Polska edukacja zmierza ku przepaści – ostrzegła wiceprezydent Warszawy. Powodem jest brak pieniędzy w samorządach na wypłatę podwyżek dla nauczycieli i zbyt niska subwencja oświatowa
We wrześniu nauczyciele mają otrzymać podwyżkę w wysokości 6 proc. Według ministra edukacji Dariusza Piontkowskiego, samorządy już od początku roku otrzymują na ten cel pieniądze w ramach podwyższonej subwencji oświatowej. Według samorządów, nie jest to prawdą, a subwencja jest dramatycznie zaniżona.
– Edukacja bez środków finansowych nie będzie funkcjonować. Funkcjonuje coraz gorzej, a przed nami kolejne czarne chmury – powiedziała Renata Kaznowska, wiceprezydent Warszawy.
Władze Warszawy cieszą się, że pensje nauczycieli wzrosną, ponieważ „podwyżki są potrzebne”. – Powiem więcej, podwyżki powinny być wyższe. Podwyżki są wyczekiwane. To dobra informacja. Ale pan minister zapowiedział, że nie ma już dodatkowych środków w budżecie, ponieważ pieniądze te ujął w subwencji oświatowej na początku roku – stwierdziła Renata Kaznowska.
To fatalna wiadomość. – Polska edukacja zmierza ku przepaści. Luka oświatowa, czyli kwota różnicy między subwencją a wydatkami oświatowymi, rośnie rok do roku. W 2019 r. luka w skali ogólnopolskiej wyniosła aż 26 mld zł. Na przestrzeni 5 lat samorządy musiały dopłacić kolejne 9 mld zł do utrzymania oświaty, zadania rządu – przypomniała wiceprezydent stolicy.
– Dlatego Unia Metropolii Polski wystosowała do rządu apel, w którym samorządy domagają się środków finansowych na planowane od 1 września podwyżki dla nauczycieli. Wspólnie mówimy: na podwyżki dla nauczycieli otrzymaliśmy 0 zł – dodała.
Warszawa na 2020 r. otrzymała subwencję wyższą o 214 mln zł. W tym czasie wydatki stolicy na oświatę urosły o jednak o 400 mln zł. Na początku roku Warszawa postanowiła obciąć m.in. remonty placówek oświatowych i zbiła deficyt do 300 mln zł.
Kaznowska przypomniała, że w ramach dodatkowych 214 mln zł Warszawa będzie musiała sfinansować m.in. większą o 12 tys. liczbę uczniów. Tylko to pochłonie 120 mln zł. Do tego dochodzą skutki finansowe ubiegłorocznej, wrześniowej podwyżki w wysokości 9,6 proc. To kolejne 100 mln zł. Natomiast podwyżka płacy minimalnej do 2600 zł brutto oznacza wydatki wyższe o 30 mln zł. Dotacje dla placówek niepublicznych poszły w górę o 60 mln zł, trzynastki i świadczenia socjalne – o 32 mln zł, podwyżki cen energii – 33 mln zł.
– To w sumie daje kwotę 375 mln zł. Niedoszacowanie subwencji na ten rok to kwota 165 mln zł – podsumowała wiceprezydent Warszawy.
Wrześniowa podwyżka dla nauczycieli kosztować ma miasto 30 mln zł w 2020 r. – Skutek podwyżek na przyszły rok to 90 mln zł. Oczekujemy i żądamy pieniędzy na podwyżki dla kadry nauczycielskiej od 1 września 2020 r. Nie dostaliśmy tych pieniędzy – stwierdziła wiceprezydent stolicy.
Jej zdaniem, pandemia obnażyła słabość obecnego systemu finansowania oświaty, który zakłada, że samorządy pokryją część kosztów funkcjonowania oświaty m.in. z podatków. Tymczasem w kwietniu br. Warszawa straciła 260 mln zł z podatku od osób fizycznych (PIT) i ponad 90 mln zł z mniejszych wpływów z podatku od osób prawnych (CIT).
Wiceprezydent Warszawy zaapelowała więc do ministra Piontkowskiego o „podwyżki dla nauczycieli z budżetu państwa” i zwiększenie subwencji oświatowej, a także o poważną debatę o polskiej oświaty i jej finansowaniu. – Mamy do czynienia z ekonomicznym demontażem oświaty w Polsce – oceniła Kaznowska. Jej zdaniem, to musi się odbić na poziomie nauczania i na uczniach.
– Mamy w Warszawie najlepszą oświatę w Polsce. Nie bierze to się jednak znikąd. Mamy zaangażowanych, oddanych nauczycieli i nauczycielki, którzy pracują z pasją, ale też za swoją pracę oczekują godnego wynagrodzenia. Podwyżki należą się nauczycielom i nauczycielkom, walczyli oni o znacznie wyższe podwyżki. Dodatkowo wypłaty tych podwyżek zostały przerzucone na samorząd – podkreśliła Dorota Łoboda, przewodnicząca Komisji Edukacji w Radzie Warszawy.
– Warszawa przyjmuje do swoich szkół, szczególnie szkół ponadpodstawowych, dzieci z całej Polski. Jesteśmy z tego dumni, bo to potwierdza jakość warszawskich szkół. Ale bez pieniędzy nie będzie dobrej szkoły. Rząd nie daje pieniędzy nam, ale warszawskim dzieciom, uczennicom i uczniom, którym należy się dobra szkoła, podobnie jak dzieciakom w całej Polsce – dodała.
W jej opinii, MEN przerzuca odpowiedzialność za oświatę na samorządy, dyrektorów oraz nauczycieli. Tak się stało w okresie wdrażania reformy Anny Zalewskiej i do dziś nic się nie zmieniło.
– Podczas edukacji zdalnej okazało się, że MEN nie jest za nic odpowiedzialne. Nie jest odpowiedzialne za platformę do kształcenia na odległość. Kiedy pan minister polecał platformę Librus, która w pierwszych dniach takiego kształcenia okazała się niewydolna, to ministerstwo powiedziało, że to nie jest ich odpowiedzialność, bo to firma prywatna. Gdy tysiące uczniów wypadły z systemu i nie wiadomo, co się z nimi dzieje, to pan minister „pochwalił się”, że nie zna skali zjawiska i oświadczył, że nie będzie chodził i szukał tych uczniów, bo zapewne są to dzieci, które nigdy nie garnęły się do nauki i niech ich teraz szukają dyrektorzy – wytknęła Dorota Łoboda.
– Po do nam ministerstwo, które nie bierze odpowiedzialności za edukację? – dodała.
(PS, GN)