Za tłok w rekrutacji do liceów odpowiadają m.in. rodzice? Tak sugeruje MEN

Wszyscy absolwenci gimnazjów i szkół podstawowych znajdą swoje miejsce w szkołach średnich – obiecał minister edukacji Dariusz Piontkowski. Jego zdaniem, za tłok w rekrutacji do liceów odpowiadają m.in. rodzice

Obecnie w całej Polsce trwa nabór tzw. podwójnego rocznika – absolwentów szkół podstawowych i gimnazjów (w sumie ok. 700 tys. osób) do szkół średnich. – Ponieważ ten temat ciągle powraca, postanowiliśmy po raz kolejny poprosić kuratorów, aby zebrali najbardziej aktualne informacje dotyczące liczby miejsc dla absolwentów szkół podstawowych i gimnazjów – poinformował dziś szef MEN. – Jesteśmy pewni, że ta sytuacja nie budzi wątpliwości, że rodzice mogą być pewni, że ich dzieci znajdą miejsce w szkołach średnich – dodał.

Jego zdaniem, za zamieszanie dotyczące z dużą liczbą uczniów ubiegających się o miejsca w upragnionych szkołach średnich odpowiedzialne są samorządy. – Pewne zaciemnienie tematu wynika być może z tego, że w niektórych dużych miastach samorządy zdecydowały się na ruch, który pozwala absolwentom szkół podstawowych oraz gimnazjów na złożenie dokumentów do kilku czy kilkunastu albo nawet większej liczby szkół – orzekł Piontkowski. – To powoduje, że w systemie ten sam uczeń pojawia się wielokrotnie. Co może sprawiać wrażenie, że liczba uczniów ubiegających się o miejsca w szkołach średnich jest zdecydowanie większa niż ta rzeczywista liczba absolwentów. Dlatego to może budzić pewien niepokój – dodał.

Za tłok w rekrutacji do liceów – zdaniem ministra Piontkowskiego – odpowiedzialni są też… rodzice. To według ministra problem „mentalności rodziców”, którzy nie chcą, by ich dzieci kształciły się w szkołach branżowych. Tymczasem to właśnie do szkół branżowych ma trafiać coraz więcej uczniów. – To dlatego zmienialiśmy ustawę o szkolnictwie zawodowym, to dlatego daliśmy szansę przedsiębiorcom, aby w większym stopniu wpływali na to, jak wygląda program nauczania, daliśmy im szansę, by mogli dofinansowywać klasy i nauczycieli zawodu, bo nie wszędzie udaje się ich znaleźć, ale nie da się z dnia na dzień zmienić mentalności rodziców i uczniów, to prawdopodobnie będzie dłuższy proces. Trzeba stopniowo pokazywać, że także wykształcenie zawodowe na poziomie szkoły średniej daje szansę na dobry zawód i dobrą pracę.

Szef MEN zapewnił też: – Wiemy, że liczba miejsc przygotowanych w szkołach, w klasach dla absolwentów szkół podstawowych i gimnazjów jest odpowiednia i ci uczniowie będą mieli miejsca do nauki w szkole średniej.

Według Piontkowskiego, uczniowie mogą się ubiegać o miejsca nie tylko w renomowanych szkołach w wielkich miastach, ale także w mniejszych miejscowościach i miastach powiatowych. – Dyrektorzy i nauczyciele wręcz czekają tam na to, aż przyjdzie większa liczba uczniów, bo to da większą szansę na utworzenie większej liczby oddziałów czy czasami wręcz utrzymanie danego liceum, które ma kilkudziesięcioletnią tradycję. W miastach powiatowych, a także tych mniejszych, niepowiatowych, jest duże oczekiwanie na większą liczbę absolwentów szkół podstawowych i gimnazjów – ocenił minister edukacji.

– Zawsze tak było, że duże miasta przyciągają uczniów z mniejszych i ten element zawsze był uwzględniany – stwierdził wiceminister edukacji Maciej Kopeć. W jego opinii, większe miasta powinny uwzględnić w swojej sieci szkół duże zainteresowanie kształceniem ze strony młodzieży z mniejszych ośrodków. Przypomniał, że szkoły średnie prowadzą oddzielną rekrutację dla absolwentów szkół podstawowych i oddzielną dla absolwentów gimnazjów.

W połowie listopada ub.r. ujawniliśmy w „Głosie”, że według planów MEN, absolwenci gimnazjów i szkół podstawowych z tzw. podwójnego rocznika w większej niż dotąd liczbie trafią do liceów w mniejszych miastach. Szkoły te dysponują bowiem wolnymi miejscami. Tak wynikało z przyjętego przez MEN rozporządzenia w sprawie sposobu podziału części oświatowej subwencji ogólnej dla jednostek samorządu terytorialnego w roku 2019. Resort edukacji uważał, że lekiem na problemy rodziców i młodzieży z podwójnego rocznika będzie skierowanie absolwentów do szkół w mniejszych miejscowościach i ośrodkach. Wprawdzie szkoły te nie cieszą się taką renomą jak placówki w dużych miastach, ale mają wolne miejsca.

W podziale subwencji na 2019 r. uwzględniono więc zwiększenie liczby uczniów szkół ponadgimnazjalnych i ponadpodstawowych dla dzieci i młodzieży w związku z likwidacją gimnazjów i tzw. podwójnym rocznikiem. Dlatego licea otrzymają o 6,81 proc. pieniędzy więcej, technika – o 13,4 proc., a szkoły branżowe I stopnia – o 9,2 proc. Ministerstwo założyło, że do liceów trafi 44,5 proc. absolwentów szkół podstawowych i gimnazjów, do techników – 40,5 proc., a do szkół branżowych I stopnia – 15 proc. „Ponadto zaproponowano w szkołach ponadgimnazjalnych i ponadpodstawowych w powiatach ziemskich zwiększenie liczby uczniów klas I o 10 proc. od 1 września 2019 r. Zakłada się, że w powiatach ziemskich nastąpi wyższy wzrost liczb uczniów klas I szkół ponadpodstawowych niż wynikający z rekrutacji dwóch roczników dzieci, związany z dysponowaniem przez te szkoły wolnymi miejscami” – czytamy w uzasadnieniu do rozporządzenia. Ministerstwo liczy, że to właśnie do szkół w mniejszych miastach trafi młodzież, dla której zabraknie miejsc w liceach w dużych ośrodkach.

Ministerstwo obliczyło też, że młodzież częściej będzie korzystać z internatów i burs (o 11 proc.), co też uwzględniono w podziale subwencji (6 tys. uczniów dodatkowo i 50 mln zł więcej).

W efekcie likwidacji gimnazjów kwota ok. 750 mln zł zostanie przesunięta z budżetów gmin do budżetów powiatów (prowadzących szkoły ponadpodstawowe i ponadgimnazjalne).

O miejsca w szkołach średnich rywalizuje w tym roku aż 727 170 uczniów, w tym 350 564 absolwentów ostatniego rocznika likwidowanych gimnazjów i 376 606 absolwentów ośmioletnich podstawówek. Według przedstawionych w grudniu ub.r. prognoz MEN, tylko do liceów trafi 45 proc. przyszłorocznych absolwentów, czyli 327 tys. uczniów. To prawie cały rocznik. Jeżeli absolwentowi nie uda się dostać do wymarzonego liceum, to będzie mógł złożyć papiery w technikum. Według MEN, taką opcję wybierze 40 proc. młodych ludzi z podwójnego rocznika (czyli ok. 290 tys. osób). 15 proc. (to jest – 109 tys.) ma natomiast znaleźć miejsce w szkole branżowej I stopnia.

Najwyższa Izba Kontroli uważa, że za bałagan przy rekrutacji tzw. podwójnego rocznika do szkół średnich odpowiada głównie ministerstwo edukacji na czele z byłą szefową MEN Anną Zalewską. Według przedstawionego niedawno raportu NIK, Zalewska nierzetelnie przygotowała i wprowadziła zmiany w systemie oświaty. Do dnia zakończenia kontroli NIK, czyli do stycznia 2019 r., “stopień zaawansowania przygotowania powiatów i szkół przez nie prowadzonych stwarzał ryzyko niezapewnienia absolwentom szkół podstawowych i gimnazjów pełnej oferty edukacyjnej w roku szkolnym 2019/2020″. Co trzeci powiat nie miał jeszcze oferty edukacyjnej dla kandydatów do klas I, a prawie co drugi powiat nie zadbał o odpowiednią kadrę nauczycielską potrzebną do kształcenia tzw. podwójnego rocznika”. W 19 proc. szkół, do których 1 września trafi podwójny rocznik i które będą uczyły według dwóch podstaw programowych, brakuje wyposażenia niezbędnego do realizacji przedmiotów obowiązkowych. 38 proc. szkół nie miało bazy lokalowej spełniającej wszystkie wymogi bezpieczeństwa i higieny.

Gdy Zalewska zapewniała w mediach, że szkoły są przygotowane na przyjęcie tzw. podwójnego rocznika, to w rzeczywistości sprawdziła dostępność sal dla uczniów jedynie w 13 proc. szkół średnich! W ogóle pominięto np. technika i szkoły branżowe I stopnia, a także placówki funkcjonujące w zespołach. A część danych, które otrzymała, były błędne.

Uczniowie jednocześnie nie będą mieli równych warunków ubiegania się o miejsca w szkołach średnich. Dlaczego? Kontrolerzy stwierdzili, że np. za opanowanie 50 proc. wymaganych treści uczniowie mogli uzyskać w różnych szkołach ocenę dopuszczającą, dostateczną lub dobrą. Tymczasem oceny na świadectwach – obok wyników egzaminów – są istotnym elementem podczas rekrutacji.

(PS, GN)