Mam nadzieję, że nauczyciele pójdą w zdecydowanej większości na wybory i poprzez swoje decyzje jako wyborcy powstrzymają to psucie prestiżu zawodu nauczyciela i degrengoladę w systemie edukacji. Tu nie chodzi wyłącznie o kwestie podniesienia wynagrodzeń nauczycieli, ale też konieczność wprowadzenia zmian w programach nauczania, podręcznikach, w treściach, które obecnie nie przystają do XXI w.
Z Alicją Defratyką, ekonomistką, autorką projektu ciekaweliczby.pl, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Trwa fala odejść nauczycieli ze szkół. Czy rząd sam stworzył problem w edukacji, nie podwyższając nauczycielom pensji na przyzwoitym poziomie?
– Tak, to jest wina wyłącznie obecnej ekipy rządzącej. To oni doprowadzili do takiego stanu poprzez bardzo niskie wynagrodzenia w strefie edukacji, które rosną jedynie w minimalnym zakresie i są obecnie na poziomie niewiele wyższym od płacy minimalnej.
Dotyczy to też nauki…
– Oczywiście. Ostatnio dużo mówimy o sytuacji nauczycieli w szkołach, ale ten problem dotyczy również nauczycieli akademickich, osób pracujących na uczelni. Widać dominującą narrację władzy uderzania w tzw. wykształciuchów. Przez osiem lat wrogami stawali się sędziowie, przedsiębiorcy, eksperci różnych dziedzin, ale też nauczyciele. Obecna ekipa rządząca bardzo nie lubi osób wykształconych, które mają własne zdanie i potrafią samodzielnie myśleć. Uderza się w nich z wielu stron.
Jest Pani ekspertką od liczb i wykresów, autorką projektu ciekaweliczby.pl, od lat analizuje Pani m.in. sytuację nauczycieli. Co pokazują te analizy?
– Dzieje się bardzo wiele złego. Sytuacja jest wręcz dramatyczna. Jeśli popatrzymy na wynagrodzenia nauczycieli, to widzimy zapaść. Tymczasem rząd PiS bardzo często podnosi taki argument, że w okresie rządów PO-PSL nie było podwyżek. Wybiórczo pokazują lata, kiedy nauczycielom rzeczywiście podwyżek nie wypłacano, ale już nie pokazują lat, kiedy podwyżki były znaczące. Na tej samej zasadzie można wykazać, że i za PiS były lata, w których nauczyciele nie mieli podwyżek. Chodzi o 2016 r. i 2021 r.
Spójrzmy więc na relację między wynagrodzeniami nauczycieli a pensją minimalną w kraju. Co z niej wynika?
– W 2021 r. nauczyciele nie mieli podwyżek, w 2022 r. były one niewielkie, podobnie jest w tym roku. Tymczasem jak popatrzymy na okres od 2021 r. do teraz, to skumulowana inflacja wyniosła powyżej 30 proc. Z kolei łączne podwyżki nauczycieli od 2021 r. to zaledwie kilkanaście procent. Nauczyciele są zatem stratni. Zarabiają realnie mniej niż kilka lat temu.
Dochodzimy do tak absurdalnej sytuacji, że nauczyciele otrzymują podwyżki nie dlatego, że według władzy powinni godnie zarabiać, tylko najczęściej dlatego, żeby ich wynagrodzenia nie spadały poniżej płacy minimalnej.
Z tego też wynikał ten ubiegłoroczny manewr ze zmianami w stopniach awansu zawodowego, kiedy po likwidacji dwóch stopni stażysty i kontraktowego utworzono kategorię nauczyciela początkującego. Chodziło m.in. o to, żeby uniknąć sytuacji, kiedy wynagrodzenie nauczyciela stażysty było dużo poniżej płacy minimalnej.
Płaca minimalna wciąż rośnie. W 2024 r. wynagrodzenie minimalne ma wzrosnąć dwa razy do pułapu 4,3 tys. zł. Jak to się ma do płac nauczycieli?
– Płaca minimalna w bieżącym roku wzrosła dwukrotnie, łącznie o prawie 20 proc., a w 2024 r. ten wzrost również będzie na poziomie prawie 20 proc. W ciągu dwóch lat wzrost płacy minimalnej wyniesie zatem w sumie ok. 40 proc. Nauczyciel może tylko pomarzyć o takiej podwyżce. Oczywiście PiS chwali się przyszłorocznymi podwyżkami dla budżetówki o 12,3 proc., chociaż okazuje się, że w ustawie budżetowej zapisali mniej. Przeliczyłam to i okazuje się, że nawet gdyby podwyżki były na poziomie 12,3 proc., to nauczyciel początkujący po tej podwyżce będzie zarabiał o 98 zł mniej, niż wyniesie płaca minimalna. Absurd.
Wiadomo więc, że nauczyciele będą musieli otrzymać większe podwyżki, żeby nie spaść poniżej progu. Dochodzimy więc do groteskowej sytuacji, w której woźny w szkole będzie zarabiał więcej niż niejeden nauczyciel.
Rządzący przeznaczają więc na podwyżki dla nauczycieli tylko tyle, ile muszą dać, żeby wynagrodzenia w tej grupie nauczycieli, głównie początkujących, nie spadły poniżej płacy minimalnej. Skąd to mrożenie płac w oświacie, jak to wytłumaczyć?
– Według mnie wyjaśnienie jest takie, że partia rządząca nie lubi pewnych grup, których nie zalicza się do swojego potencjalnego elektoratu. Wiadomo, że budżet państwa to nie jest worek bez dna i z politycznego punktu widzenia władza woli przeznaczyć pieniądze dla tych grup, które stanowią jej elektorat.
Wiadomo, że po 15 października powstanie nowy rząd, nikt nie wie tylko, z jakiej opcji, tej samej czy innej. To zależy od wyniku wyborów.
– Każdy głos w wyborach ma znaczenie. Mam nadzieję, że nauczyciele pójdą w zdecydowanej większości na wybory i poprzez swoje decyzje jako wyborcy powstrzymają to psucie prestiżu zawodu nauczyciela i degrengoladę w systemie edukacji. Tu nie chodzi wyłącznie o kwestie podniesienia wynagrodzeń nauczycieli, ale też konieczność wprowadzenia zmian w programach nauczania, podręcznikach, w treściach, które obecnie nie przystają do XXI w.
Projekt ciekaweliczby.pl zyskał sobie już niemałą rzeszę obserwujących i medialny rozgłos. Sporo do myślenia daje np. ostatnia tabela dotycząca pensji nauczycielskich datowana na 25 sierpnia. Jest tam m.in. wykres, który pokazuje, o ile wynagrodzenie nauczyciela dyplomowanego było wyższe od płacy minimalnej w minionych 16 latach. I tak w 2007 r. zarabiał on o 135 proc. więcej niż wynosiła płaca minimalna, w tym roku tylko o 26 proc. więcej.
– A jeśli spojrzymy na nauczyciela początkującego, to okazuje się, że zarabia zaledwie 3 proc., a mianowany o 8 proc więcej od płacy minimalnej, czyli odpowiednio 90 zł i 290 zł. Co z tego, że w ciągu tych ośmiu lat rządów PiS nauczyciele zarobili kilkadziesiąt procent więcej, czym rządzący chwalą się nieustannie, skoro ich zarobki w tym okresie zbliżyły się do płacy minimalnej. Nie jest bowiem ważny procentowy wzrost, tym bardziej że w warunkach wysokiej inflacji te procentowe podwyżki są wyższe, tylko właśnie relacja do płacy minimalnej.
Jeśli jest tak dobrze, jak mówi władza, to dlaczego są takie braki kadrowe w oświacie? Młodego nauczyciela, który niedawno rozpoczął pracę w zawodzie, średnio interesuje, ile wynosił procentowy wzrost pensji w ostatnich latach, dla niego ważne jest, ile zarabia tu i teraz.
Dlaczego tak łatwo żongluje się tymi liczbami? Ma Pani na to jakąś teorię?
– Dlatego że niewiele jest takich osób, które są w stanie to sprawdzić i odkłamać. Trzeba trochę w tych liczbach i danych posiedzieć, żeby zauważyć nieścisłości. Władza często prezentuje dane, które jej najbardziej pasują do narracji. Mówią o kwotach średnich, które są przecież zależne od wielu czynników, np. nadgodziny, a unikają mówienia o tym obowiązującym minimum z rozporządzenia MEiN. Mówią o wzrostach procentowych na przestrzeni lat, bo to ładniej wygląda niż prawda, że nauczyciel początkujący obecnie zarabia zaledwie 90 zł powyżej płacy minimalnej.
Czy jest szansa na to, że nadejdą lepsze dni dla edukacji?
– Opozycja demokratyczna deklaruje, że edukacja to jest jeden z głównych tematów, którym trzeba się niezwłocznie zająć po wyborach. Jedni zapowiedzieli 20 proc. podwyżki, inni 30 proc. Ja wierzę, że nauczyciele otrzymają solidne podwyżki, jeśli opozycja będzie miała szansę stworzyć rząd. Edukacja to jest temat absolutnie priorytetowy.
Od dobrej edukacji zależy przecież tak wiele. To, jak ułożymy sobie życie. To, jak będzie rozwijała się gospodarka. Edukacja jest kluczem do rozwoju. Nic lepiej nie wyrównuje szans jak właśnie dobra edukacja.
(…)
W projekcie ciekaweliczby.pl dużo miejsca zajmuje edukacja. Dlaczego?
– Stworzyłam projekt, bo byłam zniesmaczona liczbą fake newsów, które zaczęły pojawiać się w przestrzeni publicznej i stwierdziłam, że czasami jedna liczba, jeden wykres może być najlepszym sposobem na to, żeby coś odkłamać i jednocześnie w prosty sposób przekazać wiedzę. Zaczęłam ponad sześć lat temu. Przyświecał mi cel, żeby ta debata publiczna była bardziej oparta na faktach i liczbach, a nie na opiniach.
Jednak to nauczyciele zajmują tak wiele miejsca w Pani projekcie?
– Temat jest mi bliski również dlatego, że moi rodzice są nauczycielami, oboje już emerytowanymi. Wychowana jestem w środowisku nauczycielskim i znam bolączki, z którymi nauczyciele się mierzą. To jest temat bliski mojemu sercu, bo wiem, jak dużo wysiłku nauczyciele wkładają w swoją pracę. Dlatego jestem przeciwna mówieniu, że nauczyciele pracują tylko 18 godzin. To tak, jakby powiedzieć, że sportowiec, który przygotowuje się przez kilka lat do biegu olimpijskiego na setkę, pracował tylko przez tych kilka sekund na bieżni.
Dziękuję za rozmowę.
Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 40-41 z 4-11 października br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl
Fot. Archiwum prywatne