozmawiamy, konsumuje jedną czwartą postulatów podnoszonych przez ZNP. To jest ważny projekt i zawiera wiele ważnych zapisów, natomiast nie stanowi remedium na to, co się dzieje w edukacji. Najważniejsza jest poprawa warunków płacy i pracy nauczycieli, bo inaczej młodzi nie będą chcieli pracować w tym zawodzie. Mamy w tej chwili najwyższą średnią wieku w zawodzie nauczyciela w Europie, za nami jest tylko Portugalia.
Z Urszulą Woźniak, wiceprezes ZG ZNP, rozmawia Jarosław Karpiński
Do konsultacji publicznych trafił projekt MEN w sprawie zmian w Karcie Nauczyciela oraz niektórych innych ustaw. W uzasadnieniu napisano, że jest on odpowiedzią na postulaty zgłaszane m.in. przez stronę związkową podczas obrad Zespołu do spraw pragmatyki zawodowej nauczycieli. Na ile ten projekt realizuje postulaty zgłaszane przez ZNP?
– To oczywiście krok w dobrą stronę. Natomiast projekt jest obszerny i wymaga szczegółowej analizy. Widać, że przepisy, które nie generują kosztów dla budżetu państwa, wejdą w życie od 1 września, a te, które niosą za sobą konsekwencje finansowe, będę wchodziły w życie od 1 stycznia 2026 r. Ze wstępnej analizy wynika, że projekt realizuje zgłoszone przez nas postulaty, ale już widać, że częściowo. Tak na pół gwizdka. Widzimy bowiem pewne istotne braki.
Jakie?
– Na pewno należałoby zawrzeć w tych przepisach definicję nauczyciela początkującego, by odróżnić go od nauczyciela rozpoczynającego pracę w zawodzie. Bo tutaj jest istotna różnica, która może później rzutować na interpretację przepisów.
Tak samo jest z godzinami ponadwymiarowymi. Proponowany przepis jest dla nas niejasny i może podlegać różnym interpretacjom. Jeżeli chodzi o godziny ponadwymiarowe rozliczane w tygodniu, kiedy są święta albo rozpoczynają się zajęcia w środku tygodnia, nie mamy uwag. Tutaj został przeniesiony zapis z rozporządzenia ministra dla szkół resortowych, zgodnie z naszym postulatem.
Natomiast istotne dla nas jest, żeby było wiadomo, za które niezrealizowane godziny ponadwymiarowe nauczyciel będzie miał prawo do wynagrodzenia. Z zapisów projektu nie do końca to wynika. Chodzi o precyzję w tworzeniu prawa. Bo np. w przypadku nauczania indywidualnego, kiedy dziecko nie przyjdzie na lekcję, a nauczyciel jest gotowy do pracy, to powinien dostać wynagrodzenie, ale nie jest to jednoznacznie zapisane. Mamy przecież nie tylko nauczanie indywidualne, które wynika z orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego. Mamy też zindywidualizowane ścieżki kształcenia, które wynikają z opinii. Mamy szkoły muzyczne, w których nauczyciele prowadzą indywidualną naukę np. gry na skrzypcach. Trzeba to doprecyzować.
Czyli, jak to często bywa, diabeł tkwi w szczegółach. Jakie jeszcze uwagi ZNP ma do projektu MEN?
– Wiele przepisów wymaga doprecyzowania i będziemy to podnosić w naszej opinii do projektu ustawy. Nasze zdziwienie wzbudził np. casus odprawy emerytalnej. Nauczyciele mieliby – według nowych przepisów – sześciomiesięczną odprawę, tak jak to jest w przypadku pracowników samorządowych, i o to zabiegaliśmy. Ale równocześnie zapisano, że jeśli z nauczycielem zostałby rozwiązany stosunek pracy z art. 20 KN (przeniesienie w stan nieczynny np. w sytuacji likwidacji szkoły), to należałaby mu się tylko połowa odprawy za zwolnienie w przypadku zbiegu tych dwóch odpraw.
Nie było o tym nawet mowy na posiedzeniu grupy roboczej ds. emerytur nauczycieli. Była mowa o sześciomiesięcznej odprawie w przypadku zwolnienia. A jeżeli nauczyciel w czasie wypowiedzenia zdecydowałby się przejść na emeryturę, to otrzymywałby też odprawę emerytalną. A więc dostawałby dwie odprawy.
Różnicę będzie widać na koncie.
– Tak. Nauczyciele będą mogli za to otrzymać dwie odprawy, gdy pracują w kilku szkołach. Do tej pory mogli otrzymać jedną. To rozwiązanie jest więc akurat na plus. Jest to dla nas istotne, bo nauczyciele szczególnie na terenach wiejskich pracują często w dwóch, trzech, a nawet czterech szkołach.
Na co jeszcze zwróciła Pani uwagę?
– Jeżeli chodzi np. o zapisy w sprawie doraźnych zastępstw, zgodnie z którymi nie będzie można wysyłać na takie zastępstwa nauczycieli bibliotekarzy, specjalistów, jeżeli w tym czasie realizują swoje obowiązki, to jest tam pewna furtka. Otóż w szczególnych przypadkach można ich będzie wysłać na zastępstwo, ale trzeba im za to zapłacić. Natomiast oni muszą dodatkowo wykonać te swoje obowiązki po czasie pracy. I to jest w porządku.
Natomiast jest tam też inny zapis, który mówi, że na bezpłatne zastępstwo dyrektor będzie mógł wysłać nauczyciela, który w tym czasie nie będzie miał zajęć z klasą, bo np. klasa pojechała na wycieczkę, a nauczyciel został w szkole. Wtedy za czas pracy na zastępstwie nie dostawałby wynagrodzenia.
Oprócz tego uważamy, że w świetle głośnego orzeczenia Sądu Najwyższego w sprawie godzin nadliczbowych w tym projekcie powinny się znaleźć rozwiązania w duchu tego wyroku. Należy zatem wpisać do Karty Nauczyciela, że nauczyciele są wynagradzani za nadgodziny, tak jak wszystkie inne zawody.
Co z nagrodami jubileuszowymi? Nauczyciele czekają na podwyższenie tej za 40 lat pracy i wprowadzenie nagrody za 45 lat.
– Jest bardzo wiele pytań od nauczycieli na temat wyższych nagród za 40 lat pracy i tej nowej nagrody za 45 lat pracy. Proponowany przepis wskazuje, że nagrodę na nowych zasadach otrzymają nauczyciele, którzy nabędą prawo do „jubileuszówki” po 1 stycznia 2026 r. Dopiero wtedy zacznie obowiązywać ten przepis. Nie można więc ubiegać się o nagrodę wstecz. To ważna informacja dla wielu nauczycieli.
Przypomnijmy, że ten projekt nie uwzględnia innych ważnych postulatów środowiska. Nie ma tam np. mowy o likwidacji tzw. godzin czarnkowych, o podniesieniu minimalnej kwoty dodatków za wychowawstwo…
– Nie ma też, niestety, mowy o podniesieniu dodatku za trudne warunki pracy. Ale jeśli chodzi o tzw. godziny dostępności, to uważam, że absolutnie MEN powinno wycofać się z tego zapisu. Tym bardziej, że z postulatem likwidacji tych godzin zgadzają się też organy prowadzące oraz wielu rodziców.
Wracając jeszcze do postulatów zgłaszanych przez ZNP podczas prac grup roboczych – ten projekt nie odpowiada m.in. na oczekiwania w sprawie przywrócenia urlopów dla poratowania zdrowia w kontekście emerytury stażowej czy dotyczące postępowań dyscyplinarnych.
– Ujmę to tak – projekt zmian w Karcie Nauczyciela, o którym rozmawiamy, konsumuje jedną czwartą postulatów podnoszonych przez ZNP. To jest ważny projekt i zawiera wiele ważnych zapisów, natomiast nie stanowi remedium na to, co się dzieje w edukacji.
Najważniejsza jest poprawa warunków płacy i pracy nauczycieli, bo inaczej młodzi nie będą chcieli pracować w tym zawodzie. Mamy w tej chwili najwyższą średnią wieku w zawodzie nauczyciela w Europie, za nami jest tylko Portugalia.
Natomiast część naszych postulatów – np. w sprawie likwidacji spłaszczenia płac czy w sprawie dodatku za trudne warunki pracy – można uregulować w rozporządzeniach. Rozumiemy, że może nie wszystko musi być uregulowane w tym samym czasie, ale są sprawy ważne i ważniejsze.
Zwrócę uwagę np. na świadczenia kompensacyjne. W projekcie zmian w KN i innych ustawach jest mowa, ale wyłącznie o rozszerzeniu grupy uprawnionych, natomiast nie ma mowy o wydłużeniu obowiązywania kompensówek o 10 lat – do 2042 r., zgodnie z obietnicą premiera Donald Tuska złożoną podczas XLIII Krajowego Zjazdu Delegatów ZNP. Wystąpiliśmy niedawno do Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, ministry rodziny, pracy i polityki społecznej, z wnioskiem, aby resort przedstawił projekt zmian wydłużających działanie kompensówek.
Na koniec zmieńmy temat i porozmawiajmy o oczekiwaniach samorządów w sprawie tzw. uelastycznienia sieci szkół w związku z niżem demograficznym. Przy okazji jest mowa o planach zmniejszania wiejskich podstawówek tylko do klas I-III przy równoczesnym dowożeniu starszych dzieci do większych miejscowości. Co Pani o tym sądzi?
– Myślę, że wszystko zależy od tego, w jaki sposób zostałoby to ujęte w ramy prawa. Na pewno likwidacja szkół nie jest niczym dobrym. Ale kiedy mamy kilka albo kilkanaścioro dzieci w całej szkole, to powstaje problem, wszystko jest zaburzone. Sam pomysł, aby zrobić tak, jak to było przy gimnazjach, że jest dobrze wyposażona szkoła, w której uczą dobrzy nauczyciele, i uczniowie od czwartej lub piątej klasy są do niej dowożeni, a młodsze dzieci z klas I-III, a może I-IV – bo słyszałam o różnych koncepcjach – uczą się w małej, wiejskiej podstawówce, niekoniecznie jest złym pomysłem. To lepsze niż zamykanie wiejskich placówek.
Według mojej wiedzy samorządy chcą jednak, żeby funkcjonowała szkoła „matka” i jej mniejsze filie na wsiach. Zgodnie z tym pomysłem zarządzałby tą szkołą i jej np. sześcioma, siedmioma czy nawet ośmioma filiami jeden dyrektor. Pojawiają się więc pytania i wątpliwości. Dotyczą one m.in. braku nadzoru pedagogicznego, ale także zakresu odpowiedzialności. Tu widzę zagrożenia.
Wiem, że samorządy mają też takie pomysły, by łączyć biblioteki publiczne z bibliotekami szkolnymi, co też nam się nie podoba. Z tego, co mi wiadomo, resort kultury nie chce się na to zgodzić.
Podczas ostatniego spotkania komisji wspólnej rządu i samorządu rozmawiano m.in. o zmianach w zakresie limitów liczby uczniów w oddziałach, o zarządzaniu siecią szkół, dotowaniu szkół niesamorządowych, o tym, że brakuje środków na finansowanie zadań oświatowych. To ważne tematy. Dziwi mnie jednak, że samorządy nie potrafią policzyć, ile tych środków brakuje, i mówią że od 40 do 45 mld zł. Kwota 5 mld jednak robi różnicę. Z dużym zdziwieniem zareagowałam, jak minister finansów stwierdził, że oczywiście nie ma dodatkowych środków dla samorządów, ale uwaga, MEN będzie myślało nad takimi zmianami, które pozwolą samorządom zaoszczędzić środki.
Czyli jak zwykle oszczędzić na oświacie?
– Już się boję, co będzie. Te słowa mogą wywoływać niepokój.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad ukazał się w Głosie Nauczycielskim nr 13 z 31 marca br.
Fot. ZNP